Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobry strażak musi się bać

Paweł Antonkiewicz
- To co pięknie i satysfakcjonujące w tym zawodzie już osiągnąłem - mówi Jarosław Rakowski, emerytowany strażak.

- To co pięknie i satysfakcjonujące w tym zawodzie już osiągnąłem - mówi Jarosław Rakowski, emerytowany strażak.

<!** Image 2 align=none alt="Image 186529" sub="Przed ostatnią służbą starszego aspiranta pożarnictwa Jarosława Rakowskiego tak żegnali dowódcy komendy i koledzy / Fot. Jerzy Bejmowicz">Mundur strażaka to było spełnienie chłopięcych marzeń?

Oczywiście i cieszę się, że ta fascynacja mi nie minęła. Na taki wybór wpłynęło to, że strażakiem był tata, wieloletni prezes Zarządu Gminnego Ochotniczej Straży Pożarnej w Kcyni i pierwszy prezes Zarządu Powiatowego OSP w Nakle. Wiele zawdzięczam także druhowi Stefanowi Łuczakowi, który był naczelnikiem OSP w Chwaliszewie i powołał młodzieżową drużynę, do której wstąpiłem mając 11 lat, uczył nas wszystkiego.

Wielu Pana kolegów zostało strażakami dzięki takim ludziom.

Z tamtych kolegów tylko ja. Kiedyś w jednostce ochotniczej było nawet pięć drużyn młodzieżowych, teraz czasami trudno zebrać jedną. Zmienia się również podejście dorosłych, świat i styl życia. Remiza OSP nie jest już miejscem, w którym spędza się czas i coś robi, dlatego dość trudno zaszczepić w młodzieży pasję do zawodu strażaka. Zawód ten wymaga poświęcenia, szkolenia, narażania zdrowia, a niejednokrotnie życia.

Straż też zmieniała się na Pana oczach.

Otworzyłem je szeroko, kiedy w 1984 roku zaczynałem zastępczą służbę wojskową w straży w Nakle. W Chwaliszewie mieliśmy starego żuka, a tutaj był profesjonalny sprzęt: samochody gaśnicze GBA2,5/16, GCBA 6/32, SH 18. Taka sama przepaść jest między tym, co wtedy zobaczyłem, a tym, co jest teraz, czyli sprzętem z górnej półki. Wtedy jednak straż jeździła do pożarów i pompowania wody. Dzisiaj gaszenie ognia, to około 30 procent wszystkich akcji, a reszta to ratownictwo drogowe, chemiczne, medyczne, klęski żywiołowe... To wymaga innego sprzętu i naszych umiejętności.

Spotkał Pan więcej takich ludzi jak Stefan Łuczak?

Zawsze będę wspominał nieżyjącego już kapitana Romana Kaczyńskiego. W akcjach wchodziłem z nim wszędzie. Niejednokrotnie czołgaliśmy się po poddaszach budynków pchając przed sobą aparaty oddechowe, bo na plecach by zawadzały. Bardzo szybko do mnie dotarło, że Roman widzi we mnie partnera i może na mnie polegać, starałem się być dla niego równorzędnym partnerem i chyba mi się to udało. Miał wielką wiedzę, którą potrafił przekazać i zawsze można było na niego liczyć. Wiele zawdzięczam również dowódcom zmian z Nakła i Szubina.

Bał się Pan podczas akcji?

Na kursie podstawowym w Inowrocławiu starszy wiekiem strażak powiedział mi, że dobry strażak musi się bać, bo tylko głupi nie czuje strachu. Człowiek szkoli się, ma głowę nabitą wiedzą, a każdy pożar, nawet w takim samym domu, jest inny. Wchodzi się do środka i trzeba błyskawicznie podejmować decyzje, od których nie ma odwołania. Masz ratować kogoś, działać niejednokrotnie na pograniczu i nie myślisz że sam masz żonę, córkę, działasz, a refleksja przychodzi później. Ja miałem szczęście, bo teraz rozmawiamy, ale wielu strażaków nie wróciło do domu...

Emeryci mają co opowiadać.

Prawda. Też mogę opowiadać, że jechaliśmy do mieszkania, z którego waliły kłęby dymu, a wyrzucaliśmy z niego spalone kotlety, innym razem kot bał się zejść z drzewa. Są jednak także smutne wspomnienia.

...o których nie chce się mówić?

Te obrazy jednak same wracają. Trzyletniej, ślicznej dziewczynki, potrąconej na przejściu dla pieszych, która zmarła na moich rękach po półgodzinnej próbie reanimacji... Starszego pana, który zmarł na zawał po tym, jak dowiedział się, że w pożarze stodoły padł jego koń... Mężczyzny, niezawinionej ofierze wypadku drogowego... Myślałem, że jestem twardzielem, ale obrazy często drastyczne wracają i coraz bardziej wpisują się w psychikę. Jestem jeszcze sprawny, ale lata obcowowanie z ludzkim nieszczęściem robią swoje. To co pięknie i satysfakcjonujące w tym zawodzie osiągnąłem. Uznałem, że pora odejść na emeryturę.<!** reklama>

Co teraz będzie robił emeryt Jarosław Rakowski?

Mam pomysł na życie. Ciągle będę też strażakiem, tyle, że ochotnikiem w Rynarzewie, koledzy powierzyli mi funkcję zastępcy naczelnika, nadeszła teraz pora, aby przekazać młodym to, co wiem i potrafię. Myślę, że robiąc to, co robiłem pomogłem niejednej osobie, uratowałem niejedno życie. Jednak ocenę mojej pracy pozostawiam przełożonym i tym którzy mnie zapamiętali jako strażaka.

Teczka personalna: 

Jarosław Rakowski, emerytowany strażak

Strażak, emeryt Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej, z zawodem pożegnał się w stopniu starszego aspiranta pożarnictwa po 28 latach służby od 1984 roku. Zanim został zawodowym strażakiem był członkiem młodzieżowej drużyny OSP w Chwaliszewie, odbył 2-letnią zastępczą służbę wojskową w zawodowej straży pożarnej w Nakle. Mieszka w Szubinie, jest zastępcą naczelnika OSP w Rynarzewie. Kibic piłki nożnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!