Policja wyjaśnia sprawę kupna przez Muzeum Archeologiczne w Biskupinie samochodu, który przez kilka lat był użyczany tej instytucji przez Tomasza Szarskiego.
Tomasz Szarski od lat drukuje dla muzeum w Biskupinie foldery, książki i reklamowe broszury. Wiesław Zajączkowski, dyrektor muzeum, nie ukrywa, że pan Tomasz jest jego przyjacielem.
<!** reklama left>- Tomasz Szarski robi bardzo dużo dla muzeum - mówi Wiesław Zajączkowski. - Kilka lat temu użyczył muzeum samochód. Jeździli nim wszyscy nasi pracownicy. Kilka dni temu kupiliśmy ten pojazd. Wszystko było załatwione legalnie. Jest umowa kupna-sprzedaży. Niestety, wzbudziło to podejrzenia. Jacek Sobolewski, właściciel baru w Biskupinie, napuścił na mnie TVN i policję. W środę jadę do wicemarszałka Jana Szopińskiego tłumaczyć się z tej sprawy.
Rzeczniczka żnińskiej policji, Ewa Jasiurkowska, przyznaje, że w sprawie kupna samochodu przez biskupińskie muzeum prowadzone jest postępowanie wyjaśniające.
- Pierwszy sygnał otrzymaliśmy w poniedziałek. Poinformowano nas, że numer rejestracyjny samochodu jest niezgodny z naklejką na szybie. Podjęliśmy czynności, które trwają. Nic więcej nie mogę powiedzieć, bowiem działamy tak, aby nikogo nie skrzywdzić - mówi podkomisarz Ewa Jasiurkowska.
Wokół Tomasza Szarskiego zrobiło się głośno kilka tygodni temu. To on jest bowiem inwestorem Parku Jurajskiego, który powstaje pod Rogowem. Roboty rozpoczęto w tym tygodniu.
- Wycinają okoliczne drzewa bez pozwolenia - mówi nasz Czytelnik, który chciał zachować anonimowość. - W lesie poprowadzili przewód elektryczny, który dotyka korony drzew.
Informacja okazała się prawdziwa. Odziomki ściętych sosen i brzóz zostały sprytnie przysypane ziemią. Wycinkę zdradzają tylko wióry i leżący obok toporek. Z Józefem Sosnowskim, wójtem gminy Rogowo, nie sposób rzeczowo porozmawiać na temat rozpoczętej pod Rogowem inwestycji, bo trudno się do niego dostać.
- Wójt ma gości - informuje nas jego sekretarka. Okazuje się, że gości, między innymi, Tomasz Szarskiego i komendanta miejscowego posterunku policji. Kiedy po odczekaniu półtorej godziny wchodzę do gabinetu bez zaproszenia, nie chce nic powiedzieć.