MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bo dziadek był w Wehrmachcie

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Tysiące obecnych lub byłych mieszkańców Pomorza, Wielkopolski i Górnego Śląska jest w podobnej sytuacji. Mieli przodka, który w czasie II wojny światowej przywdział niemiecki mundur. Temat to nadal wstydliwy, mimo upływu 60 z górą lat.

Sprawa służby Polaków w niemieckich formacjach wojskowych znów powróciła na forum publiczne za sprawą dziadka kandydata na prezydenta, Józefa Tuska.

Został on oskarżony o zgłoszenie się do służby w hitlerowskim wojsku na ochotnika. I po raz kolejny okazało się, jak mało mieszkańcy innych rejonów Polski wiedzą o wojennych realiach na ziemiach wcielonych do Rzeszy w czasie okupacji.

Rodzinny szok

<!** Image 1 align=right alt="Image 8691" >Jak dalece sięga niewiedza, niech świadczy fakt, iż broniąc Józefa Tuska, krakowski „Tygodnik Powszechny” przegiął z kolei w drugą stronę, pisząc m.in. „Niemiecki mundur nosiły tysiące Kaszubów, których - tak samo jak Ślązaków - nikt nie pytał o zdanie. Wpisanie na niemiecką listę narodowościową, tzw. volkslistę, nie wymagało własnej inicjatywy. Po prostu pewnego dnia przychodził list z wezwaniem do podpisania odpowiedniego kwitu”.

A jak to wyglądało naprawdę?

- O tym, że mój ojciec był w Wehrmachcie, dowiedziałam się dopiero po jego śmierci - wspomina mieszkanka Tucholi, Maria Wiśniewska. - W naszym domu nigdy się o tym nie mówiło. Proszę sobie wyobrazić, jaki przeżyłam szok, przeglądając kiedyś stare rodzinne zdjęcia. Pomiędzy wcześniej mi znanymi, z okresu służby w polskich siłach zbrojnych na Zachodzie, natknęłam się na fotografię ojca w... niemieckim mundurze. Mama oświadczyła, że wspólnie z ojcem doszli do wniosku, iż nie powiedzą o tym fakcie dzieciom. Było to dla nich zbyt trudne i bolesne, chcieli mnie i moje rodzeństwo uchronić przed zmierzeniem sięz tą wiadomością.

Od matki Maria dowiedziała się, jak do tego doszło. W czasie okupacji ojciec jako młody mężczyzna pracował u bauera pod Bydgoszczą. Byli tam też jeńcy radzieccy, którzy głodowali. Ojciec podkradał żywność, by podawać Rosjanomi któregoś dnia wpadł. Został pobity i przewieziony na gestapo.

Znajomy, życzliwy Niemiec, sąsiad, przyszedł wówczas do dziadka i powiedział: - Jeśli pan nie zdecyduje się teraz przyjąć trzeciej grupy, to syn nie przeżyje.

Dziadek, nie mając wyjścia, złożył wniosek, który został uwzględniony. Poskutkowało. Ojca Marii Niemcy zwolnili, ale krótko potem otrzymał powołanie do Wehrmachtu. Trafił do Francji, gdzie został ranny. Na szczęście zbliżał się już front. Kiedy Wiśniewski znalazł się w angielskiej niewoli, zgłosił się do polskiego wojska. Tak czynili niemal wszyscy, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.

Dla Stalina to Niemcy

Z Kaszub, Pomorza, Śląska tysiące młodych, zwłaszcza w końcowym okresie wojny, poszło do Wehrmachtu. Wielu z nich zginęło. Był to okrutny paradoks, niezwykła ironia losu. Świadkowie wspominają pociągi pełne chłopców w niemieckich mundurach śpiewających „Jeszcze Polska nie zginęła...”.

<!** Image 2 align=left alt="Image 8692" >Łącznie na terenie wszystkich ziem wcielonych do Rzeszy mobilizacja do Wehrmachtu objęła ponad 250 tys. Polaków, w tym około 80 tys. na Pomorzu. Ci z nich, którzy trafili do niewoli na Zachodzie, byli przekazywani władzom polskim i prawie 90 tys. Polaków służących w Wehrmachcie zasiliło polskie siły zbrojne.

Odmiennie wyglądała sytuacja na froncie wschodnim. Stalin, pomimo usilnych starań władz polskich, odmówił odmiennego traktowania Polakówz Wehrmachtu niż jeńców niemieckich. Tylko 2 tys. spośród ok. 50-60 tys. wziętych do niewoli skierowano do Dywizji im. T. Kościuszki, resztę razem z Niemcami umieszczonow obozach jenieckich.

