Od 2014 roku policja zaczęła coraz częściej stosować tzw. zatrzymanie fakultatywne praw jazdy. Było to spowodowane zaleceniem ówczesnego komendanta głównego, który chciał surowszego karania piratów drogowych. Policjanci zabierają teraz dokument już nie tylko za przekroczenie prędkości o 51 km/h na terenie zabudowanym, ale za wszelkie przejawy niebezpiecznej jazdy. - Chodzi o sytuacje stwarzające realne zagrożenie na drodze - tłumaczy Monika Chlebicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego. - Może to być np. wyprzedzanie na przejściu dla pieszych połączone z nadmierną prędkością.
Policjant może zabrać dokument, kiedy uzna za prawdopodobne, że sąd podtrzyma decyzję i orzeknie zakaz prowadzenia pojazdów. Jednak sądy nie bardzo popierają taką politykę walki z piratami. W ciągu tygodnia muszą orzec, co zrobić z decyzją policjanta. No i olbrzymia większość zatrzymanych prawek wraca do winowajców.
PRZECZYTAJ:Ten policyjny sposób walki z piratami drogowymi okazał się zbyt represyjny?
W skali kraju sądy podtrzymują od 5 do 18 proc. decyzji o zabraniu dokumentu. W całym województwie w ub. roku zatrzymano w ten sposób 441 praw jazdy. Ale tylko 176 nie wróciło do kierowców! W Bydgoszczy z 94 dokumentów sądy w ub. roku nie oddały zaledwie 21! - Nie możemy się od tych decyzji odwoływać, nie znamy też uzasadnień - mówi Monika Chlebicz. - Dla sądów zatrzymanie fakultatywne jest dość nowym rozwiązaniem, może dlatego są takie efekty.
- Nie zawsze przekonanie policjanta o zatrzymaniu prawa jazdy może oznaczać dla sądu orzeczenie zakazu prowadzenia pojazdów - tłumaczy sędzia Włodzimierz Hilla, rzecznik bydgoskiego Sądu Okręgowego. - Zatrzymanie prawa jazdy może być porównane ze środkiem zapobiegawczym, Do uznania sądu należy, czy w odniesieniu do czynu środek zastosować czy nie. Jeśli wobec kogoś ma być w późniejszym postępowaniu orzeczony zakaz, to i tak będzie.