Na początku sierpnia klient zostawił telefon komórkowy w taksówce. Teraz żąda odszkodowania. Właściciele korporacji uważają, że nie ponoszą odpowiedzialności za pozostawione rzeczy.
Bydgoszczanin jechał taksówką Radio Taxi „Zrzeszeni” w jeden z sierpniowych wieczorów. - Miałem dwa telefony, przez jeden rozmawiałem, a drugi położyłem na siedzeniu. Zostawiłem go, kiedy wysiadałem - mówi nasz Czytelnik. - Gdy się zorientowałem, że nie mam telefonu, zadzwoniłem do dyspozytorki i zażądałem, by zatrzymała taksówkarza. Chodziło tu przecież o przywłaszczenie sobie cudzej własności. Wysłałem pismo do szefa radio taxi, zgłosiłem też sprawę policji. Nie otrzymałem odpowiedzi. Byłem też w tej korporacji, gdzie stwierdzili, że to moja wina, że zgubiłem telefon.
<!** reklama>W siedzibie taxi wyjaśniono nam, że kierowca, który nie jest przecież pracownikiem firmy, szukał telefonu naszego Czytelnika. Niestety, nie znalazł go. Ustalono też, że od czasu, kiedy bydgoszczanin wysiadł z samochodu, taksówką jechały dwie osoby. - Ten pan, dzwoniąc do dyspozytorki zażądał, by kierowca się zatrzymał i przeszukał pasażerów. Kierowca nie miał takich uprawnień - wyjaśniano nam w „Zrzeszonych”. - Klient miał pretensje o to, że ktoś wydzwonił 150 złotych. Zgodnie z prawem przewoźnik, nie ponosi odpowiedzialności za rzeczy, które ktoś zgubił.
W radio taxi usłyszeliśmy, że mieszkaniec żąda wypłaty odszkodowania, choć nie ma praktycznie dowodu na to, że telefon w tej taksówce został. - Mógł go zgubić w innym miejscu - powiedział przedstawiciel firmy. - Nie wiemy, co mamy zrobić, bo ten pan nas ciągle oczernia i grozi złożeniem skargi do prezydenta.
Kto ma rację? Odpowiedzą policjanci, którzy wyjaśniają okoliczności zdarzenia.
