W cyklu „Profesje” prezentujemy przedstawicieli zawodów, zarówno tych bardziej, jak i mniej znanych. Na łamach gościliśmy już zegarmistrza i taksówkarza, a dziś - kominiarza.
<!** Image 2 align=right alt="Image 4473" >Andrzej Skrzeszewski ze Świecia jest kominiarzem od 25 lat. Jego ojciec i dziadek też byli kominiarzami. Również jego czterej bracia chodzą po dachach w czarnych uniformach. Wspólnie tworzą rodzinną firmę kominiarską.
Pan Andrzej na co dzień jest szefem. Prowadzi biuro, zajmuje się księgowością. Jak trzeba, zakłada czarny jak sadza, strój roboczy. Zanim z braćmi ruszy w teren, sprawdza zestaw linowy, kule i szczotki. Zabiera też ze sobą anemometr, czyli przyrząd do mierzenia ciągu.
Pracy jest sporo
Wszystko po to, by swoją robotę wykonać jak najrzetelniej. Od tego zależy zdrowie i życie ludzi. Czyszczenie przewodów kominowych, to tylko część zadań, jakie czekają kominiarza. Dużo pracy jest zwłaszcza przy odbiorze nowych budynków i wydawaniu opinii podczas remontów starych. Kominiarski fach raczej nie jest dla kobiet. Choć są wyjątki. W Poznaniu i Krapkowicach można spotkać panie pracujące na dachu, przy kominie.
- Mam dwóch synów, ale nie naciskam na nich, by podporządkowali się rodzinnej tradycji - mówi Andrzej Skrzeszewski. - Na razie chodzą do gimnazjum. Co będzie później, zobaczymy - dodaje.
Nie każdy się nadaje
Aby chodzić po dachu trzeba mieć idealne zdrowie. Ważna jest także umiejętność łatwego nawiązywania kontaktu z ludźmi. W tej chwili w firmie Skrzeszewskich nie szkoli się żaden uczeń.
- Mamy taką zasadę: jeżeli przyjmujemy ucznia na szkolenie, to po to by go zatrudnić. Oczywiście, jeżeli pokaże, że się nadaje - podkreśla Andrzej Skrzeszewski.
Chętnych do pracy na wysokości nie ma zbyt wielu. To zajęcie potrafi jednak przynieść wiele zadowolenia. Kominiarze pracujący na terenach wiejskich nawiązują ze swoimi klientami prawdziwe przyjaźnie. Pan Andrzej po pracy oddaje się swojej wielkiej pasji, jaką jest zbieranie staroci. Wieloletnia praca w terenie bardzo sprzyjała temu hobby. Do dzisiaj Andrzej Skrzeszewski wspomina, jak wielkie wrażenie zrobił na nim stary niemiecki motocykl przechowywany na strychu jednej z kamienic. Większość eksponatów udało mu się zdobyć podczas zawodowych wędrówek. Po pracy doprowadza je do dawnej świetności.
A jak kominiarze ze Świecia reagują na ludzi, którzy na ich widok łapią się za guziki, ufając, że przynosi to szczęście?
- Jest nam miło z tego powodu, ale osobiście, to nie bardzo w to wierzę - śmieje się Andrzej Skrzeszewski.