Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sukcesy zbiera na górkę

Dorota Misiak
O tym, jak żyje się domatorce, która poza domem spędza 250 dni w roku, i o tym, że mężczyźni nie boją się silnych kobiecych ramion, mówi BEATA MIKOŁAJCZYK, kajakarka, medalistka igrzysk olimpijskich w Londynie i Pekinie.

O tym, jak żyje się domatorce, która poza domem spędza 250 dni w roku, i o tym, że mężczyźni nie boją się silnych kobiecych ramion, mówi BEATA MIKOŁAJCZYK, kajakarka, medalistka igrzysk olimpijskich w Londynie i Pekinie.

<!** Image 3 align=right alt="Image 221204" >Beata Mikołajczyk: silna, utytułowana, niezależna. Mężczyźni obawiają się takiego połączenia?

Kajakarki nie mają figury Marilyn Monroe czy wymiarów lalki Barbie. Ale czy jakakolwiek normalna kobieta to osiąga? Ani moja twarz, ani nazwisko nie są rozpoznawalne, więc faceci nie uciekają, kiedy się przedstawiam. Jesienią ramiona są zakryte luźną bluzką i moja figura nie rzuca się w oczy. Komicznie mogę wyglądać w sezonie, bo szerokie, umięśnione ramiona nie pasują do szczupłych nóg i pupy. Wtedy czuję na sobie ciekawskie spojrzenia mężczyzn. Ale w pełni akceptuję swój wygląd i podobam się sobie.

Wtedy, kiedy trener nie wysłał Pani na igrzyska do Aten (bo „za młoda”), i wtedy, kiedy na sześć tygodni przed startem w Londynie zmieniła się Pani partnerka, za każdym razem mówiła Pani: „Całkowicie ufam trenerowi”. Zawsze jest Pani taka pokorna?

Trzeba wiedzieć, kiedy usunąć się z drogi, a kiedy tupnąć nogą. Jeśli sportowiec widzi, że robi postępy lub utrzymuje formę na stałym, optymalnym poziomie, potrafi w pełni zaufać trenerowi. W trakcie treningów potrzebny jest też dystans. Zdarza się, że przychodzimy w zabawnych strojach, na głowie mamy dwie kitki, usta śmiesznie umalowane, a trener, Tomasz Kryk, podpisze się w mailu Tomi Krykson. To momenty na rozładowanie emocji, ale na treningach przede wszystkim jest praca i to całkiem na serio.

250 dni w roku jest Pani poza domem. Jak sobie Pani z tym radzi?

Trudno zostawić rodziców. Kiedy skoczyłam 16 lat, wyjechałam do internatu przy liceum z klasą sportową i od tamtej pory nie wróciłam na dobre do domu. Przyjeżdżam, rozpakowuję walizki, piorę ubrania, które nie zdążą wyschnąć, gdy już muszę wyjeżdżać. Wolne mam we wrześniu, ale wtedy jestem w rozjazdach. Na szczęście to polubiłam, ale gdy tylko mogę, jestem domatorką.

Planowała Pani zostać magistrem socjologii i równocześnie studiować na Akademii Wychowania Fizycznego, stanęło na turystyce i rekreacji w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy. Ambicje sportowe wygrały z naukowymi?

Na AWF-ie jako sportowiec miałam duże problemy z wykładowcami. Co śmieszniejsze, z tymi od zajęć sprawnościowych. Poddałam się po roku, ponieważ miałam jeszcze drugą uczelnie, Wyższą Szkołę Zarządzania i Finansów, gdzie zaocznie studiowałam socjologię. Uczelnię, niestety, zamknięto po dwóch latach. Pochodzę z rodziny, która zawsze się podnosi. I znalazłam się na WSG. Całe szczęście, że mam wiele zainteresowań. Te naukowe plany to raczej próba sprostania rodzinnym tradycjom. W domu nauczono mnie szacunku do nauki, mówiono, że po studiach czeka mnie łatwiejsze życie. Moi rodzice traktowali sport jak przygodę. Kiedy zaczynałam, nikt nie mógł przewidzieć, że tak wiele osiągnę, dlatego na pierwszym miejscu postawiona była nauka, a sport mogłam uprawiać w wolnym czasie. Do tego, bym mogła uczyć się w klasie sportowej, przekonywałam rodziców rok. Krócej zajęło mi wyproszenie możliwości trenowania. Powiedzieli, że jeśli tego chcę, mogę spróbować, ale gdy już zdecyduję się trenować, muszę w tym postanowieniu trwać, bo decyzję powinnam podjąć jak dorośli. Miałam wtedy 11 lat. W zeszłym roku zrobiłam uprawnienia trenerskie, w tym chcę iść na studia podyplomowe - zarządzanie w sporcie. Kiedy moja kariera dobiegnie końca, wymarzonej pracy będę szukała w Bydgoszczy. W sporcie osiągnęłam już wszystko, co sobie wymarzyłam. Teraz dokładam na górkę i bardzo dobrze się z tym czuję. Nie gonię już za tytułami, pieniędzmi. Wiosłuję dla czystej przyjemności.

<!** reklama>

Czy w bydgoskim kajakarstwie coś się zmieniło, odkąd zaczęła Pani odnosić głośne sukcesy?

Tak, dzieciaki i młodzież ciągną do tego sportu. Osiągnięcia kajakarzy rozwijają bydgoskie kluby. Zdrowa rywalizacja napędza kajaki w Bydgoszczy, w województwie i kraju. Czekamy na remont toru kajakarsko-wioślarskiego. Byłoby pięknie, gdybyśmy mogli zorganizować tu mistrzostwa Europy. Kajakarstwo już dawno powinno być okrzyknięte polskim sportem narodowym. Na ostatnich igrzyskach kajakarze zdobyli najwięcej punktów, mieliśmy najwięcej finałów, ale i czwartych miejsc (dla mnie: bardzo dobrych).

Bez ogródek mówi Pani o swoich wadach: niezdecydowana, pedantyczna. Czy przeszkadzają w sporcie?

Weźmy częstą sytuację: trener pyta „Jesteś zmęczona?”. Niezdecydowana Mikołajczyk wie, że jest zmęczona, ale czy już odpuścić? Boję się odpocząć, bo myślę, że coś mi ucieknie. Pedantyczność w sporcie to zaleta, dzięki niej na pewno nie pozwolę sobie wypłynąć bez numeru startowego czy w niedoważonej łodzi.

Przygotowuje się już Pani do igrzysk w Brazylii w 2016 roku?

Droga do Rio rozpoczęła się w ubiegłym roku, w październiku. Przed igrzyskami trzeba poświęcić trzy lata na przygotowanie, testowanie najlepszych osad, by w tym ostatnim roku móc ze spokojem podopinać wszystko na ostatni guzik. I oby już więcej nie zdarzyły się takie sytuacje jak ta w 2012 roku, kiedy na kilka miesięcy przed startem trzeba było zmienić skład osad. Mam nadzieję, że limit takich stresujących chwil w naszej kadrze wyczerpał się, tak jak limit czwartych miejsc. Cztery razy z rzędu czwórka dopłynęła czwarta na igrzyskach. To dużo za dużo. A stać nas na wszystko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!