Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwykłe taxi, ściema maxi w Bydgoszczy. Ta sama trasa, ale trzy różne ceny

Redakcja
Nasz reporter przejechał się trzema taksówkami. Dosłownie i w przenośni. Ta sama trasa, podobna pora dnia, ale trzy różne ceny. Nierzetelny okazał się nawet ten taksówkarz, który wziął najmniej.

Nasz reporter przejechał się trzema taksówkami. Dosłownie i w przenośni. Ta sama trasa, podobna pora dnia, ale trzy różne ceny. Nierzetelny okazał się nawet ten taksówkarz, który wziął najmniej.

<!** Image 2 align=right alt="Image 117190" sub="Jazda z taksówkarzem ze „słupka” dostarczyła naszemu reporterowi niezapomnianych wrażeń. Huczało, trzęsło, ale najbardziej dobijająca była cena: dwukrotnie wyższa niż u konkurencji z korporacji (poniżej) Fot. Tadeusz Pawłowski">Przed dworcem kolejowym Bydgoszcz Główna jest postój taksówek. Dla kogoś, kto przyjechał z daleka i spieszy się do Centrum Onkologii w Fordonie, nie mają znaczenia szczegóły. Nie zwracam więc uwagi na to, że „przy słupku” nie stoi żadna taksówka korporacyjna, tylko same niezrzeszone. Nie widzę też, że do bocznej szyby auta przyklejona jest kartka z cenami zwalającymi z nóg: 4 zł za kilometr i 60 zł za godzinę postoju (w korporacjach radio-taxi odpowiednio 1,80 zł i 25 zł). Udaję, że tego wszystkiego nie dostrzegam. Nie jestem z miasta, nie znam Bydgoszczy, przyjechałem przed chwilą pociągiem, padam ze zmęczenia, jestem zestresowany czekającym mnie badaniem. Oddaję się w ręce bydgoskiego taksówkarza, ufając, że Bydgoszcz to przyjazne miasto.

Wsiadam do czerwonego poloneza - rocznik 1993 - bo stoi pierwszy w kolejce. Ruszamy ulicą Dworcową, na bruku trzęsie, mało blachy nie odpadną. I dudni. Wyjeżdżamy na asfalt, dudnienie nie ustaje. Zamiast jechać najkrótszą drogą, kluczymy uliczkami Śródmieścia.

<!** Image 3 align=right alt="Image 117190" >- Auto ma pan zadbane - zagaduję kierowcę, starszego pana z siwizną.

- Staram się jak mogę - odpowiada mile połechtany.

- Ale silnik głośno trochę pracuje - zauważam.

- No tak, człowiek nie ma czasu, choroba w rodzinie, to wie pan. Jak spadnie do 500 obrotów na luzie, to drży - wyjaśnia taksówkarz i zaczyna opowiadać o wylewie i złamaniach żony, o wożeniu wnuków do przedszkola itp. - Dziadek musi wszystkich wozić. Żeby mu się nie nudziło, nie? - dodaje niby autoironicznie.

Na taksometrze już 14 złotych, a do Fordonu jeszcze kawał drogi. Przed nami stacja Bydgoszcz-Bielawy i przejazd kolejowy. Przemykamy na czerwonym świetle, za nami zaczyna opadać szlaban. Ja zyskuję, taksówkarz traci, ale tego nie okazuje. Gdybyśmy tu stanęli, licznik nabiłby większą kwotę, bo godzina postoju czerwonego poloneza kosztuje prawie trzy razy więcej niż u konkurencji. Kiedy prędkość auta spada poniżej 5 km/h, włącza się okrutnie wysoka taryfa postojowa.

- Ja to czułem. Już widziałem czerwone. Ale też się spieszę, bo żona dzwoniła, że mam przyjechać do domu. Po tym kursie zaraz zjeżdżam - mówi kierowca próbując ukryć niezadowolenie.

<!** reklama>Zajeżdżamy z szykiem przed główne wejście do szpitala. 16-letni „poldek” drży zziajany (po drodze jechaliśmy przeszło 100 km/h, wyprzedziliśmy nawet nową toyotę). Czas przejazdu: 22 minuty. Cena: 54 złotych. Dostaję nawet paragon fiskalny.

Pora na kurs powrotny. Wsiadam do granatowego opla, oklejonego napisami Radio-Taxi Łuczniczka. Kątem oka widzę, że polonez zamiast spieszyć się do żony, ustawia się w kolejce na postoju.

W oplu nic nie buczy, zapach też jest przyjemniejszy, a kierowca zachęca do pogawędki. Żalę się, że za kurs do szpitala zapłaciłem 54 złotych.

- To i tak mało pan zapłacił. Stówkę biorą, sto dwadzieścia - mówi taksówkarz. Radzi, by omijać postój przed dworcem. - Dworcowi go opanowali. Nigdzie nie są zrzeszeni. Jak któryś z nas tam stanie, to drzwi porysują albo zablokują auto. Lepiej dzwonić po nas. I tak miał pan szczęście - dodaje i radzi, by wybierać taksówki korporacyjne. Można je poznać po firmowych naklejkach na drzwiach i numerze telefonu widocznym na gapie. - Warto też czytać cennik naklejony na szybie. Ile za kilometr i jaka jest czasówka (opłata za godzinę postoju - red.). Ci, którzy mają wysoką czasówkę, pakują się w korki, bo im się to opłaca - objaśnia sympatyczny taksiarz.

Jesteśmy na miejscu. Cieszę się, bo droga się nie dłużyła, taksometr nie wybił dużo, a jeszcze dostanę zniżkę: 20 procent za jazdę do Fordonu. Taki firma wymyśliła rabat, by zachęcić klienta. Czas przejazdu: 14 minut. Cena: 23,10 zł. Proszę o paragon (później będę na nim szukał 20-proc. zniżki i spotka mnie rozczarowanie).

To nie koniec. Postanawiam sprawdzić jeszcze jedną korporację. Wybieram Radio-Taxi Zrzeszeni. Podjeżdża 17-letni mercedes. Podróż tym wehikułem też będzie miała swój koloryt. Wracamy do Fordonu.

» Czytaj więcej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!