<!** Image 2 align=right alt="Image 15702" >Każdy, komu się to przydarzyło, na pewno zapamiętał swoją reakcję: szok, a potem wstyd. Najgorzej w aptece - jak przy ludziach poprosić o środek zwalczający chorobę kojarzoną z brakiem higieny? Wszawica w dzisiejszych czasach? Wstyd.
- Wszawicę często ukrywa się przed służbami medycznymi. Najczęściej nie idziemy z tym do lekarza, tylko do apteki i na własną rękę próbujemy coś z tym zrobić - Jadwiga Kloska z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy wyjaśnia, dlaczego dane napływające do sanepidu nie odzwierciedlają prawdziwej skali problemu.
Mimo że w 2004 r. sanepid bydgoski zanotował aż 19 ognisk występowania wszy na terenie powiatu, a toruński w tym samym roku 8, zdaniem specjalistów od higieny nie mówi to nic o stanie faktycznym. Wszy są wszędzie - w szkołach podstawowych, przedszkolach, domach dziecka. Rzeczywiste liczby zakażeń mogą być kilkakrotnie wyższe od tych oficjalnych, figurujących w statystykach sanepidów. - Personel medyczny ma obowiązek zgłaszania nam przypadków zakażenia wszawicą - mówi Marta Zakrzewska, zastępca powiatowego inspektora sanitarnego w Toruniu. Wymaga tego ustawa o chorobach zakaźnych, do których zaliczona jest wszawica.
Problem z głowy
- W praktyce wygląda to tak, że ludzie idą do apteki, kupują szampon, myją dziecku włosy i z głowy. Zgłoszenia, które do nas docierają, dają złudzenie, że wszawicy w ogóle nie ma. A tak nie jest. Zabiegi, które ludzie wykonują na własną rękę, nie czytając nawet dokładnie instrukcji użycia preparatu, są nierzadko mało skuteczne. Mało kto wie, że nie wystarczy umyć dziecku głowę i wyczesać. Zabiegowi dezynsekcji powinni poddać się wszyscy domownicy - mówią specjaliści od higieny dzieci i młodzieży.
Szampon albo chleb
W tym roku stacja toruńska zanotowała już 2 przypadki występowania wszy. O jednym poinformował personel oddziału położniczego, drugi pochodził z pogotowia ratunkowego i dotyczył bezdomnego. W roku ubiegłym stwierdzono zakażenie u 14-miesięcznego niemowlaka.
- Wszawica jest związana z zaniedbaniami higienicznymi i występuje w środowiskach ludzi ubogich o niskiej kulturze higienicznej. W dzisiejszych czasach nie powinno być tego problemu, ale wiem, że jeśli bezrobotna kobieta samotnie wychowująca dziecko stanie przed wyborem: kupić szampon czy chleb, to zawsze wybierze chleb - mówi Marta Zakrzewska.
Na jednym z bydgoskich osiedli aptekarze zauważyli niedawno wzmożone zainteresowanie klientów preparatami przeciwko wszawicy. - Z tego, co ludzie mówią, wynika, że wszy opanowały kilka tutejszych szkół. Preparaty kupuje się zazwyczaj najtańsze, po 7 zł. Najdroższe, w postaci szamponu, kosztują ponad 20 zł - informuje farmaceutka z apteki na bydgoskich Kapuściskach.
Rodzice dzieci uczęszczających do Szkoły Podstawowej nr 57 otrzymali w styczniu karteczki z informacją, że pojawiły się tam wszy. Proszono, by opiekunowie przyjrzeli się swoim pociechom. - Mieliśmy anonimowy sygnał od któregoś z rodziców, że w jednej z klas są wszy. Okazało się, że były w 4 klasach, ale tylko pojedyncze przypadki. Sytuacja szybko została opanowana - potwierdza wicedyrektorka szkoły, Barbara Górecka. - Poinformowaliśmy rodziców, więcej nie możemy zrobić. Nie wolno nam ich zmusić, by nie posyłali dziecka do szkoły. Nie wolno nam nawet oficjalnie sprawdzać czystości głów, niemniej robimy to.
