<!** Image 1 align=left alt="Image 20795" >Osłupiałem, kiedy przeczytałem w Internecie niektóre komentarze po ujawnieniu kretyńskich zabaw studentów pielęgniarstwa z Krakowa, o których huczała cała Polska. Bo ujawnienie tej sprawy teraz, na parę dni przed protestem służby zdrowia, to ponoć prowokacja wiadomych sił, co to zszargać chcą opinię środowiska. Zatrzymany w sobotę w Barcinie pijany lekarz - marne 2 promile - to też prowokacja? A wstrząsana łapówkarskimi aferami Bydgoszcz? A pielęgniarka z wcześniakiem w kieszeni?
Żeby było jasne - trzeba chylić czoło przed fachowcami, Judymami, pielęgniarkami, które za grosze walczą o chorych. Ale jasne jest też to, że służbie zdrowia budowanie atmosfery oblężonej twierdzy na pewno nie służy. Bo ludzie tam są różni, jak w każdej grupie zawodowej. Nie wszystko jest białe, czasami bywa szare, a niekiedy czarne, kiedy z kąta wyłażą pazerność, podłość albo głupota.
Sygnałem ostrzegawczym była zresztą pamiętna sprawa łowców skór. Sądziłem, że zaangażowanie pielęgniarzy i lekarzy w makabryczny proceder wywoła wielką burzę w środowisku. W końcu w sądzie wychodziła na wierzch makabra, której nie wymyśliliby fachmani od thrillerów. I co? Cisza.
Trwa walka o przyszłość i jakość polskiej służby zdrowia - dopingujemy zresztą w „Expressie” tych, którzy mają pomysły, jak wyjść z dołka. I nie przejmujemy się straszakiem, że niedługo cały personel wyfrunie na Zachód, bo tam w szpitalach zarabia się prawdziwe pieniądze. Oczywiście, tyle że tam w szpitalach jakoś w ogóle jest inaczej - łapówy są rzadkością, nikt nie robi prywatnych fuch na państwowym sprzęcie i nie udaje, że można zmieścić w ciągu doby kilka etatów.