Palacze pykają w palarni, bary wolne od dymu. 15 listopada znowelizowana ustawa antynikotynowa wchodzi do klubów, restauracji, kawiarni. Jak to będzie wyglądało w praktyce?
<!** Image 2 alt="Image 160662" sub="W klubie „Mózg” dla palaczy powstała osobna szczelna sala z wyciągiem powietrznym. Od 15 listopada bar i druga sala staną się strefą wolną od tytoniu Fot. Tymon Markowski">Zmiany w przepisach definiują pojęcie palarni. Nie wystarczy już tylko wydzielony kąt. Odtąd ma być to zamknięte i wyodrębnione od ciągów komunikacyjnych pomieszczenie, w którym powietrze jest regularnie filtrowane. Takie rozwiązanie można zastosować tylko w lokalach o powierzchni powyżej 100 metrów kwadratowych. W mniejszych zacznie obowiązywać całkowity zakaz palenia. Co prawda restrykcje dotyczą wielu miejsc publicznych - takich jak szkoły, uczelnie, zakłady pracy czy pociągi - to najbardziej odczujemy je jednak w klubach, kawiarniach i lokalach gastronomicznych.
W jednej sali bydgoskiego klubu „Mózg” wyodrębniono osobne szczelne pomieszczenie. W środku zainstalowano wyciąg. Inwestycja kosztowała 10 tysięcy złotych. Zmienił się nieco wystrój lokalu.
- Nie można traktować palaczy gorzej niż niepalących. Dlatego nie wyobrażam sobie, aby mieli wychodzić na dwór. W naszym klimacie jest to niemożliwe - mówi Sławomir Janicki, właściciel „Mózgu”.
<!** reklama>- Chociaż „London Pub” i „Merlin” nie należą do największych pubów, to nie trzeba było tam wstawiać ścianek działowych, a palarnie powstały w już istniejących i najlepiej wentylowanych salach.
W „Tabubarze” zabraknie popielniczek. Wewnątrz klubu obowiązywać będzie zakaz palenia, a przed wejściem stanie ogrodowy namiot, z którego będą mogli korzystać palacze.
- To jedyna opcja. Nasz klub jest za mały, aby wydzielić palarnię. Na zewnątrz chcemy ochronić palaczy przed deszczem i wiatrem. Zimą może wstawimy ogrzewanie, ale nie będzie to osobne pomieszczenie - zapowiada Ewa Nawrocka, menedżer „Tabu”.
Podobnie jest w restauracji „Stary Port 13”. Wielkość lokalu nie pozwoliła na wydzielenie kabiny do palenia, ale kelnerzy nie ukrywają, że nowe przepisy są zgodne z oczekiwaniami większości klientów.
- Mieliśmy nawet pomysł, aby kilka stolików stało za ścianą ze szkła, ale to nie byłoby komfortowe rozwiązanie. Zresztą już teraz palacze z grzeczności wychodzą na zewnątrz. Przed wejściem postawimy popielnice - mówi Jacek Zaremba, kierownik sali restauracji.
Inspektorzy z powiatowego sanepidu już przygotowują plan kontroli w bydgoskich lokalach. Będą sprawdzać, czy filtry w palarniach są wystarczająco wydajne, a na ścianach nie brakuje informacji o zakazie palenia. W przypadku jakichś niedociągnięć właścicielom grozi kara do 2 tysięcy złotych. Na bieżąco interwencje mają podejmować też policjanci. Jeśli znajdzie się oporny klient palacz, można wezwać mundurowych, którzy na początku będą upominać, a z czasem zaczną wymierzać kary - do 500 złotych. Jednak nowelizacja ustawy ogranicza kompetencje strażników miejskich.
- Z dniem 15 listopada zmieni się część zapisów, ale rozporządzenie mandatowe pozostanie bez zmian. W rezultacie możemy skutecznie karać za brak informacji o zakazie palenia, ale nie mamy prawa podejmować interwencji związanych z jego łamaniem - wyjaśnia Arkadiusz Bereszyński, rzecznik prasowy bydgoskiej Straży Miejskiej.