- W szpitalu im. Jurasza rządzą bezwzględni technokraci, dla których najważniejsze są sprawy finansowe. Tak jest, bo polski system ochrony zdrowia jest niehumanitarny - twierdzi Dariusz Ratajczak, lider bydgoskiego OZZL.
<!** Image 2 align=none alt="Image 196273" >
Szpital Uniwersytecki nr 1 im. Jurasza jest zadłużony na 100 mln złotych. Zarząd jednostki tnie koszty, głównie te wynikające z płac pracowników. Najpierw z różnych powodów rozstało się z Juraszem kilku profesorów, w tym szefowie ortopedii, chirurgii plastycznej i chirurgii dziecięcej. Ostatnio dyrektor szpitala Jarosław Kozera rozwiązał umowy kontraktowe z czterema chirurgami: prof. Stanisławem Dąbrowieckim, dr. Wojciechem Szczęsnym, dr. Włodzimierzem Gniłką i dr. Stanisławem Prywińskim. Powodem były wyniki analizy finansowej poszczególnych klinik.
Szpital zaoszczędzi na chirurgach
- W klinice chirurgii w ostatnim czasie odnotowaliśmy niską efektywność pracy zwolnionych lekarzy, którzy wykonywali średnio jeden zabieg na cztery dni - uzasadnia decyzję Marta Laska, rzeczniczka szpitala im. Jurasza. - Poza tym, bez uzasadnienia przedłużane były okresy hospitalizacji. Koszty pracy na chirurgii były bardzo wysokie. Szpital, którego działalność finansowana jest ze środków publicznych, nie może narażać się na stratę.
Finanse szpitala, jak zapewnia zarząd, nie są zagrożone. Jeśli NFZ zapłaci jednostce minimum 10 mln zł za nadwykonania zabiegów, ratujących życie w roku 2012, to jej wydatki i przychody powinny się zrównoważyć. Oznacza to, że „Jurasz” ma szansę nie zwiększać swojego zadłużenia. Warto dodać, że NFZ winny jest szpitalowi łącznie ponad 30 mln za ostatnie 3 lata. Jest to szczególnie ważne, bo: - Jakiekolwiek odchylenie wyników finansowych od założonego planu restrukturyzacyjnego, który jesteśmy zobowiązani realizować w związku z uzyskaną przez placówkę pożyczką z Agencji Rozwoju Przemysłu, nie może mieć miejsca - oświadcza rzeczniczka szpitala i dodaje, że redukcja etatów w klinice chirurgii w żaden sposób nie burzy grafiku planowych przyjęć i zabiegów. Nie wpływa też na jakość kształcenia przed- i podyplomowego. - W efekcie tych zwolnień szpital zaoszczędzi milion złotych, które chce przeznaczyć na leczenie chorych w klinice chirurgii. Od początku roku do lipca klinika ta przyniosła około 2 milionów zł straty - twierdzi Marta Laska.
Słupki to nie wszystko
- Milion złotych przeznaczonych na chorych? - dziwi się zwolniony z pracy dr Stanisław Prywiński, chirurg i prezes Okręgowej Rady Lekarskiej Bydgoskiej Izby Lekarskiej. - To jest kłamliwa i znacznie zawyżona kwota. W tym są też nasze dyżury, które będą musieli pełnić pozostali koledzy. A to odbywać się będzie ze szkodą dla pacjenta.
Stanisław Prywiński uważa, że dyrektor Jarosław Kozera słucha swojego doradcy, który pracował w małych niemieckich szpitalach, i stara się sprowadzić olbrzymi, doskonale wyposażony szpital specjalistyczny do roli niewielkiej, powiatowej placówki, niezatrudniającej specjalistów.
- Dyrektor, podając kwotę miliona złotych, zaoszczędzonego w efekcie zwolnień specjalistów, sam na siebie złożył doniesienie, bo to on z nami podpisywał ten rzekomo zawyżony kontrakt - mówi chirurg. - Dyrektor patrzy jak menedżer, tylko na słupki. To, co się dzieje, jest próbą dyskredytacji lekarzy i świadomą powiatyzacją szpitala Jurasza.
Jednostka ta, zdaniem szefa Bydgoskiej Izby Lekarskiej, nie ma być prywatyzowana. Dlatego też od 2013 r. wszystkie bieżące zaległości będzie musiał pokryć Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, który jest właścicielem dwóch szpitali uniwersyteckich - „Jurasza” i „Biziela”.
- Kiedy przechodzi się przez busz, tnie się maczetą wszystko. Na ślepo. Tak jest w naszym szpitalu - uważa Stanisław Prywiński. - Zapomina się o tym, że nowoczesna chirurgia kosztuje.
Koniec szkoły chirurgów?
W „Juraszu” istniał jeden z nielicznych ośrodków chirurgii endokrynologicznej oraz jedyny w regionie oddział bariatryczny, na którym leczono otyłość metodami chirurgicznymi.
