Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ani słowa o wyborach, czyli co nas obchodzi najbardziej [Kronika bydgoska]

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Kiedy nasza służba zdrowia powróci do pracy w zwyczajnych warunkach?
Kiedy nasza służba zdrowia powróci do pracy w zwyczajnych warunkach? Fot. Archiwum Expressu Bydgoskiego/PPG
Cisza wyborcza święta rzecz, a więc tym razem cicho sza nad tym, co kto obiecał i co z tego wyjdzie. Tym razem o tym, co ostatnio stało się doświadczeniem rzesz, a nie wybranych.

Wszystko, co dzieje się wokół, wszystko, co nam dolega, zdaje się mieć wspólny mianownik – rzeczywistość pandemiczna. Niby ją coraz bardziej oswajamy, odmrażamy, luzujemy rygory, ale nie daje o sobie zapomnieć nawet tym, których choroba nie dotknęła bezpośrednio. Ciągle wszak powtarza się nam teraz, że już nigdy nie będzie tak samo, że już nie wrócimy do życia, jakie znaliśmy, do wolnościowych reguł zachowania i takich przyzwyczajeń. Dziś nawet zwykłe zakupy mogą wyglądać… apokaliptycznie. Przećwiczyłam to w ostatni weekend, pierwszy raz od bardzo wielu miesięcy odwiedzając sklep szwedzkiej sieci. Ciągle przybywają do Bydgoszczy po zakupy do niego mieszkańcy całego województwa, ale jednak (jak nigdy wcześniej) teraz można nawet w sobotę znaleźć dla samochodu miejsce niedaleko wejścia. A potem – tunele i zasieki. Wydzielone korytarze, barierki, jeden kierunek klienckiego ruchu. Noga za nogą, kupujący karnie ustawiony za kupującym, laboratoryjne warunki konsumpcji klopsików… Wszystko, rzecz jasna, w najwyższym standardzie sanitarnym, przygotowane w sposób maksymalnie zapewniający bezpieczeństwo, ale… człowiek czuje się jednak jakoś tak dziwnie. To było miejsce, w którym zobaczyłam pandemiczną organizację handlu i usług wymyśloną tak, że chyba można by z tego zrobić doktorat. W innych widać już najczęściej kompromisy –

ludzką ciżbę, maseczki pod nosem, wymacane do granic możliwości produkty, poręcze i oparcia wypolerowane dłońmi spryskanymi albo i nie jakimś płynem przy wejściu (autentycznie wirusobójczym lub wodnistą podróbą, w profesjonalnym dozowniku albo starej butelce po płynie do szyb)

. Słowem, swobodny przepływ osób, usług i kapitału, rozumiane jednak nie jako jedna ze świętych swobód Unii Europejskiej, a coraz bardziej kompromisowe podejście do ograniczeń, które powinny krępować rozsądnego człowieka ery pandemii.
Słowo „kompromis” jest tu kluczowe, bo – według moich obserwacji – zaczyna być wygodnym wytrychem dla wielu grup społecznych, w tym także tych, które powinny być szczególnie dbałe o bezpieczeństwo zdrowotne. A zdrowie, jak wiadomo, to kwestia bazowa. I nie ograniczająca się przecież do koronawirusa. Dla wielu ludzi nie on, a „zwykłe” schorzenia ciągle stanowią problem. W minionych miesiącach wraz z rodziną (jej członkowie są w wieku od młodzieńczego po sędziwy) przećwiczyłam podejście do zagadnienia niesienia pomocy w warunkach COVID-19. Ćwiczyłam publicznie, półprywatnie i całkiem komercyjnie. Nikt nigdzie nikomu nie powiedział precyzyjnie, jak mają wyglądać świadczenia medyczne w tych specjalnych okolicznościach, więc każdy – jak zauważyłam - podchodził do sprawy kreatywnie.

Od Leśnego po Fordon, od pobrania krwi po liczne konsultacje medyczne: widziałam wszystko. Lekarkę ubraną jak kosmonautka, pokazywanie gardła przez Skype i wysłanie lekarzowi gardłowego selfie. Podpisywanie oświadczeń, że wiem, że z dużym prawdopodobieństwem wyjdę z gabinetu z wirusem i (jak mawia młodzież) „centralne wywalenie” na zalecenie mierzenia przed wejściem temperatury, zakrywanie ust i noszenie rękawiczek.

A im dalej w las, coraz więcej spostrzeżeń, że się zaczynają te nowe standardy kadrze medycznej podobać… Laryngolog ciągle chce 200 złotych za spotkanie, ale zdalne, bo nosem w nos spotykać się nie chce. Panie rejestratorki ciągle nie odbierają telefonów, choć na korytarzu ich przychodni nie ma żywego ducha... Jakby ta straszna pandemia dała wreszcie (?) powód do zorganizowania sobie kontaktów z pacjentami w wygodny sposób, na własnych warunkach. Oczywiście, trzeba jasno i stanowczo dostrzec różnicę między tymi, co na pierwszej linii frontu – tam nie ma miejsca na ambiwalencję postaw obrońców życia i zdrowia. Ale poza tym, na co dzień, kiedy coraz dalej od szpitali „jednoimiennych” i coraz dawniej od ostatniego dramatycznego komunikatu o liczbie zarażonych – nadal, często, organizujemy sobie zwyczajne życie na nowych zasadach, w przychodniach i gabinetach też. A skoro przerobiliśmy wszyscy sytuacje i zachowania, o których jeszcze do niedawno wolnym obywatelom się nie śniło, to czemu rezygnować z komfortowych uregulowań? Skarcony wirusem pacjent (klient, petent), będzie musiał nauczyć się dostosowania do nowych zasad.
Przecież to nie polityka, nikt nikomu nie obiecuje cudów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera