Nie mnie oceniać pracę parlamentarzystów, którzy od wielu lat pracują przy Wiejskiej w Warszawie. Od tego są wyborcy. Jednak...
<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/walenczykowska_hanna.jpg" >Jako była fanka brydża, pokera i oka wiem, że lepiej gra się nowymi kartami. Po pierwsze; starych nie da się efektownie tasować, bo okrutnie się sklejają. Trudno zatem wzbudzić szacunek przeciwników. Po drugie: stare karty mają znaki szczególne, wyżłobione przez czas i łapy różnych graczy. Nie da się ich usunąć, więc i w grze rasowy brydżysta nie odnajdzie przyjemności. Łatwo bowiem ocenić moc kart przeciwnika, a kiedy wszystko jest jasne, to nikogo nie podnieci już adrenalina, która wydziela się jedynie podczas ryzykownych zagrywek. Po trzecie, takie mocno zgrane karty są niemiłe w dotyku i zostawiają czarne ślady na palcach...
<!** reklama>
Jaki związek ma talia kart
z listami wyborczymi? Ogromny.
W kampanii wyborczej, nie tylko silne asy (wyćwiczone w bojach „jedynki”) się liczą. Niekiedy, wygrana zależy od najsłabszych, ale i nieobliczalnych blotek. Każdy, kto grał choć raz w brydża, wie, że nawet dwójką można przebić asa. Chciałoby się rzec; to blotki dodają kolorytu walce i sprawiają, że obserwatorzy nie umierają z nudów. To charyzma blotek, to ich chęć pracy na rzecz „honorów” dźwiga listę ku górze.
Nie lubię marazmu i sytuacji, w których z góry wszystko wiadomo. Dlatego marzy mi się, by na listach nowych twarzy (czytaj „świeżych blotek”) było jak najwięcej.
A może wśród nich ujawnią się... silne „honory”?