Michael G., 35-latek oskarżony
o śmiertelne potrącenie Mateusza Pyskira, stanął wczoraj przed bydgoskim Sądem Rejonowym.
Był 9 maja 2007 roku, godzina 13.40. Mateusz Pyskir, dwunastoletni gimnazjalista, miał tego dnia w szkole konkurs matematyczny. Po nim odprowadził koleżankę na przystanek autobusowy, a sam prawdopodobnie postanowił odwiedzić Media Markt, gdzie lubił chodzić, by posłuchać muzyki. Gdy przechodził przez ul. Jagiellońską, przed skrzyżowaniem z ul. Pestalozziego potrąciło go BMW, kierowane przez Michaela G., Polaka z niemieckim obywatelstwem. Chłopiec zmarł w szpitalu. Zaczęła się walka rodziców o postawienie sprawcy wypadku przed sądem.
<!** Image 2 align=none alt="Image 162248" sub="Oskarżony Michael G. (w niebieskiej koszuli i okularach) wczoraj odmówił składania zeznań przed sądem. Fot. Dariusz Bloch">
Walka przyniosła skutek dopiero wczoraj. Michael G., tęgawy mężczyzna z krótkimi, lekko wyżelowanymi włosami, to urodzony w Bydgoszczy, a mieszkający na stałe w Niemczech 35-latek, z zawodu malarz tapicer. Stawił się w bydgoskim Sądzie Rejonowym w towarzystwie adwokata mec. Grzegorza Hawryłkiewicza. Na wstępie poinformował, że jest na zasiłku dla bezrobotnych i uzyskuje dochód 350 euro miesięcznie.
Spokój na twarzy
Adwokat z miejsca wniósł o umorzenie postępowania. - Nowa ekspertyza instytutu z Wałbrzycha nie jest nowym dowodem, tylko oceną zebranego już materiału dowodowego, postępowanie należy więc umorzyć - stwierdził mecenas. O odrzucenie wniosku zgodnie zwrócili się pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Edmund Dobecki i prokurator z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. Sędzia Anna Piziewicz-Kuczyńska zdecydowała się kontynuować proces. Spokój na twarzy Michaela G. zdawał się sugerować, że mężczyzna spodziewał się tego.
Według aktu oskarżenia Michael G. zbliżając się do oznakowanego przejścia dla pieszych nie zmniejszył prędkości, czego skutkiem było potrącenie Mateusza Pyskira. Oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Z odczytanych przez sędzię jego wcześniejszych zeznań wynika, że jechał z pasażerką, prawym pasem, w kierunku centrum miasta. „Kiedy zbliżałem się do przejścia dla pieszych, nikogo na nim nie było. Przed przejściem ściągnąłem nogę z gazu, nagle zobaczyłem, że przebiega mi jakaś postać. Patrzyłem w prawo i wtedy usłyszałem huk i zobaczyłem grupkę ludzi na rogu Jagiellońskiej i Pestalozziego. Przód mojego samochodu zatrzymał się za przejściem dla pieszych” - relacjonował kierowca.
Trudna droga do prawdy
Sąd przesłuchał wczoraj oskarżycieli posiłkowych. Mocno zdenerwowana Małgorzata Pyskir zeznała, że na miejscu wypadku znalazła się około godziny później. - Usłyszałam, że Mateusz wbiegł kierowcy prosto pod samochód i odwrócił się na przejściu, bo zawołał go ktoś z grupy kolegów. Dopiero w następnych dniach okazało się, że Mateusz był wtedy sam
i nie mógł go nikt zawołać. Pamiętam policjanta, który zadał mi pytanie, dlaczego dziecko było samo. Powiedziałam, że syn chodził do gimnazjum i w tym wieku nie odbiera się już dziecka ze szkoły. Dotarliśmy do dwóch chłopców z Technikum Elektronicznego, którzy widzieli zdarzenie. Jeden z nich powiedział, że samochód jechał tak szybko, że prawie go nie było widać...
<!** reklama>
Do kilkorga świadków rodzice Mateusza dotarli na własną rękę. Tak było, między innymi, z załogą karetki pogotowia, która przyjechała na miejsce wypadku i pracownicą pobliskiej agencji nieruchomości. - Za ekspertyzę Instytutu Techniki Samochodowej z Wałbrzycha zapłaciliśmy około 2000 złotych. Dopiero ona otworzyła drogę do wznowienia umorzonej sprawy - stwierdził na korytarzu sądowym Jerzy Pyskir. Kolejna rozprawa 13 stycznia 2011 roku. Michaelowi G. grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.