Browar wygląda na opuszczony. W grudniu przez dwa tygodnie nie było prądu, maszyny zajął komornik. Według nieoficjalnych informacji, firmę ma przejąć nowy właściciel.
<!** Image 2 align=right alt="Image 43073" sub="Przez bramę żnińskiego browaru nie wyjeżdżają, przynajmniej na razie, ciężarówki wyładowane piwem">W 1996 roku browar „Leszek” kupiła szwedzka firma. Na czele spółki stoi Ove Dahelberg. W jego imieniu zakładem zarządza Dariusz Piechowski z Krakowa.
Początkowo wydawało się, że nowy właściciel rozkręci produkcję. Minęło dziesięć lat i nic nie wskazuje na to, aby zakład stanął na nogi.
Browar na sprzedaż?
- Jest już kupiec, w lutym zakład będzie sprzedany - usłyszeliśmy od pragnącego zachować anonimowość informatora. - Mają kłopoty z urzędem celnym, bo nie płacili akcyzy, komornik opieczętował maszyny, a w grudniu przez dwa tygodnie nie mieli prądu.
Dariusz Piechowski zapewnia, że właściciele nie myślą o sprzedaży browaru.
<!** reklama left>- Mamy kłopoty, ale wznowimy produkcję - zapewnia Dariusz Piechowski. - Na przełomie grudnia nie potrzebowaliśmy prądu. Uważam, że problemy z urzędem celnym i komornikiem uda nam się rozwiązać. Jest źle, bo wiele spraw zawalił mój poprzednik - dodaje.
Marian Kawka, były szef browaru, od ponad dwóch lat nie ma już nic wspólnego z zakładem. Niestety, nie udało nam się uzyskać jego opinii i wyjaśnić tych zarzutów.
Piwo „Leszek” miało zawojować co najmniej Europę. Produkowane według przedwojennej receptury, było niepowtarzalne, bo niepasteryzowane. Produkcja takiego piwa trwa trzy miesiące, ale powinno być wypite w ciągu dziesięciu dni od wypuszczenia na rynek.
Nie pomógł nawet hymn
- To nie był produkt na dzisiejsze czasy - uważa Klemens Kaczmarski. - Dziś puszka piwa może stać na półce nawet i pół roku. Tylko tacy producenci mają szansę na przetrwanie.
W założeniu piwo miało być lokalnym produktem. Browar dostał od władz wyłączność na jego letnią sprzedaż w ogródku piwnym, usytuowanym przy średniowiecznej żnińskiej baszcie. Niestety, nie pomógł nawet hymn sławiący jego smak. Piwosze kręcili nosem i omijali ogródek szerokim łukiem. Dariusz Piechowski ubolewa nad brakiem lokalnego patriotyzmu.
- Jak wybieram się na piwo, to chcę się nim delektować - mówi pan Klemens. - Niestety, piwa „Leszek” nie dało się ostatnio pić.
Dariusz Piechowski zapowiada, że to się zmieni. Nowy produkt ma się nazywać „Leszek Bursztynowy”.
Do sprawy powrócimy.
