https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Palcem wodomaniaka pisane

Jak wydać ogólnopolski miesięcznik nie płacąc drukarniom? Jak otrzymać od gminy budynek w bezpłatne użyczenie, nie mając ani grosza? Wystarczy mieć taką pasję jak pan Ryszard wodomaniak.

Jak wydać ogólnopolski miesięcznik nie płacąc drukarniom? Jak otrzymać od gminy budynek w bezpłatne użyczenie, nie mając ani grosza? Wystarczy mieć taką pasję jak pan Ryszard wodomaniak.

<!** Image 2 align=left alt="Image 23694" >- Ryszard nie ma złych zamiarów, tylko żyje w świecie złudzeń. Wydaje mu się, że wszystko samo się ułoży - mówi Sławomir Matuszak, były pracownik redakcji „Wodomaniaka”. Odszedł, bo przestano mu płacić.

Ryszard Należyty. Wiek: 62 lata. Zawód: redaktor naczelny pisma „Wodomaniak”. Hobby: sporty wodne, turystyka. Siwy, poważny mężczyzna z wąsem. Skromnie ubrany, nie ma samochodu, nie ma wielkiego majątku, nie ma pieniędzy na wydawanie pisma. Ale wydaje.

- Mieliśmy problemy, bo mieliśmy - przyznaje.

- Jakie? - pytamy.

- Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę - odpowiada.

- Miły, starszy pan, miłośnik Borów Tucholskich i Mazur - z sympatią mówi o bydgoskim pasjonacie Gabriela Maziejczyk z Drukarni Księży Werbistów w Górnej Grupie, gdzie zostały wydane pierwsze 4 numery pisma. Nakład każdego z nich - 4 tys. egzemplarzy. Koszty druku jednej sztuki - ok. 3 zł. Kobieta smutnieje, kiedy przychodzi jej mówić o zobowiązaniach hobbysty - ponad 40 tys. zł długu.

Obiecanki cacanki

- Ostatni numer „Wodomaniaka” wydrukowaliśmy w styczniu. Za żaden nie dostaliśmy pieniędzy. Ten pan obiecuje, ale się nie wywiązuje - dyrektorka drukarni mówi, że redaktor podpisał zobowiązanie spłaty długu i otrzymał wezwanie do zapłaty. - Cały czas opowiadał, że liczy na reklamodawców i dotację z ministerstwa. Ale słyszeliśmy, że teraz pismo drukuje się gdzie indziej - mówi G. Maziejczyk i zastanawia się, czy z nową drukarnią Należyty poczynia sobie tak samo.

- Niestety, też mamy kłopot z tym pismem. Są nam winni 15 tys. zł - przyznaje Robert Roguski z Art-Druku w Kobyłce pod Warszawą. - Wypuściliśmy numer lutowy w sporym nakładzie 5 tys. egzemplarzy i wstrzymaliśmy się z marcowym, bo ktoś przysłał nam anonimowo maila z ostrzeżeniem. Temat płatności ciągnie się od końca marca. Nie otrzymaliśmy ani złotówki.

- Pismo jest już naświetlone, jutro zaczynają drukować, pod koniec tygodnia będzie w kioskach - zapewnia Należyty. Ale w drukarni mówią co innego:

- Dzwonił i obiecał zapłacić za zaległy numer. Niczego nie naświetlamy, czekamy na pieniądze - mówi szef produkcji firmy Art-Druk.

- My czekamy od lutego - mówią w Drukarni Księży Werbistów.

Były pracownik wydawnictwa wspomina, że sprzęt komputerowy, na którym składano pismo, został zdobyty w podobny sposób. - Komputer, drukarka i skaner. Całość warta 5 tys. zł. Od miesiąca nie możemy się doprosić zapłaty - mówi Roma Buzała z hurtowni artykułów biurowych. Przyznaje, że właśnie przed momentem pan Ryszard dzwonił i obiecał oddać pieniądze. Już kilka razy obiecywał.

