MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cuda niemile widziane

Jacek Kiełpiński
Jak wyglądały środowe msze święte, odprawiane przez franciszkanina o. Maksymina Tandka, skoro zakazali ich przełożeni? Czego się przestraszono: bębenków, wrzawy, uniesionych w górę rąk, flag, mówienia innymi językami, czy najgorszego - cudu uzdrowienia?

Jak wyglądały środowe msze święte, odprawiane przez franciszkanina o. Maksymina Tandka, skoro zakazali ich przełożeni? Czego się przestraszono: bębenków, wrzawy, uniesionych w górę rąk, flag, mówienia innymi językami, czy najgorszego - cudu uzdrowienia?

<!** Image 2 align=none alt="Image 184271" sub="Adoracja i błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Bożena Konieczka zapewnia, że to w momencie, gdy ojciec Maksymin szedł przez kościół z monstrancją dochodziło do uzdrowień. Swój przypadek, który uznaje za cudowne uzdrowienie, kojarzy właśnie z taką sceną.
Fot. Archiwum Wspóloty Ufność">

Takie sprawy w Kościele są wyciszane. Jednak przypadek toruńskiego franciszkanina o. Maksymina Tandka, odbije się najpewniej szerokim echem. Tu nie wystarczy wygnać człowieka i nakazać mu milczenie, tu pojawił się problem kilkuset wiernych, uznających go za przewodnika duchowego, z których dziś, konsekwentnie robi się oszołomów.

- Podczas kolędy zakonnicy mówią o ojcu Maksyminie złe rzeczy. Że był fałszywy. A prowadzoną przez niego wspólnotę „Ufność” nazywają sektą - takie sygnały, a dotarło ich do redakcji kilka, świadczą chyba wyraźnie, że w toruńskim Kościele dzieje się coś naprawdę poważnego.

Sprawa o. Maksymina ma dwa zasadnicze wątki. Jego niespodziewane odwołanie z funkcji rektora wymyślonej przez niego Wyższej Szkoły Filologii Hebrajskiej, uczelni postrzeganej na świecie jako miejsce realnego dialogu chrześcijańsko-judaistycznego, budzi pytania nie tylko w Toruniu, Bydgoszczy, Gdańsku, ale też Jerozolimie i Nowym Jorku. Tym bardziej że wszystko wskazuje na to, iż szkoła pozbawiona tego zasadniczego, ludzkiego elementu, zwanego czasem sercem, zaczyna podupadać. Ojciec Maksymin to jednak nie tylko ta wyjątkowa uczelnia. To, po pierwsze duszpasterz. I to szczególny.

<!** reklama>

- Chwała Panu! Duch Święty prowadzi nas i uzdrawia! Uwierzmy w to! - takich słów używał zakonnik, przemawiając w kościele do wiernych od samego początku, gdy w 2003 roku pojawił się w Toruniu. Zdecydowanie się wyróżniał. Także tym, że podał wszystkim numer swojego telefonu komórkowego.

- On po prostu docierał. Mówił rzeczy znane nam wszystkim wierzącym, ale dodawał: „Uwierz, zaufaj” i to stawało się wreszcie zrozumiałe. On zarażał optymizmem, dodawał skrzydeł - relacje parafian na jego temat utrzymują się ogólnie w tym tonie.

Nie wolno milczeć!

Jest jednak także drugie spojrzenie, skrajnie negatywne, prezentowane przez wielu współbraci zakonnych i przełożonego, czyli prowincjała franciszkanów z Poznania.

<!** Image 3 align=none alt="Image 184271" sub="Bożena Konieczka wiele zawdzięcza też Maryi. O swoim uzdrowieniu i związanych z nim odczuciach może ciekawie opowiadać godzinami. Fot. Jacek Smarz">- Niechęć do ojca Maksymina było od nich aż... czuć. Nie wiem, co może powodować coś takiego - podkreśla Edward Wąsiewicz, prezes fundacji Haskala, utrzymującej szkołę w ostatnim okresie, fundacji, z którą franciszkanie zerwali umowę wraz z niespodziewanym przeniesieniem o. Maksymina do gdańskiego Nowego Portu.

Niestety, zakonnicy - mimo wielu naszych próśb - nie zechcieli powiedzieć wprost, co mają przeciwko ojcu Maksyminie. Słynne, powtarzane do znudzenia, usprawiedliwienie nicniemówienia „sprawą wewnątrzzakonną” już się przyjmuje w wielu kręgach i przechodzi do języka potocznego.

Drążąc temat rozmawiałem z kilkudziesięcioma członkami wspólnoty „Ufność” i parafianami, którzy do niej nie przystali. Poznałem ludzi, którzy nawrócili się po spotkaniu z ojcem Maksyminem. Wielu dzwoniło do redakcji. Dotarłem też do kobiety, której niesamowita, a upubliczniona historia, być może przesądziła o losie zakonnika.

