W niedzielę, 24 października, skończył 40 lat. Dzień wcześniej po meczu z Asseco Prokomem II rodzina, znajomi i przyjaciele Przemysława Gierszewskiego spotkali się w sali SP nr 63.
<!** Image 2 alt="Image 159492" sub="Jubilat otrzymał m.in. nietypowy prezent - koledzy (z lewej Maciej Batkowski) wykupili mu przelot nad Bydgoszczą... szybowcem">Wszystko odbyło się w wielkiej tajemnicy, a sam jubilat nie wiedział, jaką niespodziankę przygotowała mu żona Marta. Skorzystaliśmy oczywiście z okazji, by poprosić popularnego „Kojota”, wieloletniego koszykarza Astorii (obecnie II trenera), o chwilę wspomnień.
O początkach kariery
- Trenować zacząłem dopiero w wieku 15 lat po ukończeniu szkoły podstawowej. Dlaczego tak późno? Bo jako dziecko byłem bardzo niski i mój ojciec (Hilary - w przeszłości czołowy koszykarz Astorii - dop. T.N.) nie widział mnie jako zawodnika. Gdy jednak trochę podrosłem, trafiłem do grupy naborowej, prowadzonej przez Aureliusza Gościniaka. Kontakt z basketem miałem już wcześniej, bo jeździłem z ojcem, który w tym czasie był trenerem, na obozy, chodziłem na treningi. A ze sportem miałem cały czas do czynienia. Uprawiałem różne dyscypliny - między innym... strzelanie do sylwetki biegnącego dzika.
<!** reklama>O trafianiu z dystansu
- To, że z czasem zaczęły mi wpadać „trójki”, nie było dziełem przypadku i tylko - być może - talentu. W pierwszych latach kariery trenowałem dużo więcej niż koledzy - często trzy razy dziennie. Również w czasie wakacji chodziłem z tatą do sali i oddawałem tysiące rzutów. Z czasem to przyniosło efekt.
O swoim pseudonimie
- Wymyślił go Mirek Kabała (grał w „Aście” w latach 1991-1993 - dop. T.N.) po pamiętnym meczu z MKS MOS Pruszków, w którym zdobyłem 45 punktów i trafiłem 10 „trójek”. W pierwszej wersji był to „Szalony Kojot”. To przezwisko powstało pewnie dlatego, że byłem bardzo dynamiczny, szybko biegałem do kontrataku. Gdy po własnej zbiórce piłka trafiała do Kabały, to ja już byłem pod tablicą przeciwnika i dostawałem od niego precyzyjne podanie.
<!** Image 3 alt="Image 159492" sub="Koledzy z boiska rozegrali w sali SP nr 63 towarzyski mecz (wynik był nieistotny). Jedną drużynę utworzyli: Przemysław Gierszewski, Leszek Prusak, Jacek Robak i Maciej Batkowski, drugą: Krzysztof Celusta, Maciej Specjał, Grzegorz Skiba i Robert Małecki. Pierwszy z lewej stoi prezes KPSW Astorii, Jacek Borkowski, a pierwszy z prawej ojciec 40-latka, Hilary Gierszewski. Fot. Tadeusz Nadolski">O najlepszym meczu
- To pewnie spotkanie z Pruszkowem. Tu mogę przypomnieć mało znany fakt, że tak naprawdę to trafiłem jedenaście „trójek”, bo przy jednym rzucie byłem faulowany i wykorzystałem trzy wolne. Był jeszcze mecz z Obrą Kościan, gdy miałem osiem trafień z dystansu do przerwy. Dobrze też pamiętam pojedynek w ekstraklasie w barwach Noteci z Zagłębiem Sosnowiec. Przegrywaliśmy już blisko 20 punktami i trener Wojciech Krajewski wpuścił m.in. mnie i Leszka Prusaka. Mocno „podgoniliśmy” wynik, ale ostatecznie ulegliśmy jednym czy dwoma punktami.
<!** Image 4 align=right alt="Image 159492" sub="Przemysław Gierszewski z trenerem Jerzym Nowakowskim, który z przerwami wiele lat prowadził Astorię. Fot. Archiwum">O najbardziej szalonym rzucie
- Takiego jak pamiętny rzut Jacka Krzykały niemal spod własnego kosza to nie było. Natomiast całkiem niedawno - dwa sezony temu - w spotkaniu z AZS Warszawa na bodaj trzydzieści sekund przed końcem przegrywaliśmy sześcioma punktami. Mnie udało się dwa razy celnie przymierzyć zza linii 6,25 m - w tym raz z takiego półobrotu. Dwa „oczka” dołożył jeszcze Dorian Szyttenholm i ostatecznie wygraliśmy 96:94.
O partnerach na boisku
- Najlepiej grało mi się ze wspomianym już Mirkiem Kabałą. On na boisku widział wszystko, potrafił świetnie podać, w trakcie gry skupiał się właśnie na asystach. To dzięki niemu - można powiedzieć - rozwinąłem się, jeśli chodzi o zdobywanie punktów. Dobrze mi się też współpracowało z Grzegorzem Skibą. Natomiast jeśli chodzi o atmosferę w zespole, to z sentymentem wspomninam drużynę prowadzoną przez Aleksandra Krutikowa - m.in. z Robertem Małeckim, Litwinami Tomasem Venskunasem i Augenijusem Vaskysem. Byliśmy bardzo dobrymi kolegami nie tylko na boisku, ale także poza nim. I jesteśmy nimi do dziś.
<!** Image 5 align=right alt="Image 159492" sub="Mecz z Notecią Inowrocław w starej hali w Mątwach (Przemysław Gierszewski z piłką). W białych koszulkach (od lewej) Tomasz Torgowski i Piotr Baran, z tyłu Krzysztof Bebyn. Fot. Archiwum">O najtrudniejszych rywalach
- Gdy grałem w ekstraklasie, to najgroźniejszymi rywalami byli Amerykanie. Był na przykład w Pruszkowie taki gość, który się nazywał Jeff Massey. Niższy od mnie, ale jak skoczył do kosza, to zobaczyłem tylko spodenki i to jeszcze od dołu.
O powrocie na boisko
- Po kontuzji w ubiegłym sezonie przeszedłem operację kolana. Powoli dochodzę do formy i czuję się na tyle dobrze, że jeszcze w tym sezonie potrafię przydać się drużynie.
Teczka osobowa
Przemysław Gierszewski
- Ur. 24.10.1970 r. w Bydgoszczy, pseudonim: „Kojot”, wzrost: 184 cm, pozycja: obrońca. Wychowanek Astorii Bydgoszcz. Treningi rozpoczął w 1985 roku. Z „Astą” związany przez większą część swojej kariery. Grał także w Noteci Inowrocław, Polpaku Świecie i Novum Bydgoszcz.
- Specjalista od rzutów za 3 pkt. W sezonie 1992/1993 przeciwko MKS Pruszków rzucił 45 pkt w tym 10 razy za 3 pkt. W sezonie 1993/1994 przeciwko AZS Toruń rzucił 31 pkt (8x3). W sezonie 1998/1999 przeciwko Obrze Kościan rzucił 31 pkt (8x3). W sezonie 2001/2002 przeciwko AZS Szczecin rzucił 36 pkt (10x3).(www.astoria.bydgoszcz.pl)