Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beata, która wiosłem wymiata!

Redakcja
Co robi brązowa medalistka z Londynu i srebrna z Pekinu, gdy już ma olimpijski spokój? Kajakarka łapie za kielnię i pomaga tacie stawiać swój dom. W budowlance jest niezła, w sporcie o krok od złota, niebawem będzie panią magister. Oto mistrzyni życiowego wieloboju.

Co robi brązowa medalistka z Londynu i srebrna z Pekinu, gdy już ma olimpijski spokój? Kajakarka łapie za kielnię i pomaga tacie stawiać swój dom. W budowlance jest niezła, w sporcie o krok od złota, niebawem będzie panią magister. Oto mistrzyni życiowego wieloboju.

<!** Image 2 align=none alt="Image 194738" sub="Drugi medal olimpijski kajakarki Beaty Mikołajczyk, zawodniczki UKS „Kopernik” przy Pałacu Mlodzieży w Bydgoszczy. Fot. Tomasz czachorowski">

Beata Mikołajczyk ma żelazny uścisk dłoni, chodzi pewnym krokiem, a pod bluzką widać doskonale wyrzeźbione bicepsy. Gdy siadamy przy kawiarnianym stoliku, uwagę zwracają już nie tylko mięśnie, ale paznokcie pomalowane na biało-czerwono.<!** reklama>

- To dzieło mojej zdolnej koleżanki kosmetyczki, Justyny. Wiosną rysuje mi na paznokciach kurczaczki, na zawody zaś biało-czerwoną flagę. Niestety, orzeł nie chce się zmieścić. Paznokcie są za krótkie - śmieje się sportsmenka i już rozgląda się za kelnerką. Zamawia swoją ulubioną kostkę cappucino. - Nareszcie, nareszcie mogę! - cieszy się na widok ciasta.

Dzień po powrocie z igrzysk olimpijskich w Londynie czas nieco popuścić pasa. Co by się jednak stało, gdyby kostka cappucino zawodniczce „wyszła bokiem”?

Kaloryfer na brzuchu

Beata Mikołajczyk ma 170 centymetrów wzrostu. Waży nieco ponad 67 kilogramów. Podczas igrzysk w Pekinie była ciut lżejsza. A kilogramy są istotne. Bez tkanki tłuszczowej się nie popłynie, a gdy jest jej za dużo...

- Specjaliści obliczyli, że statystyczna zawodniczka powinna mieć średnio 20 proc. tkanki tłuszczowej w organizmie. U mnie to się jednak nie sprawdza, bo w takim stanie zbyt szybko opadam z sił. Potrzebuję jeden, dwa proc. tłuszczu więcej. Te parametry są jednak bardzo indywidualne, dlatego wszystkie jesteśmy szczegółowo kontrolowane, mierzone, traktowane fałdomierzem. Opisuje się nasze bicepsy, łopatki, brzuchy, biodra. Niczego się nie ukryje - zapewnia mistrzyni i dalej delektuje się słodkościami.

Beata Mikołajczyk ma dystans do swojego wysportowanego ciała i niezłe poczucie humoru: - Tak, jest kaloryfer na brzuchu - delikatnie podnosi bluzkę. - Ale tylko wtedy, gdy siedzę - wybucha śmiechem. - Mówiąc poważnie, wiadomo, że moje ciało bardzo się zmieniło, ale podoba mi się to. Na plaży opalam się w dwuczęściowym kostiumie. Nie ubrałabym w czasie wolnym jednoczęściowego stroju, bo on kojarzy mi się z treningami, na przykład z osiemdziesięcioma długościami basenu do przepłynięcia...

Nie jest żadną tajemnicą, że treningi kajakarzy są katorżnicze. Beata Mikołajczyk uważa, że niektórzy polscy piłkarze wymiękliby po tygodniu. Jest też pewna, że futboliści za mało ćwiczą i odsyła nas do Internetu, gdzie swego czasu furorę robiło porównanie klaty Ronaldo i Murawskiego. - Tak wygląda ciało gościa, który właśnie wstał z fotela, a nie sportowca - komentuje fałdy Polaka.

Dziecko na zesłaniu

Wie, co mówi. Pierwszy raz do kajaka wsiadła na początku podstawówki. Niewinne dziewczę nie spodziewało się, że czekają ją zimowe biegi, pływanie po jeszcze niezamarzniętej rzece, wyczerpujące ćwiczenia na siłowni, no i szkoła życia bez rodziców.

Jako nastolatka Beata Mikołajczyk wyjechała z Bydgoszczy do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Wałczu („Sama się skazałam na zesłanie”). Robiła postępy w nauce, zdobywała medale i uczyła się reguł dorosłego życia, m.in. tego, jak wydawać pieniądze i jak oszczędzać. Oszczędzania uczyli ją także rodzice. Nawiasem mówiąc, tata Beaty do dziś uważa, że sport to raczej przygoda w życiu córki. W jednym z ostatnich wywiadów telewizyjnych powiedział z nadzieją w głosie, że jak już Beata wróci domu, to zajmie się budową i nauką.

A Beata żegnać się z kajakiem wcale nie zamierza. Trenuje wbrew przedziwnym kontuzjom. - Mam dwie lewe nogi, na szczęście ręce są obie prawe - żartuje zawodniczka. - Kilka razy skręciłam prawą kostkę, leczyłam też skręcone kolano, miałam nawet artroskopię stawu. Taka już jestem, że łapię zająca na prostej powierzchni...

