Polska prowadzi w Unii Europejskiej w ponurej statystyce śmiertelnych ofiar wypadków drogowych.
Aż 14 procent z nich, i to przy bardzo niskim w naszym kraju ruchu rowerowym, stanowią cykliści. Miłośnicy dwóch kółek za głównego sprawcę ich nieszczęść uważają... zieloną strzałkę na skrzyżowaniach. Statystyki nie kłamią - rowerzysta najbardziej zagrożony jest na rowerowej ścieżce i na skrzyżowaniach.
O interes cyklistów chce zadbać krakowski poseł PO Łukasz Gibała. Na ręce ministra infrastruktury złożył interpelację, w której prosi o likwidację strzałek.
- Dobrze regulują płynność ruchu na skrzyżowaniach, ale tam, gdzie pojawiają się drogi rowerowe, stanowią śmiertelne zagrożenie - uważa poseł. - I muszą zniknąć.
Dlaczego są takie niebezpieczne?
<!** reklama>- Kierowcy nie zatrzymują się przed sygnalizatorem, a za nim, zwykle za przejściem dla pieszych i przejazdem dla rowerów. Do tego mają nawyk patrzenia w lewo, bo stamtąd może nadjechać inny samochód. O tym, że rowerzysta może wjechać od prawej strony, jakoś nie pamiętają - narzekają cykliści.
Wskazują, że zielone strzałki to właściwie światowy ewenement i jednocześnie eksperyment, bo w innych krajach takie rozwiązanie nie występuje.
- Ja sam od 2000 roku byłem potrącany około dwudziestu razy. Najcięższy wypadek miałem właśnie przez strzałkę. Tam, gdzie miałem absolutne pierwszeństwo, nie ustąpił mi go samochód. Do teraz odczuwam bóle barku - mówi Włodzimierz Wójciak, wiceprezes BKTR „Turkole”. - To wina naszych kierowców. Może co trzeci patrzy, że ma czerwone światło. Większość traktuje strzałkę jak światło zielone.
Rowerzyści chcieliby również, aby o ich bezpieczeństwo zadbali lepiej nasi policjanci. Zaangażowany cyklista pokonuje rocznie pięć, dziesięć tysięcy kilometrów na rowerze. - Spotykam w tym czasie dwóch, trzech policjantów. To za mało - uważa Włodzimierz Wójciak.