Szefowie publicznego kanału ZDF walili się co prawda potem w piersi, aż huczało na pół Europy, ale i tak te cztery dni trafią do historii mediów. Tej wstydliwej i żenującej.
Przypomnijmy - w sylwestrową noc w paru miastach, głównie w Kolonii, gromady zbirów osaczały kobiety, atakowały je seksualnie, zrywały z nich ubrania, a na koniec okradały ofiary. Kobiety, otoczone przez całe gromady, nie miały szans. Obrzydliwe? Słabo powiedziane. Już 130 pań zgłosiło się na policję, trzy złożyły doniesienia o gwałcie. Po czymś takim media powinny gotować się od świtu, a tu cichutko... Bo, jak się wydaje, cały problem polegał na tym, że ten tłum molestantów i złodziei składał się z osób „wyglądających na Arabów lub mieszkańców Afryki Północnej”. Informowanie o tym mogło się więc różnym pięknoduchom wydać i politycznie niepoprawne, i niezgodne z oczekiwaniami rządu, prowadzącego superotwartą politykę wobec imigrantów, i ryzykowne, bo przecież ciemny lud mógłby źle zareagować.
Tylko czy media mogą zatajać ważne informacje, jeśli jest to w interesie jakiejś opcji politycznej? Albo nawet jeśli ceną jest spokój na ulicach? Czy mają prawo wyceniać to, że ten spokój jest więcej wart niż 130 ofiar szokujących ataków? Nie mają. I nie powinny zasłaniać się tym, że wystraszona policja okłamywała je, przekazując kuriozalne informacje, że sylwester w Kolonii był spokojny. Bo, jak mówił kiedyś klasyk - „i to się dopiero nadaje do prasy”.
Nie sądzą oczywiście, że niemiecki rząd wpływał tu jakoś na media. To raczej stara dobra autocenzura, wynikająca z karykaturalnej poprawności politycznej i obawy, że zostanie się zaliczonym do tej złej i niegodnej części mediów. Tylko do czego to prowadzi? Wyczytałem gdzieś nie tak dawno, że tylko 20 proc. Niemców wierzy, że w sprawie uchodźców i imigrantów media informują ich rzetelnie. Ciekawe, ile teraz wynosi ten procent.
Cóż, z pokazywaniem świata w mediach problem był od zawsze. Każda ingerencja redaktora, nawet każdy dobór newsów delikatnie nam przecież ten obraz zmienia. Czasami decydują względy kulturowe. Wiadomo, że media brytyjskie wyciągną na łamy każdy prywatny brud, a media skandynawskie wręcz przeciwnie - pewien tamtejszy dziennikarz opowiadał mi kiedyś, jak to mieli ministra alkoholika, ale nikt o tym nie pisał, bo to przecież prywatna sprawa tego pana. I owszem, we wszystkich mediach świata obowiązują różne niepisane umowy, jak choćby ograniczanie informacji o samobójstwach, żeby nie prowokować naśladowców. Ale sprawa z Kolonii to jednak zupełnie coś innego. Tradycyjne media milczały, bo uważały, że są politycznie mądrzejsze od swoich odbiorców? Swoją drogą ciekawe, jak ci wybitni głowacze wpadli na to, że w czasach internetu w ogóle można zamilczeć jakiś problem? CP