Dlaczego spotkania wspólnoty nie podobały się przełożonym? Tylko nieliczni franciszkanie decydowali się wspierać o. Maksymina w ich prowadzeniu, a obecny proboszcz, zdaniem wiernych, nigdy na nich nie był. Rzecznik prasowy poznańskiej prowincji franciszkanów, o. Leonard Bielecki, w rozmowie ze mną przyznał, że faktycznie chodzi o jakieś „ramy”, które najwyraźniej zostały przekroczone. Po chwili się zawahał, poprosił o chwilę na „ubranie w słowa” i... niespodziewanie zmienił front. Odpowiedź teraz brzmiała:

<!** Image 4 align=right alt="Image 184271" sub="Legitymacja członkowska, liczącej ponad 500 osób wspólnoty „Ufność’. Fot. Jacek Smarz">- Tak. Te spotkania charyzmatyczne odpowiadały prowincji.

- W takim razie, dlaczego były tępione od lat?

Na to pytanie odpowiedzi już nie było.

- Gdyby nie skrajna niegodziwość, do której ostatecznie doszło, czyli wyrzucenie ojca i obmawianie go, pewnie byłoby o tym cicho. To o. Maksymin prosił nas, by nie nagłaśniać sprawy, gdy w październiku ubiegłego roku zabroniono nam spotkań podczas mszy w środę - wspomina Dorota Cichowicz. - Od ponad roku nasza największa w parafii, ponadpięćsetosobowa wspólnota jest pomijana milczeniem przez proboszcza. Na głowie stawano, by nasi przedstawiciele nie mogli zaprezentować „Ufności” wizytującemu biskupowi. Wyrywano nam mikrofon...

- Najgorsze było traktowanie ojca Maksymina przy ołtarzu, gdy odpychano go, a potem śmiano się z niego - dodaje Krystyna Pajor, której proboszcz powiedział wprost, że będzie musiała odejść z rady parafialnej, jeśli nie zrezygnuje z członkostwa w „Ufności”. - Gdybym tych gorszących scen nie widziała, w życiu bym nie uwierzyła. Nie wolno milczeć. Bo to prawda.

Kapłan, który jest wszędzie

Obejrzałem nagrania wideo charyzmatycznych mszy, czyli spotkań środowych „Ufności”. Po pierwsze, są długie. Ale wierni, mimo upływu czasem nawet trzech godzin, nie zerkają na zegarki. Modlą się, większość, nie wszyscy, z rękoma uniesionymi w górę.

„Przyjdź Duchu Święty!!!” - śpiewa cały kościół i to bardzo głośno, a rytm wybijany jest na afrykańskim najpewniej bębnie i jakichś - orientalnych zapewne - talarzach.

Czy to może być źle widziane przez innych duchownych? Zbyt emocjonalne?

<!** Image 5 align=right alt="Image 184271" sub="Zdjęcie zrobione w trakcie chemioterapii. To o. Maksymin (stoi obok) przekonał Bożenę Konieczkę, by przyjęła chemię, mimo że nowotwór, niespodziewanie dla lekarzy, się cofnął, a chora poczuła się świetnie. Fot. Archiwum Bożeny Konieczki">A to dopiero początek. Podczas błogosławieństwa, czyli nakładania na głowy wiernych rąk przez o. Maksymina, wiele osób osuwa się. To słynne, znane w wielu środowiskach charyzmatycznych, zaśnięcie w Duchu. W wielu świątyniach katolickich dochodzi do takich scen. Jednak w tym przypadku, gdy nastawienie przełożonych do o. Maksymina było negatywne, zaśnięcie takie można pewnie skojarzyć z wizją „sekty”. Podobnie można podejść do występującego czasami na tych mszach daru mówienia innymi językami, czyli glosolalii. Nie tylko zielonoświątkowcy, ale i katolicka Odnowa w Duchu Świętym zna i uznaje to zjawisko.

- Gadają na niego przez zawiść - podpowiadają parafianie. - Są księża, którzy traktują swoją misję jak zwykłą pracę. A tu nagle pojawia się kapłan, który pociąga za sobą tłumy. Któremu się chce. Jest wszędzie - w kościele, szpitalu i przy budowie szkoły. Dlatego pokpiwali z niego: „O, ten święty”. A on kończył mszę i pędził gdzieś, bo ktoś potrzebował błogosławieństwa, a może i uzdrowienia.

Co ważne - ojciec Maksymin Tandek mówi cały czas o tym, że istotą jest nasza wiara w błogosławieństwo Jezusa, który jest najlepszym lekarzem i to, oczywiście, tylko On uzdrawia. Jednak, choćby zakonnik jak najbardziej starał się usunąć w bok, to przecież odprawia mszę, wygłasza kazanie, i to na nim koncentruje się uwaga wiernych. Do tego świetnie mówi, jego kazania są bardzo jasne, zrozumiałe, nie nudzi.

A jeszcze na dokładkę... ukarany przez prowincjała za narażenie zakonu na problemy finansowe, wygrał spór o swe dobre imię przed Kongregacją ds. Życia Konsekrowanego. Udowodnił, że prowincjał, a także generał zakonu, są kiepscy z prawa kanonicznego... To musiało denerwować.

