https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wróżka nosi biały skafander

Krystyna Słomkowska-Zielińska
Niewidomy Piotruś już nawet nie czekał na mamę i tatę. Miał 10 lat, wiedział, że takich jak on nie adoptują. Zdarzył się jednak cud, do szkoły przyszła pani w białym skafandrze i zabrała go do domu.

Niewidomy Piotruś już nawet nie czekał na mamę i tatę. Miał 10 lat, wiedział, że takich jak on nie adoptują. Zdarzył się jednak cud, do szkoły przyszła pani w białym skafandrze i zabrała go do domu.

<!** Image 2 align=right alt="Image 71546" sub="Internet z programem głośnomówiącym jest dla Sebastiana oknem na świat. Czasem razem z nim surfuje pani Teresa. / Fot. Dariusz Bloch">Jemy obiad: Teresa Maszudzińska, lat 69, Sebastian Budny, „Piotruś”, lat 25. I wyżej podpisana, którą dziennikarski fach z nimi związał. Przy kawie i pysznym, domowym cieście pani Teresa wyciąga zdjęcia, dyplomy, listy gratulacyjne. Życie Sebastiana jego zastępcza mama starannie poukładała w teczkach i albumach. Może dla jego dzieci? On tego nie zobaczy, rozróżnia kolory, to, co wokół niego, ale nie widzi tekstu ani obrazu.

Urodzinowy tort

Pierwszy raz spotkali się 14 lat temu. Ona przeczytała mój artykuł o niewidomym Piotrusiu i dzieciach, których nikt nie chce. - W sercu coś mnie zakłuło, następnego dnia poszłam do bydgoskiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego - zwierza się pani Teresa.

<!** reklama>Piotrusia, a tak naprawdę Sebastiana Budnego (personalia gazeta zmieniła dla dobra dzieci), poznała dopiero po kilku tygodniach, gdy przeszła pozytywną weryfikację w ośrodku. W gabinecie dyrektora zobaczyła małe nieszczęście: chudy, nerwowy blondynek, włosy ostrzyżone „na donicę”, w przydużych kozaczkach po wychowawczyni. Chciał z ciocią iść do domu, natychmiast! Kiedy wychodziła, powiedział cicho: - Pani ma biały skafander. Ucieszyła się: - A jednak coś widzi!

<!** Image 3 align=right alt="Image 71546" sub="Dwa popołudnia w tygodniu przeznaczone są na treningi w hali sportowej. / Fot. Dariusz Bloch">Po raz pierwszy w domu przy ulicy Połczyńskiej Sebastian zjawił się tuż przed swoimi 10 urodzinami. Szalał z radości. Pan Roman, zaprzyjaźniony sąsiad, na jego widok krzyknął:- Na miłość boską, zrób coś z jego włosami! Ciocia Teresa zaprowadziła go do fryzjera, obkupiła, na urodziny dostał swój pierwszy w życiu tort. To była uczta!

Sebastian urodził się w Kruszwicy. Ojciec dał synowi tylko nazwisko. Matka nie miała do niego serca. Biegał samopas, troszczyli się o niego strażacy z pobliskiej remizy. Miał 5 lat, gdy zmarła matka, a ponieważ nikt z krewnych go nie chciał, jego domem stał się inowrocławski „bidul”, a na czas nauki bydgoski ośrodek dla niewidomych.

Kazimierz Fiut, nauczyciel WF-u Sebastiana, a dziś trener, wspomina: - Cierpiał na chorobę sierocą, ciągle się kołysał. Pani Teresa była dla niego wybawieniem, ale opieka nad nim to nie był łatwy chleb. Wiem coś o tym, jesteśmy z żoną zastępczymi rodzicami niewidomego chłopca.

Pani Teresa (z zawodu ekonomistka, na rencie od 15 lat), uzyskała status rodziny zaprzyjaźnionej. Miała zabierać chłopca na soboty i niedziele, aby dać mu namiastkę domu. Weekendy zaczęły się przedłużać, bo Piotruś (długo tym imieniem go nazywano) wymagał specjalistycznej opieki lekarskiej. Gdy zbliżał się termin powrotu do ośrodka, rozpaczał, bolała go głowa, żołądek. Jej też coraz trudniej było rozstawać się z wychowankiem. Po kilku miesiącach podjęła decyzję: stworzy chłopcu, formalnie, rodzinę zastępczą. Są razem do dziś, mimo że Sebastian już się usamodzielnił. - Nie miał dokąd pójść, miałam mu walizki wystawić? - podsumowuje pani Teresa. Jej dzieci mieszkają w Niemczech, syn decyzję matki potępił, córka zrozumiała, jej mąż też, znają się, lubią.

