- Niech burmistrz Łabiszyna wytłumaczy mieszkańcom, dlaczego nie chce 2 milionów euro, które gwarantuje im uczestnictwo w Zintegrowanych Inwestycjach Terytorialnych - grzmiał prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski, czym tylko zirytował burmistrza Łabiszyna Jacka Kaczmarka.
- Mam dość traktowania mojego miasta jak winogronka na gałązce. Bierze się nas do ZIT tylko po to, by mieć przewagę liczebną nad Toruniem. Całe spotkanie z samorządowcami z regionu, które odbyło się w bydgoskim ratuszu, nie polegało na szukaniu najlepszych rozwiązań w ZIT, a takim zorganizowaniu większości głosów, by mieć władzę nad Toruniem. Nasza przedstawicielka wyjechała z tego spotkania zniesmaczona. To, co dzieje się teraz, rady prezydenta dotyczące tego, jak burmistrz Łabiszyna ma kontaktować się z mieszkańcami, to kolejny element przedmiotowego traktowania mojej gminy przez Bydgoszcz
- uważa burmistrz.
Podczas środowej sesji Rady Miasta Bydgoszczy, gdy gruchnęła wieść o wycofaniu się Łabiszyna z ZIT, w kuluarach pojawiły się informacje, że nagłe wyłamanie się Łabiszyna nie jest przypadkowe. - Skoro burmistrz nie chce 2 milionów euro, to znaczy, że ktoś zagwarantował mu więcej, ktoś, kto dysponuje pieniędzmi w województwie (w domyśle - marszałek - przyp. red.). Nie zrobił tego jednak osobiście. Emisariuszem był rzekomo poseł z Inowrocławia Krzysztof Brejza, a kwoty, które szybką ścieżką z różnych źródeł miał dostać Łabiszyn, sięgały 10 milionów złotych - mówili o tym - zastrzegając anonimowość - radni kilku opcji.
- To paranoiczne i skrajnie kłamliwe opinie. Taka postawa prowadzi do izolacji Bydgoszczy i pokazuje stan umysłu niektórych polityków tego miasta - broni się poseł Brejza. I zapowiada, że chętnie udowodni to przed sądem.
- Nikt mi niczego nie obiecał, nie przyjmowałem żadnych wizyt w sprawie ZIT - dementował burmistrz Kaczmarek.