https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bobry podgryzają rolników z Osia

Andrzej Pudrzyński
O tym, że nadmiar bobrów występujących na małym terenie, może dać się solidnie we znaki, przekonał się Zdzisław Maliszewski z miejscowości Pruskie koło Osia.

O tym, że nadmiar bobrów występujących na małym terenie, może dać się solidnie we znaki, przekonał się Zdzisław Maliszewski z miejscowości Pruskie koło Osia.

<!** Image 2 align=left alt="Image 3854" >- Bobry występują na terenie mojego gospodarstwa od ponad dziesięciu lat. Zawsze żyłem z nimi w zgodzie, nie niszczyłem tam ani nie płoszyłem zwierząt. Drewna z mojego lasu i siana starczało dla wszystkich. Jeszcze parę lat temu nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby ubiegać się o jakiekolwiek odszkodowanie z tego tytułu. Ale to, co się ostatnio dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie - skarży się Zdzisław Maliszewski.

Las i łąka pod wodą

W ostatnich latach liczba bobrów znacznie się zwiększyła. Zwierzęta potrzebowały coraz więcej pożywienia i budulca do zakładania tam i siedlisk. Wszystko, co potrzebne do normalnego bytowania znalazły na terenie gospodarstwa rolnika z Pruskich.

- Stworzyły sobie u mnie lepsze warunki do życia niż w niejednym rezerwacie - dodaje Maliszewski. - Ale to długo nie potrwa. I to wcale nie dlatego, że mam zamiar je przepędzić czy zrobić im krzywdę. Po prostu powoli kończy się pożywienie. Pozostało już niewiele drzew i krzewów. Siana też jest tyle, co na lekarstwo - dodaje rolnik.

Ponad jednohektarowy las uległ całkowitej degradacji. Nie tylko został wycięty przez bobry, ale też, w wyniku ich działalności, niemal całkowicie zalany. Zalaniu uległa też łąka

- Muszę dokupywać siano, bo własnej łąki nie mogę już uprawiać - żali się Maliszewski. - Mało tego. W wyniku podnoszenia się poziomu wód systematycznie zostaje zalewana droga dojazdowa do mojego gospodarstwa. Jedyna droga. Jeszcze trochę i zostanę zupełnie odcięty od świata.

Kto za to zapłaci?

Maliszewski słał pisma do wojewody, domagał się, by na miejsce przyjechała komisja, która oszacuje straty i wypłaci odszkodowanie - bezskutecznie. Tłumaczono się brakiem pieniędzy lub czasu.

- Nie wiem już co mam robić - mężczyzna rozkłada bezradnie ręce. - Nie mogę utrzymywać hodowli bobrów, bo mnie na to nie stać. Wszyscy chowają głowę w piasek i udają, że nie ma problemu. Ale ja i moja rodzina tu mieszkamy i chcemy żyć jak normalni ludzie. Czy tak trudno to zrozumieć?

Wdecki Park Krajobrazowy w Osiu obejmuje blisko 24 tysiące hektarów. Każdego roku do dyrekcji parku przychodzi co najmniej kilkunastu rolników ze skargą na działalność bobrów.

- Przyznaję, że te zwierzęta dają się we znaki okolicznym rolnikom. Budują tamy nie tylko na rzekach, ale też na małych ciekach wodnych, przez co zalewane są pola i łąki. Wycinają też drzewa z prywatnych lasów - mówi Anna Karpus, specjalista ds. ochrony przyrody we Wdeckim Parku Krajobrazowym.

Pracownicy WPK, na zlecenie wojewódzkiego konserwatora przyrody, szacują wielkość strat, wyrządzonych przez bobry w gospodarstwach.

- Na tym jednak nasze zadanie się kończy - podkreśla Anna Karpus.

Jako że bobry pozostają pod ochroną, odszkodowania gospodarzom powinien wypłacać wojewoda. W teorii sprawa wydaje się prosta, gorzej z praktyką, bo po prostu nie ma na to pieniędzy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski