PRZECZYTAJ:[SĄD] Trzeci raz zaczyna się proces w sprawie zabójstwa Piotra Karpowicza
[break]
- Jestem ofiarą spisku, który miał na celu zniszczenie mnie. Nie pozwolę na to, by moim życiem kierował prokurator Bednarczyk. Jestem niewinny i nie mam nic wspólnego ze sprawą zabójstwa Piotra Karpowicza - tak Tomasz Gąsiorek rozpoczął wczoraj oświadczenie, które złożył w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy.
17 lat po zabójstwie
Gąsiorkowi grozi kara 25 lat więzienia, albo nawet dożywocie. Jest oskarżony o zlecenie w 1999 roku zabójstwa dyrektora pionu odszkodowań bydgoskiego PZU. Piotr Karpowicz zginął w styczniu tamtego roku od dwóch strzałów w głowę z broni kaliber 6,35 mm. Zastrzelono go na parkingu przed siedzibą PZU przy ulicy Wojska Polskiego w Bydgoszczy. W poniedziałek w bydgoskim sądzie rozpoczął się już trzeci proces w sprawie tego zabójstwa sprzed 17 lat.
W dwóch poprzednich wyrokach Tomasza Gąsiorka oraz czterech innych oskarżonych, wiązanych z grupą przestępczą kierowaną przez Henryka L. „Lewatywę”, uniewinniono (w 2009 roku), a następnie skazano (w 2014). Wśród osób, które usłyszały wyroki 25 lat więzienia za zlecenie i przeprowadzenie zamachu na dyrektora PZU znalazł się sam Gąsiorek, Henryk L. oraz Adam S. pseudonim Smoła (domniemany cyngiel, który miał - w opinii prokuratury - zastrzelić Karpowicza).
- W 1991 roku, kiedy otworzyłem w Brzozie stację obsługi Mercedesa, byłem szczęśliwy. Zostałem jednym z 30 dilerów w Polsce. To był mój sukces, ale też życiowa tragedia - wyjaśniał wczoraj Tomasz Gąsiorek (od kilku tygodni nie korzysta z przysługującej mu ochrony danych osobowych w procesie karnym). - O tym, że Karpowicz pracował w PZU, dowiedziałem się dopiero po jego śmierci - przekonywał oskarżony.
Nachodzony przez policję
Gąsiorek przypomniał też historię mercedesa jego klienta - samochód skradziono w 1992 roku ze strzeżonego parkingu przy bydgoskim hotelu City. Ubezpieczalnia odmówiła wtedy wypłaty odszkodowania za skradzione auto.
- Nigdy potem nie byłem już klientem PZU. A od 1998 roku wszystkie mercedesy sprzedawane w Polsce były ubezpieczane w Warcie, a nie PZU - podkreślał wczoraj oskarżony.
Mówiąc o spisku, w którym miał brać udział prokurator Robert Bednarczyk (prokurator apelacyjny z Lublina, autor aktu oskarżenia), Tomasz Gąsiorek twierdził, że śledczy dał się zwieść bydgoskim policjantom, którzy już od 1993 roku mieli nachodzić biznesmena.