Jest jeszcze jeden element, chyba, zasadniczy. Chodzi o uzdrowienia. Na coś takiego mają monopol sanktuaria uznane i przebadane przez Kościół. Do innych uzdrowień Kościół podchodzi ostrożnie, szczególnie, gdy wskazuje się konkretne miejsce i człowieka, który ma mieć z tym uzdrowieniem bezpośredni związek. A tak jest w tym przypadku.

Uzdrowił mnie Jezus

Bożena Konieczka, rocznik 1953, emerytowana pracownica starogardzkich zakładów obuwniczych. To jej świadectwo znaleźć można na stronie www.ufnosc.com. Chodzi o uzdrowienie z raka trzustki. Każdy onkolog stwierdzi, że to bzdura. Bo ta odmiana nowotworu ma najgorszą opinię.

- Uzdrowił mnie Jezus i stało się to w Toruniu, do którego zawieźli mnie bliscy - mówi Bożena Konieczka. - Na środowych mszach u ojca Maksymina słyszałam też wiele innych świadectw. Przecież to wspaniale, że takie rzeczy się gdzieś dokonują! Komu to się nie podoba? Dlaczego odbiera się taki skarb, niszczy? A co w tym złego, że modlimy się z rękoma w górze? Przecież to modlitwa na sposób fatimski.

Wysłuchanie pełnej wersji świadectwa Bożeny Konieczki zajmuje blisko trzy godziny. Kobieta uznaje, że ogrom łaski, jakiej doświadczyła, zobowiązuje. Chce dzielić się świadectwem ze wszystkimi. - Niektórzy proboszczowie w rejonie Starogardu Gdańskiego pozwalają, inni boją się czegoś i zabraniają mi mówić. Więc głoszę to, co sprawił Jezus, po domach. Na spotkaniach z ludźmi. Niech wszyscy wiedzą, że tu w Toruniu, podczas mszy, gdy o. Maksymin szedł z monstrancją przez kościół, Jezus uzdrawiał naprawdę z najgorszych chorób. Mówić to będę zawsze i nikt mnie nie zagłuszy.

Czy to był cud?

Bożena Konieczka o swoim uzdrowieniu

  • Bożena Konieczka była dwa razy operowana. Najpierw, w rodzinnym Starogardzie Gdańskim, przy okazji operacji na wrzody ujawniono nowotwór żołądka - chłoniaka złośliwego. Chora radykalnie chudła. (Ostatecznie z 65 kilogramów jej waga spadła do 38). Kolejna operacja w gdańskiej klinice miała na celu usunięcie zajętej przez nowotwór części żołądka. Choroba okazała się jednak tak zaawansowana, że nie można było tego zrobić. Lekarze przeprowadzili zespolenie żołądkowo-jelitowe, czyli ominęli zajętą dwunastnicę, umożliwiając chorej przyjmowanie płynnego pokarmu.
  • Opis z książki operacyjnej przypomina relację z lotu nad terenem objętym walkami. Lekarze, obserwując, po pierwsze, raka żołądka, widzą też „masę guzowatą”. Ich zdaniem, „główna masa nowotworu znajduje się w głowie trzustki”. Wszędzie dostrzegają nacieki, pogrubienia i nastrzyknięcia. Widzą zmiany, ale są bezsilni, bo zmiany są nieresekcyjne. Wycinka w tej sytuacji nie pobierają: „wobec wcześniejszego rozpoznania”. Pacjentka została zaszyta i odesłana do domu.
  • - Nie miała żyć. Lekarze mówili: to najbliższe miesiące, tygodnie, może zaraz - mówi Andrzej, brat Bożeny Konieczki. - Medycyna się poddała. A siostra chciała koniecznie jechać do Torunia na mszę.
  • - Za pierwszym razem czułam pieczenie, jakby szczypanie całego ciała. Trwało to około pół godziny. Podczas kolejnych trzech mszy było mi za to bardzo gorąco - wspomina Bożena Konieczka. - Czułam obecność Jezusa, światłość biła z monstrancji wzniesionej przez o. Maksymina.
  • Po pięciu tygodniach sami lekarze dopytywali się o jej stan zdrowia. Nie wierzyli, gdy zapewniała, że czuje się dobrze.
  • - Okazało się, że guz żołądka się zmniejszył, trzustka była czysta. Wtedy proponowali mi chemię. Wcześniej miała mnie zabić i nie było nawet o niej mowy - dodaje Bożena Konieczka. - Poradziłam się o. Maksymina. Powiedział: „Weź tę chemię, Jezus cię prowadzi”. Dziś wszystkie badania, także tomograficzne i PET, świadczą o tym, że jestem w pełni zdrowa.
  • Zdaniem onkologów, takie ustąpienie choroby może się zdarzyć, ale dochodzi to tego bardzo rzadko. Lekarze unikają słowa cud. Wolą mówić o samoistnym cofnięciu się choroby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!