Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoski Monar pod lupą Kujawsko-Pomorskiego NFZ i policji

Redakcja
- To jest burza w szklance wody, wynikająca z naszej pomyłki administracyjnej, a nie z celowego działania - tłumaczy Ryszard Częstochowski, założyciel bydgoskiej poradni Monar
- To jest burza w szklance wody, wynikająca z naszej pomyłki administracyjnej, a nie z celowego działania - tłumaczy Ryszard Częstochowski, założyciel bydgoskiej poradni Monar Dariusz Bloch
Poradnia leczenia uzależnień musi się wytłumaczyć z kilkudziesięciu fikcyjnych porad diagnostycznych. Śledczy sprawdzają, czy doszło do wyłudzenia pieniędzy za usługi, których nie wykonano. Zarzutów jeszcze nie postawiono.

Sprawa została ujawniona przypadkowo przez byłego ucznia LO nr VIII w Bydgoszczy, z budynkiem której przed laty sąsiadowała poradnia Monar.

Pacjenci z pogadanek

Z racji bliskiego położenia wychowawcy często gościli w Monarze, przyprowadzając całe klasy na tak zwane pogadanki, mające charakter zajęć profilaktycznych. Uczniowie nie mieli jednak pojęcia, że w rozliczeniach z Narodowym Funduszem Zdrowia wykazywani są jako pacjenci, którym udzielona została porada diagnostyczna, wyceniona na 66 złotych i 15 groszy.

- W związku z moją współpracą z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego zostałem zobligowany do wypełnienia dość obszernej ankiety, w której część pytań dotyczyła przebytych chorób i leczenia, między innymi z uzależnień. Oczywiście nie leczyłem się nigdy z takich przypadków - zapewnia nasz rozmówca (personalia do wiadomości redakcji).

Łatwo wyobrazić sobie jego zdziwienie, gdy podczas rozmowy weryfikacyjnej z oficerem ABW zapytany został o odbytą w Monarze terapię. Po sprawdzeniu w Zintegrowanym Informatorze Pacjenta okazało się, że faktycznie, mężczyzna figuruje jako klient Monaru, któremu w listopadzie 2008 roku udzielono 45-minutowej porady diagnostycznej.

- Nie pamiętam, żebym miał kiedykolwiek do czynienia z Monarem. Najwyżej w liceum na godzinie wychowawczej. To jednak dziwne, bo naukę w szkole średniej ukończyłem w 2002 roku - nie rozumie. Za pośrednictwem ZIP złożył skargę do NFZ.

W marcu br. fundusz zawiadomił policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Monar - wyłudzenia pieniędzy za usługę medyczną, której, zdaniem funduszu, poradnia nie wykonała.

Początkowo wszystko wskazywało na to, że sprawa zostanie umorzona z racji niskiej kwoty wyłudzenia i wyjaśnień pracowników Monaru, którzy przyznali się do pomyłki administracyjnej. Z czasem jednak zaczęły napływać do NFZ identyczne skargi od innych osób. Wszczęto dochodzenie w sprawie o oszustwo.

Fundusz zdrowia rozesłał też do ponad 200 osób ankietę, w której pyta, czy osoby te były konsultowane przez Poradnię Profilaktyki, Leczenia i Terapii Uzależnień Monar w Bydgoszczy. Sprawdzany jest okres od stycznia do grudnia 2008 roku.

Do tej pory wróciło ok. 50 ankiet, w których tylko osiem osób potwierdziło udzielenie im świadczenia. - Barbara Nawrocka

- Do tej pory wróciło do nas około 50 ankiet, w których tylko osiem osób potwierdziło udzielenie im świadczenia przez Monar. Reszta zaprzecza, twierdząc, iż nigdy nie leczyła się w przedmiotowej poradni, tylko wysłuchała tak zwanej pogadanki w szkole lub w Monarze - mówi Barbara Nawrocka, rzecznik Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Bydgoszczy, i dodaje, że sprawa nadal jest wyjaśniana.

Bałagan w papierach

Jak wynika z pisma NFZ, które otrzymała nasza redakcja, „pojedyncze pogadanki przeprowadzane przez pracowników placówki zarówno na terenie poradni, jak i w szkołach (...) nie były i nie są poradami w rozumieniu świadczenia zdrowotnego, które należy przedstawiać do rozliczenia Narodowemu Funduszowi Zdrowia”.

- To jest burza w szklance wody, wynikająca z naszej pomyłki administracyjnej, a nie z celowego działania - tłumaczy Ryszard Częstochowski, założyciel bydgoskiej poradni Monar. - Sprawa wraca do nas jak bumerang. Po kontroli NFZ w 2009 roku, która wykazała nasze błędy, oddaliśmy przecież kilka tysięcy złotych - dodaje. Nie umie jednak wyjaśnić, jak można „przez pomyłkę” wykazać do rozliczenia całą klasę uczniów. W dodatku po kilku latach.

- Administracyjnie nawaliliśmy. Bałagan. Ale nie celowe działanie - powtarza.

- Nieporozumienie się wkradło i sami nie wiemy, dlaczego - mówi Bogna Kotulak, kierowniczka poradni. - To były zajęcia psychoedukacyjne, które wykazywaliśmy jako konsultacje, ponieważ w programie medycznym nie było wówczas innej możliwości. Ale to już wyjaśniliśmy - tłumaczy.

Według NFZ, wspomniana kontrola dotyczyła innego okresu i zakresu merytorycznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!