https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie z piosenką na ustach

Maria Warda
Urodziła się 17 grudnia 1910 roku, kiedy Polska była w niewoli. Do dziś z rozrzewnieniem wspomina swą nauczycielkę panią Karaszewską, która uczyła ją piosenek o ojczyźnie.

Urodziła się 17 grudnia 1910 roku, kiedy Polska była w niewoli. Do dziś z rozrzewnieniem wspomina swą nauczycielkę panią Karaszewską, która uczyła ją piosenek o ojczyźnie.<!** Image 2 align=none alt="Image 202465" sub="Dostojna jubilatka - Pelagia Kunz w otoczeniu najbliższej rodziny oraz urodzinowych gości / Fot. Maria Warda">

Trudno uwierzyć, że ma Pani 102 lata i tak znakomitą formę.

Czas szybko ucieka. Ale ja się nie poddaję. Jestem samodzielna, wcześnie wstaję, szybko chodzę. Łóżka pościelę, trochę posprzątam. Córka Helenka, która się mną cudownie opiekuje i jej mąż denerwują się jak chodzę po schodach. Boją się, abym sobie czegoś nie złamała, a ja tak lubię szybko chodzić. Mam też wspaniałego syna Stasia, a jego żonę Basię tak kocham jak własną córkę. Kiedy ma się tak kochające dzieci, chce się żyć.

Widzę, że zdrowie Pani dopisuje.

Cztery lata temu byłam prześwietlona. Lekarz chciał przekonać się czy jestem zdrowa. Później powiedział, że tak zdrowych organów nie ma niejeden młody człowiek. Na zdrowie nie narzekam. Normalne literki w gazecie czytam bez okularów, nakładam je tylko jak są drobniejsze litery. Bardzo lubię czytać, telewizja mnie nie obchodzi.

Co Panią najbardziej interesuje w gazetach?

Lubię wiedzieć, co dzieje się w świecie i jak żyją ludzie, jaka jest dzisiejsza moda. Całkiem inaczej żyją jak za moich czasów. Młodzież też jest zupełnie inna. Nie ma takich problemów, jakie miało moje pokolenie.

Jakie miała Pani dzieciństwo i młodość?

Byłam najstarszym dzieckiem, miałam 7 sióstr i 4 braci. Biednie było, ale wesoło. Ciągle śpiewaliśmy. Mama wszystkiego mnie uczyła. Pomagałam jej w opiece nad rodzeństwem. Kiedy podrosłam, akuszerka nauczyła mnie jak odbierać dzieci przychodzące na świat. Tak się złożyło, że jak moja mama rodziła nie było nikogo i przyszło mi odbierać ten poród. Zrobiłam wszystko jak trzeba, później umyłam dziecko i zaniosłam mamie.

To ciekawe, że tak Panią uświadomiono. A mówi się, że wiek temu ludzie żyli w niewiedzy...

Różnie to bywało. Przyszło mi później wiele razy odbierać porody, nie tylko mężatkom, ale i pannom. Jak się dziecko urodziło, to się wychowało, chociaż taka panna nie miała łatwego życia, bo z pracą było ciężko. Dzieci nie miały tyle ubranek. W moim domu podkoszulki nosiło się cały tydzień, w sobotę było kąpanie, rodzeństwo szło do łóżek, a ja pomagałam mamie prać ich rzeczy. Przez noc wyschły i rano w niedzielę ubierały się w czyste.

Jak wspomina Pani szkołę?

Piękny czas. Polska odzyskała niepodległość, wszyscy się cieszyli. Uroczystość 3 Maja obchodzono wyjątkowo uroczyście. Ja miałam bardzo dobrą pamięć, szybko uczyłam się wierszy, więc moja nauczycielka pani Karaszewska (imienia już nie pamiętam) przygotowała mnie do występów. Bałam się, bo nie miałam ładnej bluzeczki, ale ona o wszystkim pomyślała. Pamiętam jak dziś, gdy pięknie ubrana w długich prawie do pasa włosach, z biało-czerwoną chusteczką na szyi recytowałam „Wiwat, wiwat 3 Maj”. Później jeszcze zaśpiewałam „Jeszcze Polska nie zginęła”. To było niezwykle wzruszające.

Ludzie z Pani pokolenia mówili gwarą, Pani mówi językiem dzisiejszym.

Przez 14 lat pracowałam u Skórzewskich, to się nauczyłam ich języka. Właściwie to pracowałam w Łabiszynie na Wyspie u zarządcy Skórzewskich, ale hrabina odwiedzała czasem naszą rodzinę, gdy jechała do kościoła w Łabiszynie, a my mieszkaliśmy koło kościoła. Dobra była, mleko dla dzieci nam dawała.

Kiedy Pani wyszła za mąż?

Nie byłam już taka młodziutka, miałam 36 lat. Nie spieszyło mi się do małżeństwa, wychowywałam młodsze rodzeństwo, bo mama zmarła wcześnie. Lubiła herbatę z lipy, weszła na drzewo i spadła. Na skutek urazu po trzech miesiącach zmarła. Przejęłam jej obowiązki. Porządnie żyłam, żadnych mężczyzn nie miałam. Później trafił mi się wdowiec. Marian miał dwójkę dzieci 12-letniego Stefana i 7-letnią Kazimierę. Wychowałam ich na wartościowych ludzi. Stefan jest w klasztorze ojców Paulinów na Jasnej Górze. Odwiedza mnie i pamięta. Ja urodziłam dwójkę dzieci Helenkę i Stasia.

Ma Pani receptę na długowieczność?

Cieszyć się ludźmi, modlić do Boga. Jeśli chodzi o dietę, to bardzo lubię jeść tłusto. Rano jem zupę mleczną, piję herbatę, lubię też owoce. Wieczorem do herbatki może być kieliszeczek nalewki.

TECZKA PERSONALNA

Pelagia Kunz, mieszkanka Żnina

17 grudnia obchodziła 102 urodziny. Prawie całe życie spędziła w Łabiszynie. Lubi ludzi szczerych i życzliwych. Ma kilka osób, których darzy szczególną sympatią. Uwielbia śpiewać. Wychowała 4 dzieci, doczekała 6 wnucząt i 8 prawnucząt. Ma zdolności manualne, posiadła sztukę origami. Bez zająknięcia recytuje długie wiersze, których nauczyła się w młodości.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski