Jak wyglądała sytuacja wczoraj na bydgoskich jezdniach i chodnikach, nie trzeba opisywać nikomu, kto próbował prowadzić samochód albo iść rano do sklepu po poranne bułki.
- Na ulicy Nad Torem nie można w ogóle chodzić po jednej stronie, bo odśnieża się tylko jeden chodnik, od parzystych numerów - opowiada zbulwersowany Czytelnik. - Z kolei na Wyżynach, na przykład na ul. Łomżyńskiej, chodniki praktycznie w ogóle nie są odśnieżone.
PRZECZYTAJ:Kilka godzin opadów i pół miasta zostało sparaliżowane
Suchej nikt na drogowcach nie zostawiali bydgoscy kierowcy. Jeden z taksówkarzy mówi: - Czy nasi drogowcy nie czytają prognozy pogody? Nie mogli zacząć sypać jezdni już w niedzielę wieczorem? Czekali na cud?
Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, broni ekip, jak tylko może. - Samochody były na bydgoskich ulicach w nocy już o godz. 3 nad ranem - mówi. - Problem polegał na tym, że śnieg zamieniał się w deszcz i odwrotnie. Deszcz spłukiwał z jezdni środki chemiczne.
Kiedy auta wróciły do baz, zostały powtórnie załadowane i znowu wyjechały. Nad ranem w mieście pracowały dwadzieścia cztery pługopiaskarki. Tyle że to nie jest tak, że liczba samochodów do usuwania skutków zimy zamienia się w jakość odśnieżania.
Proszę sobie wyobrazić, że przy odśnieżaniu zatok autobusowych było tak, że ekipa zaczynała zatokę z jednej strony, a po oczyszczeniu całości tam, gdzie zaczynała, znowu już leżał lód. Robotę trzeba było zaczynać od nowa.
Warto wiedzieć
To nie były wszystkie
- Wczoraj nad ranem pracowały 24 pługosolarki. Nie są to wszystkie pojazdy, które mogą walczyć z zimą.
- Możemy uruchomić ich więcej, jeśli zajdzie taka potrzeba - mówi Krzysztof Kosiedowski, rzecznik bydgoskich drogowców. - Wczoraj nie trzeba było tego robić, bo sprzęt praktycznie jeździłby po swoich śladach - mówi Krzysztof Kosiedowski.