Kij na cierpienie!

Było w nim morze agresji. - Najgorszy w szkole, nadpobudliwy, wściekał się o byle co, przeklinał, płakał - opowiada zastępcza matka. - Kiedy nachodziła mnie wściekłość ciocia zabierała mnie do lasu, dawała kij w rękę i kazała walić w drzewo. Wracaliśmy, gdy się uspokoiłem - wspomina Sebastian.

<!** Image 4 align=left alt="Image 71549" sub="Kilkuletni Sebastian (pierwszy z lewej) na boisku ośrodka dla niewidomych / Fot. Archiwum T. Maszudzińskiej">Na kogo się tak wściekał, do kogo miał żal? Dziś mówi: - Do nikogo, los tak chciał. Pod płaszczykiem twardziela kryje się jednak cierpienie, boli go, że dla ojca jest kimś obcym, że nawet na święta nie zaprosi.

Gdy trafił do nowego domu, w IV klasie, nie znał tabliczki mnożenia, z trudem czytał. Teresa Maszudzińska rozpoczęła pracę od podstaw. Przewodniczyła radzie rodziców, więc nie musiała czekać na wywiadówkę, żeby dowiedzieć się, że Sebastian polewał wodą głowy przechodniów czy dostał kolejną dwóję z matematyki: - Codziennie razem odrabialiśmy lekcje. Kończyłam z nim zawodówkę, a potem liceum, 18 przedmiotów, do większości nie było brajlowskich podręczników. Czytałam tak długo, aż zrozumiał. - wspomina. Sebastian podsumowuje: - Kocham historię, lubię informatykę i niemiecki, ale moją pasją jest mechanika. Zawodówka była dla mnie, matura dla cioci.

Zenon Imbierowski, dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 im. L. Braille’a w Bydgoszczy jest dumny z wychowanka: - Wspaniały uczeń, osiągnął wiele w sporcie. Autorytetem dla niego są mężczyźni, dlatego jego relacje z mamą bywały niełatwe, zdarzało mi się mediować, skutecznie.

Pani Teresa jest zawsze obok czujna i nieustępliwa. Odszukała jego ojca i kuzynów. Załatwiła maszynę z autolektorem, potem komputer z programem głośnomówiącym. Gdy obcięto rodzinom zastępczym pieniądze, stanęła na czele protestujących. Jako pierwsza w Polsce wygrała sprawę w sądzie.

Miał już 17 lat, gdy pani Teresa znalazła informację o sekcji pływackiej dla niepełnosprawnych w klubie Start Astoria. Zaczął przywozić medale z zawodów, pisała o nim prasa. W tym roku przerzucił się na kajakarstwo, czuł, że jako pływak niewiele już osiągnie. Gdyby los nie był tak perfidny, zostałby żużlowcem. Skryte marzenie: zapach żużla, podium, hymn „We are the champions”! Pozostało mu kibicowanie, nie opuścił żadnego meczu Polonii.

Na dobre i złe

Znalazł zajęcie w zakładzie pracy chronionej - 3 godziny marnie płatnej pracy. Marzy o tokarce, na warsztatach był najlepszy. - Może ktoś da mu szansę, pracodawca dostaje zwrot kosztów nawet dla asystenta osoby niewidomej - apeluje pani Teresa. Są ze sobą na dobre i na złe. Sebastian pomaga w domu, robi zakupy, załatwia samodzielnie sprawy w urzędach. Jest samotny, przyjaciele robią kariery zawodowe. Po pracy ślęczy przy komputerze. - Żeby więcej w nim było ciepła. Może będzie inny, gdy się zakocha? - wzdycha pani Teresa.

- Żeby ona mniej zrzędziła - złości się Sebastian. Pani Teresa modli się tylko o zdrowie, bo co z nim będzie, gdy jej zabraknie? Czy kiedyś sumienie ruszy ojca? Syn czeka.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski