Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Manewry z petem w ręku

Małgorzata Oberlan, zdjęcia Adam Zakrzewski
Jesteśmy niemodni, podobno mniej wydajni w pracy i systematycznie rugowani z przestrzeni publicznej. Od dwóch lat my, palacze, toczymy cichą grę. To potyczki o puszczenie dyma. Z samym sobą i przepisami.

Jesteśmy niemodni, podobno mniej wydajni w pracy i systematycznie rugowani z przestrzeni publicznej. Od dwóch lat my, palacze, toczymy cichą grę. To potyczki o puszczenie dyma. Z samym sobą i przepisami.

<!** Image 2 align=none alt="Image 200344" sub="Coraz gęściej od zakazów. Kto je łamie, może zabulić nawet 500 zł mandatu. Szczególnie w Bydgoszczy...">

Impreza z rodzaju bankietowych. Ponad setka gości, świece na stołach, muzyka na żywo. Panie w sukienkach, panowie w garniturach. Do godz. 23 Francja elegancja. Jemy bułkę przez bibułkę, czyli grzecznie wychodzimy zapalić przed restaurację. Na termometrze jakieś trzy stopnie na plusie, więc odpalamy się z trzęsącymi rękoma.<!** reklama>

- Ziiimno? - pyta Ania.

- No - rzucam między jednym a drugim machem. Ziąb do kości, ale dajemy radę.

Po północy bariery puszczają. I palaczom, i obsłudze szatni, która przymyka oko na dym w holu. Skądś pojawia się nawet metalowa popielnica. Po godz. 3, gdy opuszczamy lokal, siekierę można tu powiesić. A i w toaletach petów nie brakuje. To wszystko nasza brudna robota.

W Bydgoszczy solą równo

To już dwa lata. 15 listopada 2010 roku ustawowo wprowadzono restrykcyjne zakazy, dotyczące palenia w miejscach publicznych. Nie można już palić w barach, restauracjach i dyskotekach (chyba, że mają osobną, wentylowaną salę), a także w kinach, pociągach, na uczelniach, w szpitalach, obiektach sportowych i na przystankach autobusowych. Za odpalanie się w każdym z tych miejsc grozi do 500 złotych mandatu.

- Dla nas 15 listopada 2010 roku nie był żadną datą magiczną - zaznacza Arkadiusz Bereszyński, rzecznik Straży Miejskiej w Bydgoszczy. - Już wcześniej nasi radni uchwalili zakaz palenia na przykład na przystankach komunikacji miejskiej. I już wtedy podejmowaliśmy interwencje.

A interwencje bydgoskich municypalnych wobec palaczy są imponujące. Tylko w zeszłym roku wlepili 1338 mandatów za kopcenie w miejscach objętych zakazem (głównie na przystankach MZK), a pouczyli 1530 razy! W tym roku zdążyli przysolić już 1181 mandatów, więc całkiem prawdopodobne, że pobiją ubiegłoroczny wynik.

Tymczasem w Toruniu municypalni ukarali mandatami, odpowiednio, tylko 134 i 148 razy. Powoli zaczynam rozumieć, o co może chodzić tym, którzy domagają się rozwiązania w Bydgoszczy straży...

Przy okazji, ciekawostka. Nie wystarczy stanąć z papierosem za przystankową wiatą, by nie łamać przepisów. - Przystanek obejmuje teren 15 metrów od słupka informującego o nim, licząc w każdą stronę - wyjaśnia Arkadiusz Bereszyński.

Od strony prosektorium

Szpital wojewódzki na toruńskich Bielanach. Znaków przypominających o tym, że to strefa wolna od dymu tytoniowego, jest tu wiele, palaczy - też sporo. Oddają się zgubnemu nałogowi albo wśród drzew, albo idą va banque i zaciągają się tuż przed wejściem głównym. Ochrona jednak coraz częściej takich ryzykantów przegania.

- W szpitalu miejskim, przy ulicy Batorego, pali się z kolei na wewnętrznym dziedzińcu, od strony prosektorium - dorzuca Jola, która niedawno odwiedzała tam swojego krewnego. I paliła razem z grupą w białych kitlach.

Toruńskie lecznice nie są żadnym wyjątkiem. Prawie wszędzie personel i pacjenci usiłują w strefach wolnych od dymu znaleźć wyspę dla siebie. Podobnie jest na dworcach i w samych pociągach. Niby palić nie można, wagony dla palących przeszły do historii, ale...

- Ludzie odpalają się w toaletach, co osobiście uważam za upokarzanie samego siebie - mówi Paweł, pracujący w obsłudze kolei. - Ale może czegoś nie rozumiem, bo nie palę i nigdy nie paliłem.

