- Szpital nie planuje wprowadzania tego typu systemu - ucina Marta Laska, rzeczniczka prasowa szpitala im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy.
To odpowiedź na pomysł wprowadzenia nowego, elektronicznego ewidencjonowania czasu pracy lekarzom zatrudnionym w lecznicy. Pismo ze skonkretyzowanym takim właśnie pomysłem trafiło na początku listopada do szpitala. Było podpisane "Zatroskani Pacjenci".
W korespondencji czytamy, że autor, bądź autorzy pisma są zaniepokojeni "skalą zadłużenia Szpitala i spadającym poziomem opieki zdrowotnej świadczonej przez zatrudniony w nim personel". Kliknij >> TUTAJ <<, aby dowiedzieć się więcej o sprawie.
"Z przemęczenia o błędy medyczne nietrudno"
Podkreślono, że pracownicy są "najczęściej niestety na kontraktach". Następnie formułowane jest pytanie adresowane do rektora UMK, prof. Andrzeja Tretyna i do dyrektora szpitala, dr. Jacka Krysia. A brzmi ono: "Kiedy zostanie zlikwidowane głęboko demoralizujące środowisko i społeczeństwo zatrudnienie lekarzy i pielęgniarek na kontraktach?"
Mało tego, z "obserwacji" autorów listu wynika, iż "personel, by zmaksymalizować swój zarobek, pracuje niejednokrotnie niestety po 240, 260, a nawet i 300 godzin miesięcznie", co w efekcie "poddaje w wątpliwość jego gotowość do świadczenia usług na możliwie najwyższym poziomie". Naturalną zaś konsekwencją tego stanu rzeczy, jest zaś to, że "z przemęczenia o błędy medyczne nietrudno".
Dostało się także pielęgniarkom zatrudnionym w "Juraszu". By przytoczyć tylko fragment o brzmieniu: "Sytuacja, gdy płaci się, np. pielęgniarce po ok. 100 zł za godzinę, nie za faktyczne świadczenie pracy, lecz oczekiwanie na zabieg w pokoju socjalnym, najczęściej na wygodnej, przysłowiowej kanapie... jest wyjątkowo demoralizującą pozostałe środowiska pracy, jak i też godzi w poczucie sprawiedliwości społecznej".
Kolejnym, czytamy, "nie do zaakceptowania zjawiskiem" ma być rzekomo "proceder wcześniejszego wychodzenia z dyżurów po to, by zdążyć do kolejnej pracy, czy też w usprawiedliwionych, bądź i nieusprawiedliwionych celach prywatnych, za cichą zgodą przełożonych, jak i bez" (...) pobierając "oczywiście zapłatę za nieobecność".
W końcowej części listu czytamy: "My, jako społeczeństwo, czujemy się okradani z naszych podatków w majestacie prawa przez pazerny i niewydolny system ochrony zdrowia, który stał się maszynką do zarabiania gigantycznych pieniędzy i tworzenia podziałów społecznych. Najwyższy czas na zmiany!"
Nie ma sygnałów o skracanych dyżurach
Jak z kolei informuje szpital, w "Juraszu" jest zatrudnionych 366 lekarzy specjalistów z czego 77 proc. pracuje w oparciu o umowę cywilnoprawną. Są 1054 pielęgniarki w tym 17 proc. z nich zatrudniono na podstawie umowy cywilnoprawnej.
- Przedmiotowe umowy zawierane są na podstawie art. 26 ustawy o działalności leczniczej i stanowią powszechnie stosowaną metodę zatrudniania personelu medycznego w polskim systemie ochrony zdrowia - tłumaczy rzeczniczka szpitala, Marta Laska. - W obecnej sytuacji braku personelu medycznego na rynku pracy ten rodzaj umów stanowi powszechnie stosowane rozwiązanie dla elastycznego zabezpieczenia działalności placówek ochrony zdrowia oraz zapewnienia niezbędnej ciągłości opieki nad pacjentem.
W nawiązaniu do informacji o opuszczaniu miejsca pracy przez personel medyczny Marta Laska informuje, że w szpitalu "nie stwierdzono takiego zjawiska".
- Pracownicy niejednokrotnie realizują swoje zatrudnienie w oparciu o ustalony indywidualny harmonogram pracy, który nie pokrywa się z godzinami podstawowej działalności szpitala (od godz. 7.25 do 15). U osób postronnych może więc to wywołać wrażenie opuszczania miejsca pracy - mówi rzecznik szpitala Jurasza. - Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której lekarze lub pielęgniarki pozostawiają pacjentów bez opieki. Takie postępowanie jest niezgodne z prawem.
