Tekst na ten temat rzeczniczki prasowej urzędu marszałkowskiego niczym motto otwiera cytat jej szefa, marszałka: - W tym roku zakończymy wiele ważnych inwestycji na wojewódzkich trasach. Utrzymujemy dobre tempo robót, a rekordowa pula środków pozwala realizować kolejne ważne inwestycje - nie bez dumy podkreśla Piotr Całbecki.
Następnie rzeczniczka, świadoma pragmatyki służbowej, oddaje głos wicemarszałkowi Sosnowskiemu, który z zadowoleniem zauważa, że nowy etap prac na „254” udaje się realizować „bez konieczności stawiania zasłaniających widok ekranów akustycznych, na czym, wiemy to z konsultacji społecznych, zależało mieszkańcom Łabiszyna”. Zagadką dla mnie pozostaje, dlaczego mieszkańcy Łabiszyna postanowili wystąpić przeciwko ekranom, o które w innych miejscowościach ludziska toczą uparte boje. Dlaczego wybrali hałas w domu i w zamian za to widok na drogę, po której sunie sznur pojazdów, w sporej części ciężarówek wypełnionych produktami kombinatu cementowego z Barcina?
Po popisach szefów w informacji dla mediów napotykamy wreszcie twardy konkret. Dowiadujemy się otóż, że na dniach sprzęt drogowy wjedzie na ulice Bydgoską i Barcińską, czyli główną przelotówkę Łabiszyna. „Wykonawca rozpocznie prace na 1,5-kilometrowym odcinku drogi z końcem sierpnia - donosi rzecznika urzędu marszałkowskiego. - Celem inwestycji jest wzmocnienie konstrukcji jezdni oraz budowa chodników i bezpiecznych przejść dla pieszych, powstaną też nowy system odprowadzania deszczówki i nowe oświetlenie. Dodatkowo na skrzyżowaniu z drogą wojewódzką nr 246 w kierunku Szubina powstanie rondo poprawiające bezpieczeństwo i płynność ruchu. W pierwszym etapie roboty prowadzone będą bez zamykania ulic, kierowcy muszą liczyć się jednak z przewężeniami i ruchem wahadłowym. Dlatego zalecamy korzystanie z alternatywnych tras. Prace w Łabiszynie zakończą się w przyszłym roku”.
Jednym być może serce rośnie, innym, na przykład mnie, serce niespokojnie kołacze. Wespół z paroma tysiącami ludzi, którzy swoje miejsce na Ziemi znaleźli pomiędzy Brzozą i Łabiszynem, mam bowiem za sobą siedem wariackich miesięcy przy przebudowie 13-kilometrowego kawałka asfaltu, który po dokonanych już i planowanych jeszcze wysiłkach drogowców bynajmniej nie stanie się autostradą. Był to czas, w którym każdego dnia można było być zaskoczonym kolejną niezapowiedzianą zmianą w ruchu. Tu coś zamknęli, a tam otworzyli, o czym najczęściej informowały małe, niepodświetlane znaki drogowe albo ustawiana na łapu capu tymczasowa sygnalizacja świetlna. Fakt, że w tym zamieszaniu chyba nikt z okolicznych mieszkańców nie uszkodził sobie auta, uznać trzeba za kolejny dowód na to, że Polak potrafi.
Wykonawcą kontraktu na drodze nr 254 jest firma Transpol z Łojewa w powiecie inowrocławskim. Z jednej strony, to dobrze, że na przebudowie zarabia lokalna firma, zapewne zatrudniająca ziomków. Z drugiej strony, boję się nadchodzących miesięcy, w których potencjał Transpolu będzie musiał być rozłożony na dwa fronty robót. Oby z tego nie wyszło jeszcze większe zamieszanie i w rezultacie - opóźnienie. Ale to się okaże prawdopodobnie już po wyborach.
