Przez wieki kalendarz w postaci książkowej był w przeciętnym polskim domu jedną z nielicznych obowiązkowych pozycji, obok katechizmu, książeczki do nabożeństwa i kościelnego śpiewnika.
<!** Image 3 align=right alt="Image 72101" sub="Kalendarze wydawane w regionie kujawsko-pomorskim pochodzące z drugiej połowy XX w. i okresu międzywojennego / Fot. Dariusz Bloch">Dziś kalendarze w różnych formach praktycznie nie znikają nam z oczu. Mamy je w zegarku, w telefonie komórkowym, w telewizorze, na ścianach, na biurku, w oknach wystawowych sklepów, w postaci ulicznych wyświetlaczy.
Toruń był pierwszy
Kalendarze wynaleźli już starożytni Rzymianie, ale ich rozpowszechnienie nastąpiło dopiero wraz z erą druku. Od tej pory stopniowo zwiększały się ich nakłady i rosła popularność. Z czasem zwykłemu zestawieniu dat zaczęły towarzyszyć praktyczne wiadomości z najważniejszych dziedzin życia.
Kalendarze, obok typowego kalendarium na kolejny rok, zawierały podstawowe wiadomości historyczne, geograficzne, przyrodnicze, medyczne, informacje o wydarzeniach w kraju i na świecie. Później pojawiły się kalendarze specjalistyczne.
<!** reklama>W Polsce kalendarze przez wieki najczęściej ukazywały się w postaci dodatków do modlitewników. Układali je duchowni: zawierały wykazy i daty świąt, religijne pouczenia i przypomnienia. Ich drukiem zajmowały się głównie oficyny zakonne: jezuickie, pijarskie i karmelickie. Na ziemiach Kujaw i Pomorza pierwsze kalendarze drukowano w Toruniu.
Złoty wiek
Wiek XIX nazywa się złotym okresem dla kalendarzy. Wychodzą one wówczas w dużych nakładach i łatwo zauważyć postępującą specjalizację. Drukuje się kalendarze medyczne, techniczne, szkolne, studenckie, opracowane nie tylko przez firmy edytorskie i księgarskie, ale także przez redakcje czasopism oraz organizacje społeczne i polityczne. W Polsce kalendarze XIX-wieczne, obok funkcji pełnionych w wiekach wcześniejszych, spełniały ogromną rolę narodową. Budziły bądź podtrzymywały polskość, szerzyły ideę przywiązania do języka ojczystego, do narodowych obyczajów, historii, dziedzictwa i tradycji.
W Kujawsko-Pomorskiem, jak w każdym regionie, wydawców było bez liku. Swoje kalendarze drukowały diecezje kościelne, a także liczne wydawnictwa. W zbiorach Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy znaleźć można starannie wydane kalendarze Tadeusza Śniegockiego z Bydgoszczy. Są to m.in. kalendarze rolnicze, dla „nauczycieli i przyjaciół wychowania” z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX stulecia. Drukowano je... u Jana Beszczyńskiego w Toruniu. Liczne kalendarze wydawały też zakłady graficzne Wiktora Kulerskiego w Grudziądzu.
Upadek przez prasę
Przełom wieku XIX i XX zapoczątkował powolny upadek wydawnictw kalendarzowych, nie tylko na ziemiach polskich, ale i w całej Europie. Główna przyczyna to szybki rozwój prasy codziennej i periodycznej, zwiększona produkcja książek.
Edytorzy dwudziestolecia międzywojennego w naszym regionie nie poddawali się jednak, choć kalendarze ukazywały się wówczas przede wszystkim jako dodatki do prasy codziennej. Miał swój stały kalendarz, rok w rok wydawany, „Dziennik Bydgoski”, podobnie czyniły m.in. „Gazeta Bydgoska”, czy „Słowo Pomorskie” w Toruniu. Kolorowe, projektowane przez grafików okładki wabiły na odległość, a w środku starano się „upakować” jak najwięcej praktycznych porad na każdą okazję.
Bezpośrednio po II wojnie wydawnictwa kalendarzowe przeżyły swój renesans. W ramach tzw. walki z analfabetyzmem i akcji uświadamiania klasy robotniczej wydawano kalendarze robotnika, rolnika polskiego, budowlańca, gospodyni wiejskiej, działacza PCK, etc.
W czasach Gomułki rozpoczęły się kłopoty z papierem, który był limitowany. W tej sytuacji nadal utrzymywało się zainteresowanie wydawnictwami kalendarzowymi. Ogromną popularnością cieszył się znany chyba wszystkim kalendarz w postaci kartek do wyrywania, zawierający na odwrocie przepisy kulinarne i różne ciekawostki. Miał on wielomilionowy nakład.
W długiej kolejce
Pomimo to braki na rynku były tak wielkie, że wszystkie dzienniki wydawały obowiązkowo własne kalendarze. Najprostsze, formatu A4, na półsztywnym papierze, zapowiadane na wiele dni naprzód, po które od wczesnych godzin rannych pod kioskami ustawiały się długie kolejki. Coraz popularniejsze kalendarze biurowe z miejscem na notatki też miały ograniczony nakład, zwykle w grudniu były już w papierniczych sklepach niedostępne.
Wraz z upadkiem PRL-u pozornie skończyła się też hossa na wydawnictwa kalendarzowe. Tak stało się jednak tylko dlatego, że pojawiło się ich takie mnóstwo i w takiej różnorodności, o jakiej nigdy się nikomu wcześniej nawet nie śniło.