https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zranione ptaki chcą latać

Krystyna Słomkowska-Zielińska
Ich mama zmarła po urodzeniu Julki, nawet nie zdążyli się z nią pożegnać. Malutkiej siostry nie znają. W dużej rodzinie nie znalazło się dla nich miejsce, przytulił ich dom dziecka.

Ich mama zmarła po urodzeniu Julki, nawet nie zdążyli się z nią pożegnać. Malutkiej siostry nie znają. W dużej rodzinie nie znalazło się dla nich miejsce, przytulił ich dom dziecka.

<!** Image 2 align=right alt="Image 28946" >Nad łóżkiem wiszą skserowane fotografie mamy. Ściany oblepione są fotosami piłkarzy: Thierry Henry, Zinedine Zidane, David Beckham. Pod stołem piłki do gry w nogę. Zwykły pokój nastolatków zakochanych w futbolu. Tylko zamiast mamy i taty wchodzi tu pan wychowawca i pani wychowawczyni.

Kamil, lat 15, na ręku biała bransoletka, znak sprzeciwu przeciwko rasizmowi na stadionach. Dawid lat 13. Patryk lat 10. Jeszcze 2 lata temu byli roześmianymi, wiejskimi urwisami. W czerwcu wprowadzili się do nowego mieszkania, małego, ale wreszcie z łazienką. Mama była dla nich najważniejsza. - Ojciec w moim życiu nie był obecny - podsumowuje twardo Kamil. W zastępstwie, przez 6 lat, był „pan Waldemar”. - Naprawił rower, pograł z nami w piłkę - wspomina Dawid, być może przyszły mechanik samochodowy.

Odrzuceni przez dorosłych

Dwa lata temu, 23 lipca, Małgorzata Koniec urodziła córkę, Julię, następnego dnia niespodziewanie zmarła. Chłopcy nie zdążyli się nawet z mamą pożegnać. Zostali sami. Julię, jako dziecko ojca NN, wprost ze szpitala zabrano do domu małego dziecka. Waldemara K. nie uznano za jej ojca, gdyż prawo wymaga, żeby w USC stawili się oboje rodzice. Dochodził sądownie swoich praw. Wygrał, jednak sąd postanowił umieścić małą w rodzinie zastępczej, dopóki ojciec nie rozwiąże swoich życiowych problemów.

Po śmierci matki Końcowie zamieszkali u dziadka i wuja. Byli sierotami, gdyż ojciec zmarł tragicznie. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej wspierał opiekunów, ale jakoś im się nie układało. - Nie rozumiem dlaczego, to takie fajne dzieciaki, grzeczne, nieba chciałoby się im przychylić - mówi Alicja Szarafiniak, która była ich wychowawczynią na koloniach.

<!** reklama left>Jednak mężczyźni uznali, że nie podołają trudom opieki nad dorastającymi chłopcami. Choć rodzina jest duża, nikt inny też nie kwapił się, aby im pomóc, więc GOPS zaczął szukać rodziny niespokrewnionej. Wolę jej utworzenia zadeklarował Waldemar K., ale zrezygnował. Jak twierdzi, zasugerowała mu to rodzina chłopców i pomoc społeczna. Postronni mówią, że tak naprawdę chodziło mu o mieszkanie po konkubinie, że jego obietnice zwykle są bez pokrycia.

- Zgłosiła się rodzina z tej samej co Końcowie miejscowości, z trojgiem dzieci - mówi szefowa GOPS, Beata Przyborska. - Polubili się. Wszystko wydawało się być na najlepszej drodze, więc rozpoczęliśmy procedurę sądową. I nagle jak grom z jasnego nieba - zrezygnowali. Dla chłopców i dla nas był to szok.

3 lutego ub.r. pracownica socjalna i zarazem opiekunka prawna braci zawiozła ich do Domu Dziecka w Trzemiętowie. Wkrótce odnalazła ich tam, przypadkowo, siostra Małgorzaty, która wiele lat temu zerwała więzi z rodziną i zamieszkała na Suwalszczyźnie. Nieźle sytuowana, bezdzietna, kuratorka sądowa. Ale tym razem to chłopcy powiedzieli - nie. Ciotki nie znali, bali się jechać na drugi koniec Polski, a być może też kolejnego odrzucenia.

