– To tak, jakby dał mojemu synowi drugie życie - twierdzi pani Teresa, mama Damiana. Nauczyciel WF-u mówi skromnie: - Cieszę się, że mogłem pomóc.
<!** Image 2 align=right alt="Image 95379" sub="Damian z mamą w szpitalu. Chłopak musi teraz przejść specjalistyczne badania, by dramat się nie powtórzył Fot. Radosław Sałaciński
">W Gimnazjum nr 27 przy ul. Kruszwickiej podczas lekcji wychowania fizycznego zasłabł 15-letni uczeń.
- To nie było zwykłe omdlenie. Synowi przestało bić serce, stracił przytomność - relacjonuje pani Teresa, mama piętnastolatka. - Pierwszej pomocy udzielił mu nauczyciel, a potem przybiegła na boisko pielęgniarka. Pogotowie przyjechało po kilku minutach i gdyby nie pomoc pana Sylwestra, mój syn już by nie żył. Mogło zdarzyć się też i tak, że Damian byłby niepełnosprawny do końca życia. Tak długie niedotlenienie uszkodziłoby mózg.
Sam Damian niewiele pamięta: biegał po boisku, potem zrobił osiem pompek i... pogrążył się w ciemności.
- To wspaniałe, że są nauczyciele, którzy znają się na udzielaniu pomocy, że radzą sobie w takich trudnych przypadkach - stwierdza pani Teresa. - Teraz Damian ma trzech ojców: biologicznego, chrzestnego i tego, który dał mu nowe życie!
Damian przebywa w Szpitalu Uniwersyteckim im. dr. Jurasza, zanim tam jednak dotarł...
<!** reklama>- W karetce „uciekał” lekarzom drugi raz - relacjonuje Sylwester Birkholz, nauczyciel WF-u z Gimnazjum nr 27. - Bardzo cieszę się, że odzyskali go, że teraz jest już lepiej, że mogłem pomóc.
Sylwester Birkholz przyznaje, że pierwszy raz w życiu ratował ludzkie życie. Wcześniej poznał tylko teoretycznie zasady udzielania pierwszej pomocy - najpierw w szkole, a potem na kursach ratownika wodnego.
- Pomagałem Damianowi instynktownie, odruchowo. Nerwy puściły mi dopiero wieczorem i długo nie mogłem się uspokoić. Dziś wiem, że gdybym się długo zastanawiał, nie poradziłbym sobie. Kiedy Damian upadł przy mnie, nie miałem nic, nawet chusteczki do nosa, by wytrzeć krew z jego twarzy - przypomina sobie Sylwester Birkholz. - To był ogromny stres, bo na moich kolanach umierał mój uczeń...
Utrata przytomności u 15-latka nie została spowodowana wypadkiem, stąd dyrekcja szkoły nie musiała zgłaszać tego zdarzenia do kuratorium oświaty.
- Prawdopodobnie zasłabnięcie spowodowane zostało jakąś wadą genetyczną - mówi Andrzej Wojtyna, dyrektor gimnazjum. - Nauczyciel spisał się znakomicie, zrobił wszystko co należało. Lekarze niczego więcej zrobić by nie mogli.
Damian nadal pozostaje pod troskliwą opieką lekarzy.
- Nie wiadomo, co mu tak naprawdę jest. Niby wszystko ma zdrowe – tłumaczy ze łzami w oczach pani Teresa. - Lekarze ciągle szukają powodu. Mamy jednak wielkie szczęście, bo i tu w szpitalu wszyscy nas traktują bardzo życzliwie. Mogę być z synem przez cały czas.
- Jego stan jest dobry. Jest przytomny, nie ma ubytków neurologicznych. Badania są w toku, a my zastanawiamy się, co zrobić, by ta sytuacja już więcej się nie powtórzyła - powiedział „Expressowi” lekarz dyżurny kliniki kardiologii.