Ofiary, którym udało się uciec od swoich oprawców, nadal nie są bezpieczne. Prawo ochrania katów, nie osoby, które były przez nich dręczone. Te muszą radzić sobie z przemocą i brakiem dobrej woli.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173057" sub="Od ponad roku Zofia Woźniak jest bezdomna. Dzięki pomocy dobrych ludzi może liczyć na tymczasowe schronienie Fot. Jacek Smarz">
Zofia Woźniak jest jedną z nich. Swoje mieszkanie widziała rok temu, kiedy uciekała przed mężem, który chciał ją zabić. Dzisiaj jest bezdomna. - Przez lata mąż znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie - opowiada kobieta. - Myłam się tylko zimną wodą, bo ciepła kosztowała za dużo i mąż zakręcał kurek.
Mężczyzna nie pozwalał jej również pracować, a nawet wychodzić z domu. - Kiedy spóźniałam się pięć minut, był telefon i groźby, że jak wrócę, to będzie kara. I była. Mąż wykręcał mi ręce, gwałcił kilka razy dziennie. Kiedyś próbował wyrzucić mnie z balkonu.
<!** reklama>18 lutego 2010 roku Zofia Woźniak miała umrzeć.
- Kiedy wróciłam do domu, popchnął mnie do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Potem rzucił się na mnie i brutalnie zgwałcił. Kiedy było po wszystkim, nadal nie był spokojny. Chodził po pokoju i powtarzał, że to są moje ostatnie chwile. Byłam przerażona, bo wyglądał jak w transie. Miał czerwone białka, dyszał. Powtarzał, że dopóki mnie nie zabije, to nie odzyska spokoju.
Kobieta spędziła kilka godzin w jednym pokoju z oprawcą, który bił ją i kopał.
- W pewnym momencie zaczął szukać pistoletu na gwoździe. Mówił, że wystarczy, żeby przebić mi głowę na wylot.
Kiedy nie mógł znaleźć narzędzia, poszedł po kij bejsbolowy.
- Zaczęłam się modlić, że jeśli mam umrzeć już teraz, to żeby chociaż nie bolało mnie za bardzo.
A jednak ktoś nad nią czuwał. W pewnym momencie kobiecie udało się uprosić męża, by ten wypuścił ją do toalety. - Kiedy otworzył drzwi, rzuciłam się do wyjścia i uciekłam. Biegłam, ile sił w nogach - mówi.
Na przystanku kobiecie pomógł przypadkowy mężczyzna, który zawiadomił policję. Pani Zofia zdążyła zabrać ze sobą tylko kilka osobistych rzeczy. Reszta została w mieszkaniu.
Ucieczka zapewniła kobiecie spokój, ale nie poczucie bezpieczeństwa. Po uzyskaniu rozwodu z orzeczeniem o winie oraz eksmisji byłego męża, kobieta nadal jest na bruku. Powód? Brak dobrej woli urzędników. - Komornik zawiesił eksmisję. Twierdzi, że najpierw gmina musi wskazać tymczasowe lokum.
- To bzdura - twierdzi Danuta Gadziomska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Edukacji i Profilaktyki Uzależnień w Toruniu. - Sprawa pani Zofii nie jest skomplikowana. Jej męża uznano za winnego znęcania się nad żoną, potem odbył się ich rozwód z orzeczeniem o winie. Następnie sąd nakazał eksmisję męża z mieszkania. Komornikowi zabrakło wiedzy oraz chęci - twierdzi dyrektor.
Dlaczego? Ponieważ kobieta została przez sąd zwolniona z kosztów, co znaczy, że komornik nie będzie miał z tej sprawy korzyści. - I to właśnie ma zasadniczy wpływ na tę procedurę - dodaje Danuta Gadziomska. - Komornik nie sprawdził, że oprawcom nie przysługuje żaden lokal zastępczy. A brak takiego lokalu w żadnym wypadku nie może wstrzymać eksmisji!
Nie udało nam skontaktować się z komornikiem zajmującym się sprawą pani Zofii. Inni komornicy nie pozostawiają złudzeń: - Nikomu nie opłaca się prowadzić takich spraw. Z tego nie ma zysku - mówi jeden z nich, który chce pozostać anonimowy.
Ze sprawą Zofii Woźniak udaliśmy się także do władz miasta, które obiecały pomóc. - Na razie nic nie udało mi się ustalić, ponieważ ta sprawa nie jest taka prosta, jak pani twierdzi - tłumaczą urzędnicy. - Musimy cierpliwie czekać. - Na cud? - Dlaczego nikt mi nie pomoże? - pyta zdesperowana kobieta.