W czwartek w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu zawiązał się Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny. Jego członkowie chcą odwołania dyrektora Jarosława Uziałły.
<!** Image 2 align=right alt="Image 55807" sub="W szpitalu psychiatrycznym robi się coraz goręcej. Niewykluczone, że konflikt zakończy się odwołaniem dyrektora. /Fot. Marek Wojciekiewicz">- Wysłaliśmy w piątek pismo do marszałka województwa. Poinformowaliśmy go o podjętej przez nas uchwale, w której domagamy się odwołania dyrektora. Jeśli do poniedziałku nie dostaniemy odpowiedzi, podejmiemy ostrzejszy protest - zapowiada Gabriela Chmiel, przewodnicząca Związku Pielęgniarek i Położnych w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu.
Związkowcy nie chcą na razie mówić, co zrobią, jeśli marszałek nie spełni ich postulatu. W skład komitetu protestacyjnego weszły Związek Pielęgniarek i Położnych, NSZZ Solidarność i NSZZ Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu. Związkowcy od lutego są w sporze zbiorowym z dyrektorem. Zarzucają mu niegospodarność i arogancję. Twierdzą, że dyrektor nie zrobił nic, aby rozładować napiętą atmosferę.
<!** reklama left>- Owszem, organizował spotkania ze związkowcami, ale zachowywał się na nich tak, jakbyśmy byli złem koniecznym, a nie równorzędnymi partnerami do rozmów - mówi Gabriela Chmiel. Związkowcy wskazują na rosnące zadłużenie szpitala - każdego miesiąca powiększa się ono o 200-300 tys. złotych. Obecnie wynosi około 7 mln złotych. - Nie zgadzam się z zarzutem, że jestem arogancki - ripostuje dyrektor Jarosław Uziałło. - Staram się rozmawiać ze związkowcami, ale do tego trzeba dobrej woli obydwu stron. Niestety, związki zawodowe takiej woli nie wykazują. Dziwią mnie też oskarżenia o niegospodarność. Podobne zarzuty można kierować pod adresem wszystkich szpitali publicznych w kraju. Dopóki lecznica nie zostanie przekształcona, co wymusi inny sposób zarządzania, zawsze będą problemy finansowe. Sam jednak, bez wsparcia ludzi, nie przeprowadzę takiej restrukturyzacji - dodaje.
To nie koniec problemów Jarosława Uziałły. Kiepsko układa mu się także współpraca z radą społeczną szpitala, która uważa, że dyrektor ją lekceważy i nie był nawet na ostatnim spotkaniu. - Nie byłem, bo miałem sprawę w sądzie. Był za to mój zastępca - tłumaczy Jarosław Uziałło. Jak się dowiedzieliśmy, cześć członków rady złożyła wniosek o kontrolę w lecznicy, a sprawa może znaleźć swój finał w prokuraturze. O kulisach konfliktu napiszemy w poniedziałkowym wydaniu „Expressu”.