https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dom wariatów w izbie przyjęć

Piotr Schutta
Piętnastolatek, który chciał się zabić, spędził noc w izbie przyjęć bydgoskiej kliniki psychiatrii, czekając 13 godzin na karetkę. Spał na podłodze przy wyjściu, ponieważ główny hol okupował agresywny pacjent, przywieziony przez policję. To tutaj norma.

<!** Image 3 align=right alt="Image 224737" sub="Wystarczy, że osoba pijana, zatrzymana przez policję w jakiejkolwiek sprawie, jest agresywna lub zasugeruje, iż ma myśli samobójcze, automatycznie wieziona jest do izby przyjęć kliniki psychiatrii przy Kurpińskiego. [Fot. Piotr Schutta]">Piętnastolatek, który chciał się zabić, spędził noc w izbie przyjęć bydgoskiej kliniki psychiatrii, czekając 13 godzin na karetkę. Spał na podłodze przy wyjściu, ponieważ główny hol okupował agresywny pacjent, przywieziony przez policję. To tutaj norma.

O skandalicznych warunkach panujących w izbie przyjęć Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum UMK przy ulicy Kurpińskiego w Bydgoszczy mówi się od wielu lat i od lat nic się w tej kwestii nie zmienia.

Każdego miesiąca przewija się przez to miejsce około czterystu pacjentów z psychozami, urojeniami, myślami samobójczymi i depresją. Jedna czwarta z nich otrzymuje wskazanie do hospitalizacji, ale w Bydgoszczy brakuje łóżek psychiatrycznych, więc chorzy wożeni są do szpitali w Toruniu, Świeciu, Lipnie. Czasem jeżdżą nawet do Gniezna, Złotowa czy Gostynina. 

W tutejszej izbie przyjęć chorzy muszą jednak poczekać na transport. Niestety, Szpital Uniwersytecki im. Jurasza dysponuje tylko trzema karetkami, więc czeka się... po kilkanaście godzin w towarzystwie pijanych i agresywnych delikwentów, których z upodobaniem przywozi tu bydgoska policja oraz pogotowie ratunkowe. Szpitalna izba przyjęć zamienia się wtedy w przedsionek piekła.<!** reklama>

Wymiotują i robią pod siebie

- Tak jest od wielu, wielu lat. Cały nasz szpital mieści się w budynku, który się do tego nie nadaje. Kiedyś był tu hotel dla pielęgniarek - szef bydgoskiej Katedry i Kliniki Psychiatrii CM UMK profesor Aleksander Araszkiewicz, który jest także konsultantem wojewódzkim w dziedzinie psychiatrii, nawet nie próbuje się bronić. - Ależ ja wiem, że warunki w naszej izbie przyjęć są skandaliczne. Walczę z tym od 1995 roku. Nic mi się w tej kwestii nie udało zmienić, absolutnie nic - przyznaje z goryczą profesor i bierze do ręki raport z pracy izby przyjęć z 25 października tego roku. 

Zresztą, po jakiekolwiek sprawozdanie by nie sięgnął, jego treść byłaby podobna: organiczne zaburzenia urojeniowe, zespół otępienny, upojenie alkoholowe - zatrzymany do wytrzeźwienia, zaburzenia lękowe, upojenie alkoholowe - trzeźwieje, zespół paranoidalny - transport do Świecia, epizod depresyjny, upojenie alkoholowe - trzeźwieje itp. itd.

Skargi na klinikę od lat docierają do Ministerstwa Zdrowia i do Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Jedna z nich dotyczyła przewożenia kilku pacjentów naraz jedną karetką. Niedawno na lekarza z izby przyjęć poskarżył się dyrekcji szpitala Jurasza bydgoski komisariat policji. Powód? Lekarz odmówił pozostawienia w izbie przyjęć pijanego, przywiezionego przez patrol policji. Skarga odbiła się echem o ratusz, gdzie zwołano nadzwyczajne posiedzenie z udziałem przedstawicieli różnych służb. Uczestniczył w nim dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego Adam Ferek.

- To spotkanie nic nie wniosło, bo nie mogło wnieść. Miasto nie ma prawnego wpływu na tę sytuację.Planujemy spotkać się za miesiąc jeszcze raz, tym razem w szerszym gremium na posiedzeniu miejskiej i powiatowej komisji bezpieczeństwa i porządku publicznego - mówi dyrektor Ferek.