- Jednym pociągnięciem bariatria została zlikwidowana - mówi Prywiński. Wyjaśnia też, odnosząc się do zarzutów dyrekcji szpitala, że niektórzy chirurdzy mało operują, bo poziom skomplikowania zabiegów, w tym bariatrycznych, jest duży. Niewielu chirurgów potrafi wykonać resekcję trzustki bądź zoperować raka przełyku.
- Operacje będą wykonywane, ponieważ zawsze można ściągnąć chirurga z zewnątrz. Jednak liczba zabiegów będzie mniejsza, a koszty wyższe - przewiduje Prywiński. - Takie doraźne uzupełnianie kadry przypomina mi wojsko ludowe. Kiedy ktoś ważny przyjeżdżał do jednostki, malowano krawężniki na biało, a trawniki na zielono!
Stanisław Prywiński mówi też o nowych, niekorzystnych dla pacjentów zjawiskach. Uważa, że ograniczanie zatrudnienia powoduje powolne odchodzenie od budowania zespołów, w ten sposób, jego zdaniem, likwiduje się tradycyjne szkoły chirurgów: - Tworzy się przypadkowy zbitek ludzi - wyjaśnia. - Chirurg nie może być postrzegany tylko jako ktoś, kto wykonuje zabieg. Chirurg to także lekarz, który kwalifikuje, zleca badania, analizuje, rozmawia z chorym, przeprowadza zabieg i decyduje o sposobie prowadzenia chorego po operacji.
Pacjent nieopłacalny
Zdanie szefa izby lekarskiej podziela przedstawiciel związku zawodowego lekarzy: - Wielkim błędem było przejęcie przez UMK obu szpitali - uważa Dariusz Ratajczak. - Lepiej byłoby, gdyby Biziel pozostał jednostką samorządową. Gdy był przejmowany przez Collegium Medicum, mówiło się, że teraz pieniądze płynąć będą drzwiami i oknami. Nic takiego się nie stało, nie podpisano z nami także żadnych pakietów socjalnych. I tak, mimo niekorzystnego układu, „Biziel” jest w lepszej od „Jurasza” kondycji finansowej. „Juraszem” rządzą bezwzględni technokraci. Najważniejsze są dla nich sprawy finansowe.
Dariusz Ratajczak przypomina, że głównym argumentem, przemawiającym za koniecznością zwolnienia lekarzy, były straty, które przynosiła klinika chirurgii: - Mówimy o szpitalu uniwersyteckim! Dlatego za takie stwierdzenie powinny polecieć głowy - uważa. - Bo co to znaczy? To znaczy, że nie powinno się przyjmować nieopłacalnych pacjentów. Skandal! Jak mamy kształcić młodych lekarzy? Mamy im tłumaczyć, że nieważny jest chory, tylko procedura? Polski system jest niehumanitarny.
Niehumanitarny, ponieważ tylko nieliczne procedury (czyli hospitalizacja, począwszy od diagnozy aż do leczenia pooperacyjnego - przyp. red.) opłacają się, np. kardiochirurgia. Tylko do ceny zabiegów wykonywanych w stacjach dializ NFZ wliczył koszty płac personelu medycznego. Pozostałe procedury tego elementu nie zawierają, choć 70 procent budżetu każdego szpitala pochłaniają wynagrodzenia pracowników.
- Stosunek władzy do personelu od czasów PRL się nie zmienił - twierdzi Dariusz Ratajczak. - Dlatego, korzystając z czeskiego wzoru, zamierzamy przeprowadzić akcję masowego zwalniania się lekarzy z pracy.
Przeciwko systemowi godzącemu w dobro pacjenta dziś, 14.09., w całej Polsce pod urzędami wojewódzkimi pikietować będą inni związkowcy, m.in. z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Ile zarabia lekarz kontraktowy?
- Zgodnie z danymi, przedstawianymi przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, średnia podstawowa płaca lekarza kontraktowego wynosi od 6 do 9 tys. zł miesięcznie, a przeciętne roczne zarobki nie przekraczają 60 tys. zł.
- Średnie koszty uzysku to ok. 2 tys. zł, zatem lekarz zarabia ok. 4 tys. zł netto.
- Lekarz kontraktowy pracuje średnio 160 godzin miesięczne, ma dyżury w szpitalu i dyżury pod telefonem (musi być do dyspozycji) - łącznie to ok. 400 godzin pracy. 400 godzin to 2,5 etatu.
- 2,5 etatu daje dochód w wysokości 200 tys. zł rocznie.
- Ubezpieczenia oraz wydatki związane z obowiązkowym kształceniem się wynoszą średnio rocznie od 5 do 10 tys. zł
- Średnia płaca nauczyciela akademickiego z tytułami doktorskimi to ok. 5,7 tys. zł.