Widzę w tym szansę nie tylko na stworzenie czegoś oryginalnego w modnym ostatnio guście eko, ale i na ozdobę miasta.
Dostrzegam jednak w tej inicjatywie pewne zagrożenie. Kto z nas ma szczęście mieszkać w domku jednorodzinnym, ten pewnie wie, czym grozi sprawienie sobie takie ozdoby na zewnętrznej ścianie. Owszem, latem wijące się po murach pnącza nie tylko cieszą oko, ale dają miły chłód i wilgoć. Trzeba jednak ostrożnie otwierać okna w ich pobliżu lub wstawić w nie solidne moskitiery. Zieloną ścianę lubią bowiem nie tylko właściciele domu - także owady, robaki, a nawet małe ssaki. Na przykład myszy wędrują po takich ścianach niczym małe akrobatki. Nie wiem, czy urzędniczkom ratusza bis byłoby miło, gdyby takie „petentki” nagle zjawiły się ich pokojach...
Inna sprawa to konieczność stałej i sumiennej dbałości o pielęgnację żywej ozdoby. Jeśli się tego zaniedba, zielona ściana szybciutko zamieni się w chaszcze, kłujące w oczy, zamiast je cieszyć.