- Pacjenci wymiotują, robią pod siebie, awanturują się - mówią pracownicy izby przyjęć. Jeden z pielęgniarzy miał połamane żebra, inny otrzymał cios w głowę.

- Ostatnio na dyżurze sprawdziłem z ciekawości, dokąd pojechała karetka, na którą czekaliśmy - miała zawieźć naszego pacjenta do szpitala. Okazało się, że pojechała sobie do Sicienka odwieźć jakiegoś chorego do domu. A w tym czasie my mieliśmy w izbie przyjęć trzech ludzi w pasach bezpieczeństwa, pięciu trzeźwiejących i dwóch chorych na schizofrenię, którzy uciekli na korytarz, bo w holu nie dało się wytrzymać. A my wytrzymujemy - mówi pielęgniarz Piotr Szukalski. Niedawno kilku pacjentom udało się z korytarza uciec na wolność. - Wystawili szybę i postawili ją grzecznie obok drzwi. Nawet jej nie zbili. Tacy kulturalni -- uśmiecha się kwaśno mężczyzna.

Hol, na którym czekają pacjenci, jest niewielki, w dodatku zastawiono go ławkami z drewnianymi, twardymi siedziskami. Oprócz tego stoją tu trzy kozetki, na których mają trzeźwieć pijani.

- Niech pan posiedzi sobie na takiej ławce przez dwanaście godzin. Zobaczymy, czy panu siedzenie nie odpadnie - nie kryje sarkazmu profesor Araszkiewicz.

15-letni pacjent Dorian P. nie miał nawet szczęścia posiedzieć na ławce. Ławki były wprawdzie wolne, ale za to cały hol zajęty przez... jednego pacjenta, który wył, bluzgał, załatwiał się w spodnie i wymiotował na podłogę.

- Smród był taki, że nie dało się wytrzymać, więc uciekliśmy z synem na korytarz przy wyjściu - relacjonuje Ewa P., matka chłopca. W połowie października przyjechała tu z synem, który był w stanie pobudzenia i miał myśli samobójcze. Przez dwa dni domownicy nie mogli dać sobie z nim rady. Wezwano policję, ponieważ Dorian biegał z nożem po mieszkaniu, niszczył meble, szukał środków nasennych i groził, że zrobi krzywdę sobie i innym.

Położył się na podłodze i zasnął

Chłopiec choruje od urodzenia na porażenie mózgowe, ma niedosłuch, postawiono mu diagnozę: organiczne zaburzenie osobowości. W izbie przyjęć bydgoskiej kliniki psychiatrii spędził z matką około 13 godzin w oczekiwaniu na karetkę, która miała go zawieźć do Grudziądza, gdzie niedawno otwarto nowy oddział psychiatryczny dla dzieci i młodzieży.

- Syn był tak wyczerpany, że położył się na podłodze i zasnął - opowiada kobieta. Oprócz nich w korytarzyku ukryła się przed zabójczym smrodem kobieta, której kazano czekać do rana, aż wyparuje z niej alkohol.

W tym czasie mężczyzna leżący na kozetce w holu rzucał mięsem i zawartością swojego żołądka.

- Strasznie śmierdziało. Spodnie miał ściągnięte do połowy. To była jakaś makabra - opowiada kobieta. - Większość nocy spędziłam na stojąco w tym przedsionku. A syn leżał na podłodze. Nad ranem już nie mogłam wytrzymać i poszłam do lekarza dyżurnego, żeby coś z tym zrobił. Błagałam go. Odwrócił twarz do okna i powiedział, że mam napisać skargę do dyrektora szpitala. On nic nie może. Popłakałam się - opowiada kobieta. Pamięta, że przez większość czasu nie było na parterze żadnego personelu medycznego. Lekarz i pielęgniarka po konsultacji chorego wsiadali do windy i znikali. Do holu, z którego nie było wyjścia dla pacjentów, zaglądali tylko od czasu do czasu ochroniarze. Żaden nie zaproponował szklanki wody. Dopiero około piątej rano jeden z ochroniarzy wstawił do korytarza ławkę. Zrobił to „nielegalnie”, zastawiając drogę, którą wprowadzani są chorzy przywożeni przez policję i karetki pogotowia.

- Kiedy chciałam się wypłakać na zewnątrz, musiałam poprosić pana z ochrony, żeby mnie wypuścił, bo tam w drzwiach nie ma klamki - wspomina Ewa P. Nie może zrozumieć, dlaczego kazano jej i dziecku czekać tyle godzin w takich warunkach.