Manewry z petem w ręku uskuteczniają też hotelowi goście. I nie chodzi tylko o tych, odwiedzających podrzędne hoteliki. Nałóg jest demokratyczny.

- Czy są u państwa pokoje dla palących? - pytam w czterogwiazdkowym hotelu „Stary Młyn”, malowniczo położonym nad Brdą w Bydgoszczy.

- Nie ma. Hotel jest strefą wolną od dymu. Ale są pokoje z tarasami - słyszę w recepcji.

Jako palaczka rozumiem doskonale, o co chodzi. Zresztą w dalszej rozmowie pracownik zdradza, że goście łamią zakaz palenia w różnych miejscach. Są upominani, ale nie zawsze wykazują chęć poprawy.

Oficjalnie, jak przekazuje Karolina Przybylska z działu marketingu, jedynym miejscem w Starym Młynie, w którym można zakurzyć, jest VIP-klub. - Czasem uruchamiamy taką palarnię podczas wieczornych imprez - wyjaśnia. - A od wiosny do jesieni goście grzecznie wychodzą do ogrodu albo przed hotel.

Nie dociekam, w jaki sposób tutejsi bywalcy rzucają palenie tylko na okres zimowy.

Co się okazało mitem?

Restrykcje wprowadzone przed dwoma laty niewielu zniechęciły do nałogu. Nadal pali (kurzy, jara, recha - wybierz ulubione) prawie co trzeci dorosły Polak. Dokładnie 27,2 proc. z nich.

Z pewnością za to mniej rodaków pali biernie, bo nie są już jednak tak często zatruwani w lokalach gastronomicznych czy firmach, w których pracują (zniknął obowiązek pracodawcy organizowania palarni). W innych miejscach, o czym wyżej, bywa różnie.

Rośnie też odsetek Polaków, deklarujących chęć rzucenia palenia. Jeśli nawet nie zrealizują swojego zamiaru, to budująca wydaje się sama świadomość szkodliwości nałogu.

Kompletnie nie sprawdziły się czarne wizje, dotyczące masowych plajt lokali gastronomicznych i rozrywkowych, roztaczane przed 15 listopada 2010 roku. Knajpy jakoś sobie poradziły. Jedne zainwestowały w wentylację, drugie nie, ale i tak jakoś nie straciły klientów. Nie pozwalniały też masowo personelu, co wieszczyli niektórzy. Przybyło za to sytuacji nowych.

- Wyjście z papierosem, a zazwyczaj przy okazji z piwem w ręku przed knajpę, szczególnie na starówce, coraz częściej staje się źródłem konfliktów - mówi Mirosław Bartulewicz, komendant Straży Miejskiej w Toruniu. - Gdyby niektórzy goście nie wychodzili na zewnątrz, nie dochodziłoby do zaczepek czy awantur na ulicach.

Rachunek sumienia nałogowca

Nałogowiec zawsze znajdzie jakiś sposób, żeby zapalić. Nawet jeśli potem miałby długo czuć do siebie wstręt.

- Najbardziej upokarzający papieros? Chyba ten zapalony po porodzie. W styczniu, przed szpitalem, w szlafroku. No, i w zaspach śniegu. Porażka... - przyznaje Dorota, matka dwojga dzieci.

- Nawet nie papieros, ale ledwie trzy machy na lotnisku Okęcie. W ciasnej przeszklonej budce, w której czujesz się jak małpa obserwowana przez wszystkich innych, porządnych obywateli. Ciasnota i pełne petów popielnice (pewnie specjalnie ich nie sprzątali) dawały efekt wędzarni. Po trzecim machu uciekłam - wspomina Maria, pracownica wydawnictwa.

Dla Krzysztofa natomiast, wypalającego dziennie prawie dwie paczki westów, ten wypalony do połowy na placu zabaw przed przedszkolem.

- Miałem odebrać synka. Czekałem, aż skończą się zajęcia plastyczne. W połowie palenia przyszła dyrektorka przedszkola i zwróciła mi uwagę. Nigdy nie było mi tak wstyd.

PS Imiona niektórych palaczy zostały zmienione.

warto wiedzieć

__

Całkowity zakaz palenia? Prawdopodobny


Podczas XVI Międzynarodowego Kongresu Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego lekarze wyznaczyli rok 2030 jako sugerowaną datę wprowadzenia całkowitego zakazu palenia tytoniu w Polsce.


Pomysł popiera Ministerstwo Zdrowia. - Intencje i oczekiwania Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego są zrozumiałe, biorąc pod uwagę skalę zagrożeń ludności chorobami odtytoniowymi, w czym istotny udział stanowią choroby serca i naczyń krwionośnych - powiedziała Agnieszka Gołąbek, rzeczniczka ministerstwa.


Co ciekawe, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz sam... pali.

__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!