Dom dziecka, którego dyrektor zafascynowany jest ideami wychowawczymi Korczaka, to dom otwarty, przyjazny gościom. Czasem nocują u kolegów dzieciaki ze wsi, a oni w ich domach. Na podwórzu biega stara suka Fela, która przyjechała ze schroniska i pewnie już nie pamięta czasów, gdy nikt jej nie kochał. W akwarium wygrzewa się żółw. W pokojach - króliki, chomiki, rybki. Siłownia w upalne dni nie ma wzięcia. Dzieci czekają, aż Piotr Szostak, wychowawca numer jeden od sportu, skończy sklejać zabawkę i pójdą popływać w jeziorze, a kiedy się ochłodzi, zagrają w piłkę. Są wakacje, ale połowa wychowanków jest na miejscu. Gdzieś są ich domy, rodzice…

Gdy w zimowy ponury dzień Końcowie przekraczali próg nowego domu, w ich sercach czaił się skrywany lęk. - Pomyślałem, ciężko będzie, ale dziś czuję się tu jak u siebie - mówi Kamil. Waży słowa. Dawid milcząco przytakuje. Mały Patryk patrzy na mnie zalęknionymi oczami, nerwowo ściskając piłkę.

Kamil często powtarza braciom: - Ja robię tak, ale wy nie musicie, każdy decyduje o sobie. Oczy małego zachodzą łzami. Jak udźwignąć ten świat? Mama nie pomoże. - Rok szkolny poszedł braciom nieźle, ale stać ich na więcej - twierdzą wychowawcy. Kamilowi, który „od zawsze” gra w piłkę nożną, marzy się kariera „Zizou”, jemu też w dzieciństwie było pod górkę. A może ta na miarę Pascala? Nie pisarza, bo bracia czytać nie lubią, ale Pascala, tego, co gotuje w telewizji. Kamil podziwia jego pyszne desery. On sam też już co nieco potrafi, z kuzynem Oskarem lepią nawet pierogi. Obaj wybierają się do zawodówki gastronomicznej. Mama Oskara, Małgorzata Nalazek, mobilizuje braci do nauki. - To dobre, kochane dzieciaki, ale wiatr im ciągle w oczy. Oni o cioci mówią: -Super! Jak mama.

Gdzie będzie ich dom?

Rodzina Stefana Nalazka, kuzyna zmarłej mamy dzieci, to najważniejsze osoby w życiu chłopców. Małgorzata, jego żona, prawie nie znała swojej imienniczki ani jej dzieci. Została ich opiekunką prawną, gdyż ani ona, ani mąż nie mieli serca zostawić ich samym sobie. Patrykowi wyprawili piękne przyjęcie komunijne. Zabierają chłopców na weekendy, czasem na tydzień lub dwa. Mogliby częściej, ale za każdym razem trzeba załatwiać w sądzie przepustkę. - Mają w nas oparcie, będziemy walczyć, by nie przepadło mieszkanie po matce - mówi pani Małgorzata. - Nie możemy wziąć ich do siebie, bo nie stać nas na większe mieszkanie.

Nalazkowie mają status rodziny zaprzyjaźnionej. W czerwcu dyrekcja domu dziecka wystąpiła do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Bydgoszczy o ustanowienie dla nich rodziny zastępczej. - Tak będzie dla chłopców najlepiej, ale możliwy jest czarny scenariusz - twierdzi dyrektor Mirosław Urbaczewski. - Jeśli poszukiwania rodziny będą trwały zbyt długo, dzieci aż do usamodzielnienia się pozostaną u nas.

Czy są gotowi na nowy dom? - Nie zastanawiałem się nad tym - mówi niepewnie Kamil. Dawid i Patryk milczą. Czekają na SMS od cioci, że po nich jadą. I na spotkanie z Julką.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski