
- Całoroczną wyprawę planowałam przez pięć lat - mówi Patrycja Ulandowska-Monarcha. - Byłam bardzo szczęśliwa, gdy okazało się, że zakwalifikowałam się do udziału w 43. Wyprawie Polarnej IGF PAN do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie

Aby stać się członkiem wyprawy, trzeba było wykazać się nie tylko wiedzą i doświadczeniem, ale i sporą determinacją. Co roku chętnych są setki, a ostatecznie wyrusza tylko kilka osób.
Bydgoszczanka wiedziała, o co walczy.
- Odkąd poznałam Arktykę, z miejsca się w niej zakochałam - mówi Patrycja Ulandowska-Monarcha. - Uwielbiam zimę, a zima na północy jest wyjątkowa. Wyprawy do stacji badawczej UMK były świetnym doświadczeniem, ale bardzo zależało mi na tym, by móc spędzić na Spitsbergenie także noc polarną.

Głównym zadaniem bydgoszczanki jest praca jako meteorolog, pełni 24-godzinne dyżury. Na miejscu obserwuje jednak nie tylko pogodę.
- Na niedźwiedzia polarnego nie trzeba było długo czekać, ponieważ pojawił się jakieś 800 metrów od stacji już pierwszego dnia po przyjeździe. Potem pojawiał się kilkukrotnie, ale był daleko i nie wchodziliśmy sobie w drogę. Na dobre już zadomowiliśmy się na stacji - opowiada Patrycja Ulandowska-Monarcha.

To nie był jej pierwszy raz: - Udało mi się zobaczyć te zwierzęta za każdym razem, gdy byłam w stacji badawczej UMK: w 2013, 2014 i 2015 roku - opowiada. - Za pierwszym z oddali zauważyłam tylko zarys tego zwierzęcia, za drugim - ślady przy budynkach stacji i kręcącego się w pobliżu „misia”. Za trzecim razem spotkanie było spektakularne: pływaliśmy z grupą naukowców łodzią motorową między bryłami lodu. Zauważyliśmy na jednej z nich fokę. Podpłynęliśmy nieco bliżej, okazało się, że jest martwa, na wpół już zjedzona. Nagle z wody wynurzył się niedźwiedź. Był 250, może 300 m od nas.