Także moja żona, która nie ogląda meczów, zamocowała za szybą auta biało-czerwoną chorągiewkę. Zdziwiło mnie, że gdy żona wróciła z zakupów, przejechawszy ze trzydzieści kilometrów, to chorągiewka była tak postrzępiona, jakby zdjęto ją ze składnicy na Westerplatte - szóstego dnia obrony tej placówki. Potem zorientowałem się, że podobnie prezentują się niemal wszystkie chorągiewki wystające nad dachy aut. Kłóci się to z obywatelskim obowiązkiem dbania o symbole narodowe. Nie tak dawno temu, w Dniu Flagi, uczyliśmy się, że powinna być ona czysta i niezniszczona. Nie mam dziś zamiaru gasić narodowego ducha. Niech te postrzępione chorągiewki powiewają do zwycięskiego dla Polaków finału. Ale przed mistrzostwami świata warto pomyśleć o kibicowskich gadżetach w lepszym gatunku.
Chorągiewki jak z Westerplatte [Z DRUGIEJ STRONY]


Jarosław Reszka
Zacierają ręce kibice, zacierają ręce piwowarzy, restauratorzy, wreszcie producenci i sprzedawcy patriotycznych gadżetów. Na ulicach trwa nieustająca manifestacja polskości.