Jeden z popularnych serwisów turystycznych wymienił Bydgoszcz wśród miast, które wyludniają się najszybciej. 2002 rok - było nas 372 tys., teraz to 354 tysiące, jest powód do niepokoju?
To nie jest dobra informacja, bo wyjeżdżający z miasta przestają tu płacić podatki. Ale ci ludzie nie emigrują daleko, zwykle zamieszkują na terenie sąsiednich gmin i są z Bydgoszczą ciągle związani - pracą, nauką, to w mieście korzystają z rozrywki czy rekreacji. W Białych Błotach w 2002 roku było 11 500 mieszkańców, teraz jest ich ponad 20 tysięcy. W Osielsku w 2002 roku było 6700 zameldowanych osób, teraz jest ich prawie 13 tysięcy. To jest obraz bydgoskiej „emigracji”.
Może warto zacząć mówić o konieczności poszerzenia granic administracyjnych miasta? Kilka dużych ośrodków już to zrobiło i - jak się wydaje - sporo na rozszerzeniu zyskało.
W Bydgoszczy nie jest nam za ciasno, mamy sporo terenów do zabudowy. Uważam, że działania forsujące rozszerzenie granic nie mają sensu w wymiarze lokalnym, bo zawsze powodują konflikty. Gdy budowaliśmy Metropolię Bydgoszcz, na spotkaniach w Sicienku czy Białych Błotach tamtejsi radni pytali wprost - czy SMB jest pierwszym krokiem do wchłonięcia gmin przez Bydgoszcz? Nie, nie jest.
Jak miasto może przeciwdziałać emigracji?
Tych, którzy marzą o mieszkaniu w lesie czy nad jeziorem, i tak nie zatrzymamy, bo to ich priorytety. Do zamieszkania w konkretnym miejscu skłania ludzi zwykle dobra płaca. Taką w Bydgoszczy można znaleźć i to jest nasz atut.