Masz połączenie z tego numeru? Obowiązkowo odbierz telefon.
Lekarze przestrzegają przed skutkami kontaktu małych dzieci z koronawirusem.
- Wśród dzieci rzadko dochodzi do poważnej manifestacji płucnej w związku z zakażeniem wirusem SARS-CoV-2 - tłumaczy dr n. med. Danuta Kurylak, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszcz. - Jednakże dzieci, mogą reagować odpowiedzią zapalną, przypominającą objawami między innymi; chorobę Kawasakiego, sepsę, zespół aktywacji makrofagów.
Danuta Kurylak wyjaśnia, że w takich przypadkach należy brać pod uwagę pediatryczny, wieloukładowy zespół zapalny, skojarzony z zakażeniem SARS-CoV-2, czyli tzw. zespół PIMS.
Przebieg choroby może być ciężki
U dziecka z przedłużającą się gorączką może wystąpić; dysfunkcja mięśnia sercowego, układu oddechowego, nerek, przewodu pokarmowego, zaburzeń neurologicznych, wstrząsów z laboratoryjnymi objawami stanu zapalnego. Dlatego też przebieg PIMS może być bardzo ciężki i groźny dla życia dziecka.
- Choroba dotyczy dzieci, które miały kontakt z wirusem, na przykład z osobą chorą na COVID-19 lub osobą zakażoną – mówi Danuta Kurylak.
Z powodu ciężkiego przebiegu choroby, dzieci powinny być szybko zdiagnozowane i poddane terapii.
- W leczeniu stosuje się przeciwciała. Leczenie jest objawowe. Ma ono bardzo duże znaczenie, ponieważ może uratować chorym dzieciom życie – twierdzi Danuta Kurylak i dodaje, że w bydgoskim szpitalu dziecięcym leczy się dzieci z zespołem pocovidowym. U jednego pacjenta potwierdzono zespół PIMS. Dziecko jest w trakcie leczenia.
Objawy PIMS pojawiają się u dzieci od 2 do 4 tygodni od chwili, w której miało ono kontakt z wirusem SARS-CoV-2. Zazwyczaj, najpierw pojawia się wysoka temperatura, która utrzymuje się przez kilka dni. Rodzice powinni zwrócić na to uwagę i nie lekceważyć stanu dziecka.
- Rodzice powinni również zwrócić uwagę na inne symptomy choroby, w tym na: uogólnione osłabienie, zmiany skórne zwłaszcza na skórze dłoni i stóp, obrzęki stóp, bóle brzucha, zaburzenia w oddawaniu moczu, wysoka gorączka i pogarszający się stan dziecka – wylicza Danuta Kurylak.
Pacjentów, u których występują takie objawy musi zobaczyć lekarz rodzinny.
- Każde podejrzane sytuacje powinien zbadać lekarz. Na podstawie występujących objawów, łatwo jest pomylić zespół PIMS z innymi chorobami zakaźnymi. Dlatego skorzystanie z teleporady nie wystarczy – uważa Danuta Kurylak i podkreśla, że wizyty muszą być osobiste. - Jeśli takiej możliwości nie ma, to trzeba przywieźć dziecko do szpitala – dodaje.
Warto wyjaśnić, że podobne objawy do tych, które stwierdza się przy zespole PIMS występują również w przypadku innych infekcji zakaźnych, np. chorobie bostońskiej (choroba dłoni, stóp i jamy ustnej, wirusowa, zakaźna). Choroby zakaźne były nam znane. Istniały i istnieją do dziś. Ich przyczyną nie było jednak zakażenie koronawirusem. Mimo to PIMS leczy się tak samo jak wcześniej się leczyło infekcje, które nie miały związku z zakażeniem wirusem SARS-CoV-2.
Pacjentom podaje się przeciwciała, czyli immunoglobuliny.
Trudno jednak przewidzieć dzisiaj jakie szkody w organizmie spowoduje przebycie TIMS.
Bydgoszczanin martwi się o swoje dzieci
Nie ma w tym nic dziwnego, że ryzyko wystąpienia pocovidowych powikłań nawet u dzieci, u których nie wystąpiły objawy zakażenia wirusem SARS-CoV-2 niepokoją.
- Chyba najbardziej niepokoi mnie stan systemu ochrony zdrowia, dopiero potem ryzyko wystąpienia powikłań po COVID-19. Od kilku tygodni nie udaje nam się umówić do pediatry na rutynowy bilans, który jest wymagany w szkole sportowej, do której chodzi nasz starszy syn – mówi pan Tomasz, tata dwóch chłopców w wieku 5 i 7 lat. - Boję się pomyśleć, co by było, gdybyśmy naprawdę pilnie potrzebowali porady lekarza. Strach przed COVID-19 nie paraliżuje nas już tak bardzo, jak wiosną. Nasze młodsze dziecko jako jedyne w rodzinie ma trochę normalności, bo może chodzić do przedszkola, gdzie ma ukochany basen, tenis, aikido. Mimo że pracujemy z domu, a starszy syn uczy się zdalnie, nie zostawiliśmy Gucia w domu, by mu tego nie zabierać.
Pan Tomasz podkreśla, że od początku roku szkolnego jego syn nie przyniósł z przedszkola nawet kataru, podczas gdy przed pandemią, infekcje górnych dróg oddechowych były normą.
- Rodzice bardzo się pilnują, by nie posyłać do przedszkola przeziębionych dzieci, co daje pozytywne rezultaty. Skupiamy się na tym, by obserwować dzieci, zwracać uwagę na objawy, o których mówią lekarze, ale to chyba jedyne co możemy teraz zrobić – uważa pan Tomasz.