Jak się szacuje, samych bydgoszczan zginęło w znienawidzonym mundurze około tysiąca. Na Wschodzie i na Zachodzie.

Cztery kategorie

Tuż po zakończeniu kampanii wrześniowej 1939 roku zachodnie i północne ziemie Polski zostały wcielone do Rzeszy Niemieckiej. Główny Urząd do spraw Polityki Rasowej przy NSDAP postulował całkowite zniemczenie nadających się do tego grup ludności, usunięcie wszystkich nienadających się do zniemczenia „elementów” oraz osiedlenie Niemców na opróżnionych terenach. Zrealizowanie tych celów zapewnić miały działania osadnicze oraz utworzenie listy narodowościowej.

Według postanowień z 13 marca 1941 r., lista podzielona była na cztery zasadnicze grupy. Do Ii II należały osoby narodowości niemieckiej oraz niemieckiego pochodzenia.

Trzecia grupa obejmowała osoby, co do których można było założyć, że w przyszłości staną się pełnowartościowymi Niemcami: osoby z mieszanych małżeństw orazo „niewyjaśnionej przynależności narodowej skłaniające się na zasadzie związków krwi i kultury ku niemczyźnie”, a posługujące się słowiańskim językiem, które przed1 września 1939 nie przyznawały się do niemczyzny (Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy, Słowińcy, Podhalanie).

Grupa IV obejmowała osoby pochodzenia niemieckiego, które w okresie międzywojennym uległy wpływom polskim.

Wszystkie osoby wpisane do I i II grupy traktowane były na równi z obywatelami Rzeszy. Rozporządzenie zapowiadało nadanie obywatelstwa Rzeszy wszystkim wpisanym do III grupy po dziesięcioletnim okresie naturalizowania.

Na listy nie wpisywano jednak automatycznie. Trzeba było złożyć wniosek i stanąć przed komisją. Jedno z pytań dotyczyło... czystości w gospodarstwie domowym.

Początkowo wpisywanie się na niemiecką listę narodowościową spotkało się z małym odzewem. Do końca 1941 r. w Bydgoszczy na wszystkie cztery listy wpisało się ledwie 4,5 tys. osób. W Toruniu do grupy III akces zgłosiło... 366 osób. Byli to głównie ludzie, którzy nagle „poczuli się” Niemcami, bądź ci, którzy liczyli na profity.

Wraz z pogorszeniem się sytuacji Niemców na frontach z początkiem 1942 roku wzrosło zapotrzebowanie na „materiał ludzki”. Odezwa gauleitera Forstera z 22 lutego 1942 roku mówiąca, iż wszyscy, którzy nie zgłoszą się „będą traktowani na równi z najgorszymi wrogami narodu niemieckiego” była próbą zastraszenia społeczeństwa. Powiodła się. Do „amtów” ustawiały się długie kolejki.

Grozili wysiedleniem

Do zgłaszania się Polacy zmuszani byli podstępem, szantażem lub groźbami. Obok nacisku policyjnego, stosowany był także nacisk ze strony pracodawców. Odmowa podpisania listy często groziła wysiedleniem lub utratą pracy. Oczywiście, były też przypadki akcesu „dla świętego spokoju” i na zasadzie „skoro wszyscy, to i ja”.

Z drugiej strony - nie wszystkie wnioski o wpis były rozpatrywane przychylnie. Wielu osobom, przeważnie nienadającym się do służby wojskowej czy pracy, „eigedeutschowania”, czyli przyjęcia do III grupy, odmówiono.

Po wojnie władze Polski lubelskiej długo nie wiedziały jak do problemu listy podejść. Początkowo wszystkich z III grupy uważano za zdrajców. Dopiero w maju 1945 r. uznano, że z ich strony dla odzyskania pełni praw wystarczy złożenie deklaracji wierności Rzeczypospolitej.

Miliony Polaków na liście

  • W 1943 r. liczba Polaków wpisanych na DVL sięgnęła łącznie 2,3 mln osób.
  • Na Pomorzu do 1944 r. do III grupy wpisano 725 tys. osób, czyli ok. 60 proc. mieszkańców.
  • W Bydgoszczy 96,5 proc. mieszkańców złożyło wnioski. Przyjęto 66 procent.
  • Najwięcej wniosków pozytywnie rozpatrzono w Toruniu, ponad 90 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski