Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archeolog z wyboru

Hanna Walenczykowska
Hanna Walenczykowska
Z WIESŁAWEM ZAJĄCZKOWSKIM, dyrektorem Muzeum Archeologicznego w Biskupinie, rozmawiała Hanna Walenczykowska

Z **WIESŁAWEM ZAJĄCZKOWSKIM, dyrektorem Muzeum Archeologicznego w Biskupinie, rozmawiała Hanna Walenczykowska**

<!** Image 2 align=right alt="Image 132276" sub="Wiesław Zajączkowski, dyrektor muzeum w Biskupinie, w stroju cezara podczas ubiegłorocznego festynu archeologicznego / Fot. nadesłane">Z wykształcenia jest Pan...

Archeologiem i po trosze etnografem. Zaczynałem od historii archeologii, a życie tak się ułożyło, że moją specjalnością stał okres przełomu epoki brązu i epoki żelaza.

Jakież to dobre wiatry przygnały Pana do Biskupina?

Archeologia była ekskluzywnym kierunkiem studiów - 14 osób na roku. Mimo to uważano, że po archeologii nie można znaleźć pracy. Ja naprawdę chciałem być archeologiem, więc prawie całe wakacje spędzałem na wykopaliskach. Poznałem wiele osób, które zaczęły mnie doceniać. Po studiach miałem trzy propozycje. Pierwsza - praca na Uniwersytecie Warszawskim. Druga - złożył mi ją mój promotor, który chciał, bym był specjalistą do spraw badań archeologicznych, ale bez możliwości prowadzenia wykopalisk. Trzecia - profesor Zdzisław Rajewski zaprosił mnie na rozmowę - mówił do mnie wtedy jeszcze „proszę pana”, bo potem używał tylko określenia „ty pipolu” - i zaproponował mi bym pracował w Biskupinie oraz w pogotowiu archeologicznym. Bardzo mi to odpowiadało, bo często „wyrywaliśmy” spod łopaty fajne zabytki. Tak minął rok, potem drugi... Teraz żałuję, że uciekałem profesorowi Rajewskiemu. On lubił z nami rozmawiać w czasie między obiadem a podwieczorkiem, a my tylko kombinowaliśmy, jak tu się urwać na piwo. Po śmierci profesora chciałem wyjechać z Biskupina, ale poznałem Walentego Szwajcera.

<!** reklama>Walenty Szwajcer, biskupiński nauczyciel, odkrywca grodu na półwyspie, sprowadził tu archeologów. Potem, niczym dobry duch, otaczał ich opieką. Kto zna Biskupin, ten wie, że bez „Dziadka Walentego”, to miejsce nie miałoby tak fascynującej historii. Mówią, że jest Pan oddanym kontynuatorem biskupińskich tradycji...

Nie tylko ja. Spadkobiercami jego dzieła, w sposób naturalny, są aż cztery pokolenia archeologów. Dla mnie to wielki zaszczyt, że mogłem być ostatnim asystentem profesora Rajewskiego.

Kieruje Pan muzeum już...

Od trzydziestu pięciu lat.

Co takiego jest w Biskupinie, że nie trzeba szukać dla siebie innego miejsca?

Sztafeta pokoleń... Biskupin przeżywał różne etapy. Wspaniały okres przedwojenny, kiedy był sztandarowym stanowiskiem. Archeologia miała wtedy zabarwienie patriotyczne i polityczne. Bywali tu najwyżsi dostojnicy episkopatu, prezydent Ignacy Mościcki, generalicja z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym na czele. Potem, pełnił rolę szkoleniową dla studentów z Warszawy, Poznania i Krakowa. O trzecim okresie można zapomnieć. I wreszcie, mniej więcej od lat 70., można było już zacząć budować, modernizować, znowu budować...

A dalej?

Modernizować. Mamy duży program rozbudowy, nie zdążę ze wszystkim do emerytury. Jednak rozgrzebię wszystko tak solidnie, że moi następcy będą musieli to dokończyć.

Piętnaście lat temu wymyślił Pan jedyną w swoim rodzaju imprezę - festyn archeologiczny.

To wspaniała, nieco szalona impreza. Tegoroczna pod hasłem „Polak - Węgier - dwa bratanki”, poświęcona jest kolorowej i bogatej kulturze węgierskiej. Zaczynamy w najbliższą sobotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!