https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chciał wrobić męża kochanki

KRZYSZTOF BŁAŻEJEWSKI
Alfons P., pochodzący ze Lwowa, już w stosunkowo młodym wieku miał życiorys wielce nietypowy, budzący zdumienie współobywateli.

Alfons P., pochodzący ze Lwowa, już w stosunkowo młodym wieku miał życiorys wielce nietypowy, budzący zdumienie współobywateli.

<!** Image 2 align=none alt="Image 194200" sub="Kościół pw. św. Trójcy w Bydgoszczy. To w nim, jak opowiadał znajomym, Alfons P. miał zostać w 1936 r. proboszczem.">

Ten urodzony w 1908 roku mężczyzna już w odrodzonej Polsce wybrał się na studia do seminarium duchownego do Krakowa. Po jego ukończeniu jako młody wikary został wysłany na jedną z okolicznych wiejskich parafii. Tam zetknął się ze zwolennikami kościoła narodowego. Uznając ich racje, Alfons P. po dwóch latach wypisał się z Kościoła katolickiego, zrzucił sutannę i święcenia kapłańskie, po czym podjął się pracy misyjnej w dziele pozyskiwania dusz w Małopolsce dla Kościoła polsko-katolickiego.

<!** reklama>

Nowy życiorys

Za sprawą poznanej w międzyczasie Anny S., mieszkanki Iwna w powiecie szubińskim, duchowny przeniósł się do tej miejscowości na stałe. Wziął z kobietą ślub, ze związku tego narodziło się, rok po roku, troje dzieci. W międzyczasie jednak Piotrowi, bardziej niż własna żona, spodobała się małżonka miejscowego biuralisty Władysława, Maria B. Pozbycie się żony i męża nowej kochanki okazało się jednak zadaniem trudnym do wykonania.

Alfons P. zaczął od dorabiania sobie „nowej twarzy”. Najpierw sprawił sobie sutannę i zaczął w niej chodzić. Żonie, jak i wszystkim znajomym, zaczął opowiadać, że wraca na łono Kościoła katolickiego. Utrzymywał, że był w Warszawie w tej sprawie na audiencji osobistej u ówczesnego prymasa Polski, kardynała Hlonda, który na tę przemianę przystał. W zamian Alfons P. miał objąć od 1 czerwca 1936 roku obiecaną mu ponoć przez samą głowę Kościoła w kraju posadę proboszcza kościoła pw. Świętej Trójcy w Bydgoszczy.

„Zgubiony” portfel

Pomysłowy ksiądz wyprowadził się z domu, pozostawiając w nim żonę z trojgiem dzieci bez środków do życia, co tłumaczył „wyższymi racjami”. Wynajął w Bydgoszczy mieszkanie, gdzie odtąd bez żadnych przeszkód mógł spotykać się z Marią B. Kobiecie to jednak nie wystarczało. Domagała się - jak twierdził potem Alfons P. - „załatwienia” jej męża i małżeństwa z księdzem P., albowiem chciała na równi z innymi osobami jej stanu prowadzić życie towarzyskie.

24 sierpnia około godz. 5 rano bydgoski robotnik Tadeusz Ś. jak zwykle szedł ulicą Marszałka Focha do pracy. Na chodniku w okolicach Teatru Miejskiego spostrzegł bardzo wypchany portfel. Zajrzał do środka w nadziei, że znajdzie tam gotówkę, jednak szybko się rozczarował. Pieniędzy nie było, za to w środku znajdowało się mnóstwo dokumentów. Rozczarowany Ś. odniósł zgubę na posterunek policji.

Policjanci stwierdzili, że wewnątrz znajdowały się dokumenty na nazwisko... Władysława B., kilka ulotek komunistycznych, podpisanych przez „Partię Komunistyczną w Polsce”, oraz list do B., nadany w Warszawie i donoszący, że niebawem otrzyma on do rozprowadzenia 2000 ulotek antypaństwowych i wywrotowych.

Sąd podejrzewał szwagra

Ulotki okazały się na pierwszy rzut oka nieprawdziwe. Niebawem do policji wpłynął również anonim, informujący, że Władysław B. posiada w gospodarstwie jego rodziców w Zielonce pod Bydgoszczą zakopane materiały o treści wywrotowej. Miejsce zostało opisane szczegółowo. Policja wszczęła śledztwo i rozkopała wskazane miejsce. Ulotki rzeczywiście były. Jednak policja po drobiazgowym dochodzeniu uwierzyła Władysławowi B., że nie miał on nic wspólnego z ulotkami. Po nitce do kłębka doszła do Alfonsa P., który został aresztowany. Zaprzeczał jednak konsekwentnie wszystkiemu.

Do rozprawy przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy doszło w kwietniu 1937 r. Mimo powołania licznych świadków i biegłego grafologa, sąd nie rozstrzygnął jednoznacznie tej sprawy. Uznał, że interes w pogrążeniu Władysława B. miał również, zeznający jako świadek, szwagier B., niejaki Szczepan K. Po dwóch tygodniach sąd uniewinnił Alfonsa P., który po krótkim czasie wyjechał z Bydgoszczy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski