Po rozruchach na północy Afryki, która była ulubionym wakacyjnym kierunkiem wyjazdów Polaków, turyści mogą zrobić większy tłok na polskich plażach. Nie rezygnują jednak z Tunezji i Egiptu.
- Znajomy widział ofertę majowych wczasów w Tunezji za 820 złotych, wszystko w cenie. I tak spędzam urlop przy basenie i w barze, wszystko mi jedno, co się dzieje w centrum miast - zdradza pan Mariusz z Błonia. - Trzeba być chorym, by chcieć wypoczywać, gdy za płotem stoją ludzie z karabinami, oglądać zabytki w asyście konwojów wojskowych - ocenia podobne postawy jeden z internautów popularnego portalu turystycznego. - Cały rok człowiek jest w stresie, w telewizji same dołujące wiadomości, po co mi to?
<!** Image 2 align=none alt="Image 166935" sub="Nasz Czytelnik z Bydgoszczy taką - proroczą - fotkę z Ustki nadesłał na konkurs „Foto-Itakowanie z Expressem” Fot. Arkadiusz Matczyński">
Według ekspertów, jedna trzecia całego ruchu czarterowego w ubiegłym roku to kierunki tunezyjskie i egipskie. Wedle różnych szacunków, do Egiptu lata na wakacje 350-500 tysięcy Polaków, do Tunezji - około 200 tys.
Idąc tropem informacji pana Mariusza, staraliśmy się znaleźć ofertę tak atrakcyjną cenowo, by uśpiła strach o bezpieczeństwo. Do tunezyjskiego Hammametu można polecieć z biurem Itaka 3 marca - do 4,5 - gwiazdkowego hotelu, z opcją wszystko w cenie - po 1350 złotych na tydzień od osoby (wyjazd w maju z Bydgoszczy kosztowałby 1620 zł). Cztery gwiazdki w Monastyrze (all inclusive) to 3 marca 1250 zł (w maju 1615 zł). W egipskim kurorcie Sharm El Sheik spędzimy tydzień w maju (lotnisko Bydgoszcz, all, 3,5 gwiazdki) po 1480 zł. - Właśnie sprzedałem wczasy w Tunezji, z wylotem w kwietniu - mówi Tomasz Topoliński z bydgoskiego biura Itaka. - Wznawiamy wyloty w tym kierunku 1 marca, do Egiptu mamy zacząć latać od kwietnia. Tradycyjne, letnie terminy w tych krajach sprzedają się już zupełnie normalnie, choć zauważyliśmy w tym sezonie też znaczny wzrost zainteresowania Hiszpanią. Klienci dopłacają, by czuć się zupełnie bezpiecznie.
<!** reklama>
Hiszpania to jednak zupełnie inna półka cenowa. Eksperci zauważają, że to tam skieruje się teraz najwięcej Niemców i Anglików, którzy też nie zaryzykują wakacji w Afryce. A to może (Hiszpania pogrążona jest w kryzysie finansowym) wpłynąć na podniesienie cen pobytu. Więcej za jedzenie, bilety wstępu, pamiątki na miejscu, bezpośrednio i realnie działa na to, ile ostatecznie wydamy za wakacje. Coraz głośniej jednak mówi się i o tym, że ten mechanizm zacznie działać i nad polskim morzem. W ubiegłym roku pogoda nad Bałtykiem wyjątkowo dopisała i sporo turystów przekonało się do swojskiego Helu czy Ustki, gdzie za 1400 -1500 zł można wynająć na tydzień apartament ze wszelkimi udogodnieniami. - U nas najtańszy domek 4-osobowy ze śniadaniem kosztuje 340 złotych za dobę, najdroższy, dwuoosobowy apartament 200 zł
- informuje Anna Ćwigoń z „Jantara” w Ustce. - W tak dużym ośrodku jak nasz nie ma mowy o zmianie cen w środku roku. Wiemy, że 90 procent hotelarzy też tego nie zrobi. Jeśli będzie dobra pogoda, mogą tak działać właściciele kwater prywatnych. Na pewno jednak nie będzie w tym przesady, bo poprzednie sezony były na tyle słabe, że branża nauczyła się wyjątkowo dbać o klienta. Zauważyliśmy wzrost zainteresowania w tym roku, prawdopodobnie także przez sytuację zagraniczną, lecz mamy jeszcze wolne miejsca.
Moim zdaniem
Zeszłoroczne wakacje spędziłem z rodziną w Ustce. Fakt, było bezpiecznie. Słońce też grzało. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko czystej kwatery, dobrego jedzenia w knajpkach i czystej plaży. Czy to tak wiele, by wakacje nad naszym morzem były naprawdę udane,
a bałtyckie kurorty wybierało się nie tylko dlatego, że są blisko i nie ma w nich rozruchów?