Sprawdzaniem stanu higieny uczniów zajmują się szkolne pielęgniarki, nazywane również higienistkami. W ostatnich latach ich udział w krzewieniu higieny wśród dzieci i młodzieży został mocno ograniczony. - Kiedyś higienistka dyżurowała w szkole każdego dnia. Dziś odwiedza nas raz w tygodniu. Standardy jej pracy też się zmieniły. Z zakresu obowiązków wypadły na przykład okresowe przeglądy czystości głów - mówią w szkołach.
- To rodzic odpowiada za to, żeby dzieci przychodziły czyste do szkoły - mówi anonimowo jedna z pielęgniarek. Kiedy w jej szkole pojawiły się wszy, zrobiła przegląd głów dzieci z wybranych klas - - w swoim gabinecie i w szkolnej toalecie. Niemal w konspiracji.
Opowiada rodzic dziecka, w którego szkole wykryto wszawicę: - Na zebraniu dowiedzieliśmy się, że są wszy i należy w domu sprawdzać dzieciom głowy. Ktoś zaproponował, by zrobiła to w całej szkole higienistka. Wychowawczyni uznała, że to niemożliwe, bo ktoś mógłby posądzić higienistkę o molestowanie seksualne.
Jeden z rodziców zadzwonił potem do bydgoskiego sanepidu, chcąc dowiedzieć się, czy można spowodować, by zakażone dzieci nie przychodziły przez jakiś czas do szkoły. Dowiedział się, że nie ma takiego sposobu.
Lekarze przyznają, że w niektórych przypadkach są bezradni. Jeśli rodzic nie zgodzi się pozostawić zawszonego dziecka w domu, nic nie można zrobić.
- Rozkazać niczego rodzicom nie można. Można tylko poprosić. Jedni reagują natychmiast, a innym można na ręku wszy pokazać i nic - mówi dr Maria Walewska-Sroga z przychodni zdrowia na Kapuściskach. Jest zaskoczona, że na jej terenie pojawiła się wszawica. Zakażeń w szkole nr 57 nie zgłosiła do sanepidu, bo nic o nich nie wiedziała i nie miała pojęcia o obowiązku informowania służb sanitarnych.
W Zespole Szkół nr 31 w Bydgoszczy pasożyty pojawiły się w listopadzie ub.r. - Pielęgniarka dyskretnie przejrzała głowy, znalazła osobę zawszoną, kupiła odpowiednie preparaty i pojechała do domu tego ucznia. Tam zarządziła, m.in., zmianę pościeli. W szkole nikt nie wiedział, co się dzieje. Szybko poradziliśmy sobie z problemem. Ale wszystko zależy od człowieka. Mieliśmy kiedyś pielęgniarkę, która nie chciała robić przeglądów czystości, bo nie miała tego w zakresie obowiązków - dyrektor Katarzyna Fuksiewicz zdradza, że z opornymi rodzicami szkoła też umie sobie radzić. - Informujemy, że jeśli rodzic nie zatrzyma dziecka na jakiś czas w domu, to powiadomimy sanepid.
Przymus
Okazuje się, że sanepid bywa czasem ostatnią siłą nacisku. W ub.r. na terenie Lubelskiego, gdzie ujawniono 27 ognisk wszawicy, powiatowy inspektor sanitarny wydał zakaz uczęszczania jednego z uczniów do szkoły na okres leczenia. - W ostateczności taką decyzję możemy wydać - przyznaje Marta Zakrzewska ze stacji w Toruniu.
- Przynajmniej w młodszych klasach staramy się sprawdzać głowy raz na 2-3 miesiące. Starsze dzieci już się trochę buntują, ale jak się chce, to można wszystko wyłapać, jest wiele okazji - np. dzieci przychodzą na okresowe bilanse. A jeśli już pojawią się wszy, to po prostu wchodzimy do klasy i sprawdzamy: głowy, grzebienie, chusteczki - mówi Aleksandra Śliwińska, pielęgniarka ze Szkoły Podstawowej nr 32 w Toruniu.