Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Kaniecki się pogodził

Wojciech Mąka
Wojciech Mąka
Wczoraj przed bydgoskim sądem doszło do ugody między Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego a Andrzejem Kanieckim. Pogotowie oskarżyło Kanieckiego o to, że narusza jego dobre imię.

Wczoraj przed bydgoskim sądem doszło do ugody między Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego a Andrzejem Kanieckim. Pogotowie oskarżyło Kanieckiego o to, że narusza jego dobre imię.

<!** Image 2 align=none alt="Image 184730" sub="- To mało ludzkie, że staję przed sądem - mówił Andrzej Kaniecki (Fot.: Dariusz Bloch)">

Andrzej Kaniecki w listopadzie 1997 roku w wypadku samochodowym w podbydgoskiej Strzyżawie stracił 19-letniego syna. Tuż po zdarzeniu na miejsce przyjechała karetka pogotowia z wojskowym lekarzem, Dariuszem Z., i pielęgniarzem, Leszkiem S. Stwierdzili zgon Dawida i w pośpiechu odjechali, bo świadkowie widzieli, że są pijani. Wtedy Zdzisław M., strażak, zauważył, że Dawid daje oznaki życia. Policjant, Włodzimierz D., wezwał drugą karetkę. Przyjechała po godzinie. Za późno.

<!** reklama>

Czy syn mógł żyć?

Jak się potem okazało, lekarz Dariusz Z. miał 2,2 promila we krwi, a pielęgniarz - 0,86 promila.

Samorząd lekarski ukarał Dariusza Z. naganą za wykonywanie czynności pod wpływem alkoholu, został wyrzucony z wojska i uznany winnym wyłudzenia poświadczenia nieprawdy - skazano go na półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu. Trzem innym pracownikom pogotowia - w tym pielęgniarzowi Leszkowi S. - zasądzono kary za składanie fałszywych zeznań.

Andrzej Kaniecki od tragedii stara się odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Dawid mógł żyć. Zbiera dokumenty śledztwa. Od kilkunastu lat działa też na forach internetowych, gdzie komentuje wydarzenia sprzed lat, nie przebierając w słowach. Jego walkę od początku opisuje również „Express”.

Pogotowie doszło do wniosku, że Kaniecki pomawia instytucję i podważa zaufanie społeczne do WSPR. Skierowało przeciwko niemu prywatny akt oskarżenia. Pogotowie zwracało uwagę sądu na takie określenia Kanieckiego jak „melina pijacka” czy „łowcy skór”.

„To nieludzkie”

Wczoraj bydgoski Sąd Rejonowy uznał, że sprawa będzie się toczyć za zamkniętymi drzwiami. - To mało ludzka sytuacja, że staję przed sądem jako oskarżony - mówił Andrzej Kaniecki przed rozprawą. - Wszystkie swoje wypowiedzi zamieszczałem z rozwagą i rozsądkiem - dodał. Wczoraj po kilkugodzinnej, dwuczęściowej rozprawie doszło do ugody. Mecenas Małgorzata Belter, reprezentująca WSPR przed sądem, powiedziała, że dobrze się stało, iż sprawa zakończyła się ugodą. - Wojewódzkiej stacji chodziło o przerwanie pasma pomówień instytucji zaufania publicznego, opartych na faktach sprzed kilkunastu lat, które nie mają nic wspólnego z obecną sytuacją - mówi. Andrzej Kaniecki uważa, że konflikt już dawno można było rozstrzygnąć bez sądu. - Dyrektor mógł mnie zaprosić, nawet na kawę, i porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, wszystko byśmy sobie wyjaśnili, nie byłoby tych wszystkich nerwów - stwierdził.

- Czas upływa, zaciera ślady i materiały dowodowe - mówi Kaniecki. - Syna nie ma. Kiedy ktoś mnie zapyta, czy kiedyś miałem syna, to przecież trudno zaprzeczyć. Wciąż mogę powiedzieć, dlaczego nie mam syna...

Zgodnie z wyrokiem sądu Andrzej Kaniecki ma zakaz łączenia w wypowiedziach wydarzeń sprzed kilkunastu lat z WSPR i obecnymi władzami stacji. - Pamiętajmy, że wyroki, które kiedyś zapadły w tej sprawie, także uległy zatarciu - podkreśla mecenas Belter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!