Nauka? Jak najbardziej idzie w parze ze sportem. Olimpijka chciałaby wkrótce obronić pracę magisterską na kierunku Turystyka i Rekreacja w Wyższej Szkole Gospodarki. Już napisała pracę o hotelach dla zwierząt. Zostały jeszcze tylko cztery zaliczenia. Da radę. Od lat uczyła się w biegu, zabierając w świat zeszyty, książki i wciąż była prymuską. Przyznaje, że trochę rywalizowała z równie zdolną siostrą.

Podaj cegłę!

Budowa domu to osobny rozdział w życiu kajakarki. Pieniądze na własne cztery kąty uzbierała sama. Na budowie wychodzi z niej siłaczka. Czy to jednak powinno dziwić, skoro wiemy, że w siłowni na ławeczce wyciska 120 kg, a gdyby zliczyć kilogramy podnoszone w czasie treningu, to wyszłoby od 10 do 50 ton? Bez trudu przyszło więc pani Beacie samodzielne wylanie podjazdu i wykonanie podmurówki. Robotą dyrygował tata, który jako złota rączka potrafi zrobić wszystko, a jako szef własnej firmy ma czas, by córce pomóc.

- Tata powiedział tak: „Odtąd dotąd rozciągam sznurki, a ty kopiesz”. OK, mogę łopatą pomachać - myślę sobie. Dalej było gorzej. „A teraz uzbrój podłoże” - kolejna dyspozycja ojca. Że co? „Tam są druty, pręty, kręcisz, robisz czworokącik, uzbrajasz podłoże pod fundament”. Udało mi się! „A teraz wymuruj ten podjazd. Tam masz piach. Przesiewasz, mieszasz trzy do jednego, dolewasz wody, murujesz pod linkę, trzymaj poziomicę”. Super, tato, ale trzy części czego? Wody, piachu, cementu? Znowu sukces. Jest równo, jest nieźle, a jaka to satysfakcja...

O satysfakcję pytamy bohaterkę tekstu á propos brązowego medalu z Londynu. - No tak... - wzdycha kajakarka. - Teraz wszyscy zagajają, że czas na złoto. Dobrze, że wciąż mam cel. Marzę o tym, by usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego, ale kto wie, czy po jednym złocie nie przyszłaby chrapka na kolejne. Apetyt rośnie w miarę jedzenia - taką odpowiedź słyszy większość dziennikarzy pytających o sportową przyszłość.

Na walizkach

Od powrotu do Bydgoszczy Beata Mikołajczyk bez przerwy zresztą słyszy prośby o wywiad, o sesje zdjęciowe... W kieszeni ma medal, w bagażniku wiosło. Pozuje i pokazuje na zmianę. Telefon dzwoni, skrzynka pocztowa jest zapchana. Mama pyta o nierozpakowane torby, stojące w przedpokoju. Martwi się, czy przypadkiem nie są pełne ubrań, czekających na pranie. Nie są. Na igrzyskach zatrudnia się ludzi opierających sportowców. Tata myśli o budowie. Siostra Anita (kiedyś mistrzyni karate, z wykształcenia ekonomistka) jest w ciąży i bardzo czeka na odwiedziny siostry. A przecież Beata w ten weekend ma kolejne zawody i już jedną nogą jest w Poznaniu.

Sąsiedzi są dumni. Ktoś z ulicy Słonecznikowej w Lipnikach napisał wiersz na cześć słynnej Beci. Nie można nie wspomnieć o owczarku, o Korze, wiernej towarzyszce biegów. Pies ma już problemy z biodrami, ale do końca nie chce porzucić sportu. Obraża się, gdy jego pani łapie za buty do biegania i idzie trenować sama. - Musimy oszczędzać naszego pieska ze względu na wiek. Mama zamyka więc go w łazience, a ja ukradkiem wymykam się z domu i ukradkiem do niego wracam.

Za zdrowie córki!

Syndromu odstawienia od treningów nie czuje za to brązowa medalistka. W czasie wolnym najchętniej zaszywa się w domu i siada z tatą przed telewizorem. - Tata ma pretekst, żeby wypić piwo bez sprzeciwów mamy: „Przecież piję z córcią” - tłumaczy się, a ja mówię: „Przecież piję z tatą”.

Rodzinną anegdotą stał się już pewien zakład. Beata przed wyjazdem do Chin założyła się z mamą, że ta uczci medal olimpijski córki wypiciem jednego piwa. Mama tego napoju nie cierpi, ale słowa dotrzymała, choć męczyła się przez dobrą godzinę. Po Londynie pani Henryka Mikołajczyk uznała, że kolejnego piwa już nie będzie, bo to, które obiecała, już wypiła...

warto wiedzieć

Tak wiosłuje medalistka

  • W 2008 roku wraz z Anetą Konieczną Beata Mikołajczyk wywalczyła srebrny medal na igrzyskach w Pekinie.
  • Z igrzysk w Londynie Beata przywiozła brązowy medal za K - 2 na 500 metrów. Startowała z Karoliną Nają, ponieważ jej partnerka Aneta Konieczka zachorowała. Z Karoliną Beata pływała zaledwie kilka miesięcy.
  • „Ja jestem silnikiem, a Karolina kierowcą” - tak Beata Mikołajczyk tłumaczyła role zawodniczek w „dwójce”.
  • Trener Tomasz Kryk założył, że dziewczyny zrobią 118 wioseł na minutę. Były lepsze, osiągnęły wynik 128 uderzeń wioseł na minutę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!