„Wodomaniak” to lakierowana okładka i ponad 50 kolorowych stron. A na nich: motorowodniactwo, wędkarstwo, opisy wypraw, szlaków turystycznych, opowieści żeglarzy, trochę historii. Dużo interesujących zdjęć, ciekawy układ graficzny. Mimo że pismo może się podobać, nie sprzedaje się najlepiej. - Z tego co wiem, miesięcznie sprzedawało się 500 egzemplarzy - mówi Sławomir Matuszak. Tłumaczy, że sam koszt opracowania materiałów nie był dla redakcji duży, bo większość tekstów i zdjęć przekazywali za darmo pasjonaci. Nie sądzi też, by sam Należyty miał z wydawania miesięcznika jakąś korzyść.

- Wszystko fajnie, tyle że Ryszard porusza się w wirtualnym świecie. Ciągle mówi o jakichś dotacjach z ministerstwa, z Unii, opowiada o swoich kontaktach, rzuca nazwiskami znanych ludzi i nic z tego nie wynika. Jak długo można wydawać prawie 60 stron na kredzie, nie mieć dochodu z reklam i myśleć, że jakoś to będzie? - pyta Maciej Rozwadowski, jeden z byłych współpracowników Należytego.

Wodomaniak Roku

W pierwszym numerze pisma ogłoszony został konkurs na „Wodomaniaka Roku”, adresowany do gmin zainteresowanych turystyką wodną. Napisano tam, że główną nagrodą będzie „realizacja i emisja filmu promocyjnego w Telewizji Polskiej w programie regionalnym” oraz że redakcja wystąpiła o patronat do Ministerstwa Ochrony Środowiska, Telewizji Polskiej i Polskiego Radia.

Dyrektor bydgoskiego oddziału TVP, Maciej Grześkowiak, słysząc tę informację na chwilę milknie z wrażenia. - Ten pan był u nas, pokazywał swoje pismo, ale nie było mowy o realizacji filmu. Rozmawialiśmy jedynie o tym, że w lipcu nasze kamery będą nad Jeziorem Małym w Żninie, na festynie zorganizowanym przez redakcję „Wodomaniaka”.

- W tej chwili mamy układ telewizyjny w sprawie festynu. Rafał Rykowski będzie to realizował i od razu porozmawiam z nim o reportażu do konkursu „Wodomaniak Roku” - upiera się Należyty.

- O nie, nie. Widzę, że tu ktoś chce się podczepić pod logo telewizji. Zastanowimy się nad naszą obecnością na tym festynie - oświadcza poruszony Grześkowiak.

Jarosław Jaworski, burmistrz Żnina, nie ma pojęcia o długach wydawnictwa „Wodomaniak”. Radni gminy podjęli niedawno decyzję, by nieodpłatnie przekazać R. Należytemu budynek atrakcyjnie położonej stanicy wodnej na Jeziorem Małym w Żninie. Odbywają się tu zawody motorowodne, regaty.

- Oficyna wydawnicza faktycznie ma przejąć na 10 lat obiekt nad jeziorem. Nie będą musieli płacić czynszu, ale muszą zrobić remont - mówi burmistrz Żnina. - Zagrożenia nie ma, bo wydawnictwo nie jest właścicielem stanicy. Jeśli nie wywiąże się z umowy, to ją zerwiemy - zapowiada i dodaje, że gmina i tak nie wiedziała co zrobić z budynkiem, a zależało jej, by utrzymać istniejące tu WOPR.

Wirtualny interes

- Dzięki temu, że oni to przejmą, my zostajemy. Miejsce na interes jest dobre, tylko trzeba przy tym chodzić. Można zrobić pole namiotowe, otworzyć wypożyczalnię, kawiarenkę - mówi Zygmunt Nyka z WOPR i nie ukrywa, że liczy na „Wodomaniaka”, bo dach trzeba naprawić i centralne wymienić.

<!** Image 3 align=right alt="Image 23695" >- Liczyliśmy na dotację z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, ale nasz wniosek został odrzucony. Wychodzimy z problemów. W ostatnim numerze mamy reklamę Toyoty. Jak tylko się on ukaże, podejmiemy z tą firmą poważne rozmowy - zapowiada Należyty.

- Nic za reklamę nie płaciliśmy. Zaproponował nam to w ramach rewanżu Andrzej Kazanecki, któremu użyczamy nasze auta. Nie sądzę, byśmy mieli stać się inwestorem strategicznym tego wydawnictwa - mówi Michał Frydrych z firmy Toyota Marki k. Warszawy.

Numer z Toyotą czeka na druk od ponad 2 miesięcy. Na razie istnieje tylko w przestrzeni wirtualnej.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski