Polonia mogła, a nawet powinna zakwalifikować się do play off. Jej nieobecność w czołowej szóstce tylko częściowo wytłumaczyć można splotem niesprzyjających zdarzeń.
<!** Image 2 alt="Image 153761" sub="Andreas Jonsson (kapitan) i Jacek Woźniak (trener) muszą znaleźć sposób, aby uchronić Polonię przed degradacją Fot. Jarosław Pabijan">Sezon 2009 nasi żużlowcy zakończyli na czwartym miejscu, ale równie dobrze mogliby bronić się przed spadkiem. Ubiegłoroczna drużyna spisywała się bowiem źle i tylko splotowi szczęśliwych okoliczności zawdzięcza fakt, że nie wylądowała w strefie barażowej.
Nowi teoretycznie lepsi
W okresie zimowym przeprowadzono rewolucję w składzie. Wszystko po to, aby kibice nie przeżywali już huśtawki nastrojów. Ze Sportową rozstali się jeźdźcy, którzy byli najsłabszymi ogniwami drużyny, czyli Jonas Davidsson, Tomasz Chrzanowski oraz Krzysztof Buczkowski (ten ostatni otrzymał propozycję przedłużenia kontraktu, ale postanowił zmienić otoczenie). W ich miejsce pozyskano m.in. Grzegorza Walaska i Roberta Kościechę, którzy legitymowali się lepszymi średnimi biegopunktowymi od wspomnianej trójki. Dokooptowano także wyróżniającego się na I-ligowych torach Denisa Gizatullina.
<!** reklama>Pechowa Praga
Dlaczego nie udało się awansować do play off skoro obecny zespół, przynajmniej na papierze, jest lepszy od ubiegłorocznego? Odpowiedź na to pytanie jest złożona.
Z pewnością największy wpływ na taki stan rzeczy miała kontuzja Emila Sajfutdinowa. Po upadku Rosjanina w Grand Prix Czech w Pradze poloniści wyraźnie się pogubili. Wygrali tylko jedno z dziesięciu spotkań. Za każdym razem powtarzali, że ciężko jeździ się bez lidera. To jednak dziwne tłumaczenie, bo liderem zespołu był (a właściwie miał być) Andreas Jonsson.
Gdyby jechali w terminie
Negatywny wpływ miały też przekładane mecze. Warto pamiętać, że gdyby w pierwotnym terminie odbyły się spotkania u siebie z Tarnowem i Lesznem, to Sajfutdinow zdążyłby w nich wystartować. Wprawdzie z „Jaskółkami” bydgoszczanie i tak później wygrali, ale triumf był mało przekonujący (48:42). Z Emilem rozmiary zwycięstwa byłyby zapewne wyższe, a to pozwala stwierdzić, że bonus za lepszy bilans dwumeczu trafiłby na Sportową.
<!** Image 3 alt="Image 153761" sub="22 maja kibice Polonii zapamiętają na długo. Tego dnia Emil Sajfutdinow upadł podczas GP Czech i doznał złamania kości lewej ręki z przemieszczeniem Fot. Jarosław Pabijan">Można również założyć, że Polonia z Sajfutdinowem poradziłaby sobie z leszczyńską Unią. Zwłaszcza, że w ekipie „Byków” zabrakłoby Janusza Kołodzieja, który dzień wcześniej upadł w Memoriale Łukasza Romanka w Rybniku i nabawił się urazu barku.
Strajk z zyskiem dla rywali
Osobny temat, to strajk Kennetha Bjerre, który zbuntował się przeciwko zaległościom w wypłatach i postanowił nie przyjeżdżać na mecze. Pech polonistów polegał na tym, że Duńczyk odpuścił spotkania w Częstochowie i Tarnowie (oba zakończyły się minimalnymi wygranymi gospodarzy). Jakby tego było mało, „Kenio” zakończył protest tuż przed meczem w Bydgoszczy. Efekt? Porażka naszej drużyny 39:51.
Druga strona medalu
Jednak zrzucanie całej odpowiedzialności na kontuzję Emila, przekładane mecze czy strajk Bjerre byłoby sporym uproszczeniem. Mimo tych niedogodności Polonia mogła, a nawet powinna awansować do czołowej szóstki. Niestety, zawodnicy prezentowali sinusoidalną formę, zawsze ktoś zawodził.
Wpadki zdarzały się każdemu. Także Andreasowi Jonssonowi. Obecnie kapitan naszej drużyny legitymuje się średnią 2,04 pkt/bieg, co jest wynikiem kiepskim, jak na lidera drużyny.
Loty obniżył też Grzegorz Walasek. W ubiegłym roku, gdy zdobywał z Falubazem mistrzostwo Polski, notował 2,02 pkt/wyścig. Po 13. kolejce tegorocznego sezonu jego rezultat to 1,79.
Poniżej oczekiwań spisują się również pozostali jeźdźcy. Robert Kościecha i Antonio Lindbaeck miewają mecze dobre (rzadko) i fatalne (częściej). Po słabym początku, zwyżkę formy zasygnalizował Denis Gizatullin, ale już w dwóch ostatnich spotkaniach znów zawiódł.
Trener(zy) bez charyzmy?
Pojawiają się też głosy, że odpowiedzialność za słabe wyniki ponosi Jacek Woźniak. Między innymi dlatego, że w złych momentach wprowadza rezerwy taktyczne. Z tym argumentem raczej trudno się zgodzić. Owszem, trener zagapił się podczas meczu z Unią Leszno, ale tak naprawdę trudno przypuszczać, aby wycofanie Roberta Kościechy uchroniło nas wtedy od porażki. Osobna sprawa, że niektórzy fani chyba nie do końca znają regulamin. No bo jak wytłumaczyć fakt, że część z nich dziwi się, że przy 6-punktowej stracie do rywala trener pozwala jechać widniejącemu w programie juniorowi?
Da się też słyszeć, że Woźniakowi brakuje autorytetu i charyzmy. Co ciekawe, kiedy Polonię prowadził medalista mistrzostw świata, Zenon Plech mówiono dokładnie to samo...
Wreszcie tor dla naszych
Na zakończenie warto poruszyć jeszcze temat przygotowania bydgoskiego toru. Od kilku sezonów słyszymy narzekania, że nie jest on sprzymierzeńcem gospodarzy. Ale czy może być inaczej skoro każdy polonista ma inne wymagania? Po meczu z Lesznem (dlaczego tak późno?!) odbyło się zebranie drużyny podczas którego ustalono, że zawodnicy będą ścigać się na przyczepnej nawierzchni. Takiego toru domagała się większość żużlowców. Oby zaowocowało to lepszą jazdą naszej drużyny. I to nie tylko w tym roku. Bo wszyscy mamy już dość nerwowych sezonów i permanentnego szukania winnych.