Lud siedział i czekał, niby coś miało nadjechać, aż tu nagle panna z głośnika trąbiła, że „opóźnienie może ulec zmianie”... Bo na parę filmów czekamy od lat, a jakoś tego czekania końca nie widać.
Najgoręcej na świecie obdyskutowany film, którego nikt jeszcze nie widział, czyli „Smoleńsk”, miał już wyznaczony start, ba, nawet trailer hulał po kinach – zresztą całkiem zgrabny - ale wyskoczył komunikat o opóźnieniu. Z jednej strony słyszymy, że trwa najnormalniejsze poprawianie dzieła, bo efekty specjalne wyszły przaśniutko, z drugiej, że poprawianie trwa, bo wyszedł gniot i wiadomo kto mógł wyjść z nerw. No ale cóż, ze „Smoleńskiem” jest tak, jak z każdym filmem wpisującym się na całego w politykę – można z góry przewidzieć, co kto o nim napisze. I nieważne, czy przed, czy po premierze.
Antoni Krauze zapowiada w każdym razie, że nie zrobił filmu o zamachu, tylko o manipulacji i cieniutkiej kondycji naszej inteligencji. Ujawnione części scenariusza sugerują zaś, że pojechał z lekka motywem „Człowieka z marmuru” - mamy dziennikarkę z „telewizji lemingów”, którą zmienia prowadzone przez nią śledztwo. Ciekawe więc, jaki będzie efekt, bo z jednej strony pan Antoni od czasów „Palca Bożego” markę ma, z drugiej polityka potrafiła zadusić najlepszych twórców.
No a co z „Wołyniem”? Wydawać by się mogło, że realizacja pójdzie jak z płatka, bo przecież pan Smarzowski czego się nie tknie, to zmienia to w złoto. A tymczasem „Wołynia” nie można skończyć i reżyser błaga o wsparcie. Widać perspektywa wdepnięcia w polsko-ukraińską historię przeraziła najodważniejszych.
Inne tematy? Historia prób zmajstrowania aż dwóch filmów o polskich pilotach w Wielkiej Brytanii trwa już parę razy dłużej, niż Bitwa o Anglię… A „Sztuka kochania”, czyli spojrzenie przez życie Michaliny Wisłockiej na zmiany polskiej obyczajowości? Ma być. Tylko ciekawe, z jakim opóźnieniem.CP