- Nie mogliśmy tego chłopca położyć na łóżku, ponieważ nie mamy stacjonarnego oddziału dziecięcego, tylko dzienny. W całej Bydgoszczy nie ma takiego oddziału. A na oddziale dla dorosłych dziecko nie może przebywać - tłumaczy profesor Araszkiewicz. - Nie mamy też żadnej izolatki przy izbie przyjęć. Pacjentowi tam oczekującemu nic zresztą nie przysługuje. Nawet gdyby siedział u nas całą dobę, nie możemy mu dać nic do jedzenia, ponieważ nie jest pacjentem hospitalizowanym. Fundusz zdrowia nie przewidział prowiantu w takim przypadku - tłumaczy nie bez zakłopotania profesor.

Historie pełne absurdu

- Dzielimy się swoimi kanapkami, gdy pacjenci są głodni. Niektórzy po rękach nas całują... - mówi Piotr Szukalski. Niedawno częstował kanapkami starszą panią, którą przywieziono z domu pomocy społecznej. Ale najpierw musiał ją umyć i założyć suchego pampersa.

- Wyprosiłem innych pacjentów do tego korytarzyka, gdzie są drzwi bez klamki, i umyłem panią - opowiada.

Podobnych, absurdalnych i dramatycznych historii bydgoska psychiatryczna izba przyjęć zna wiele. Kiedyś szukano miejsca na oddziale dla 78-letniego pacjenta. Znalazło się w odległym Lipnie, ale nie było od razu karetki. Chory starszy człowiek czekał ponad dwanaście godzin, całą noc. Wreszcie rano znalazł się transport i mężczyzna pojechał. - Ale w Lipnie nie chcieli tyle czekać. Zmienił się lekarz dyżurny i zamiast tego pana przyjęto innego pacjenta - opowiada profesor Araszkiewicz.

78-latek został więc zabrany z powrotem do Bydgoszczy, ale w tym czasie pogorszył się również jego stan somatyczny, tak więc chory zamiast do psychiatry, trafił od razu do kliniki medycyny ratunkowej.

- Rano pani doktor powiedziała mojemu mężowi, że nie musiałam tu czekać całą noc, bo przecież mogłam jechać do domu się przespać. Szkoda, że nikt mi tego wcześniej nie powiedział. Zresztą, to i tak bez sensu, bo co, miałam syna samego zostawić w tym cyrku? - mówi Ewa P.


Fakty

Za mało łóżek

Bydgoska Klinika Psychiatrii Collegium Medicum UMK działa od początku istnienia szpitala im. Jurasza. Wcześniej miała siedzibę, m.in., przy ulicy Łomżyńskiej. Na Kurpińskiego została przeniesiona w 1995 roku.

Znajduje się tutaj 75 łóżek, przy czym tylko 26 z nich to tzw. łóżka ogólnopsychiatryczne. Pozostałe miejsca przewidziane są dla pacjentów z oddziałów nerwic oraz leczenia uzależnień. Dla porównania, w Toruniu samych łóżek ogólnopsychiatrycznych jest ok. 180.

Od lipca 2013 roku, dzięki porozumieniu Narodowego Funduszu Zdrowia i marszałka województwa kujawsko-pomorskiego, zwiększono liczbę miejsc na oddziale psychiatrycznym (do 50) prywatnego Centrum Gizińskich w Bydgoszczy. W klinice tej utworzono również psychiatryczną izbę przyjęć. Jak mówi profesor Aleksander Araszkiewicz, na razie nie spowodowało to spadku przyjęć na Kurpińskiego, za to poskutkowało zmniejszeniem o połowę ryczałtu płaconego przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Zamiast 3 tys. zł na dobę Klinika Psychiatrii za prowadzenie izby przyjęć otrzymuje teraz 1500 złotych.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
Jerzy
Też o tym procederze slyszalem, ale bardziej chodziło o to że karty są podpisywane bez zgody pacjenta.
G
Gość
Pragnę dodać, że pacjent w psychiatrycznej izbie przyjęć szpitala Jurasza nie ma żadnych praw. Skandalem jest, że lekarz rezydent może bez żadnych konsekwencji fałszować szpitalne karty informacyjne pacjentów i nikt mu za to nic nie zrobi...
A
Administrator
To jest wątek dotyczący artykułu Dom wariatów w izbie przyjęć
g
gg
Tylko decydentów od 50 lat nie opuszcza dobry humor!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski