W tamtym czasie z braku taboru przeważnie pociąg tramwajowy w Bydgoszczy składał się z jednego wozu motorowego. Przyczepy dołączano do składu tylko na poranny i popołudniowy szczyt komunikacyjny. Z tego powodu praktycznie stale w tramwajach panował tłok, co powodowało, że konduktorzy nie byli w stanie „ogarnąć” wszystkich pasażerów, zwłaszcza że ci permanentnie łamali obowiązujący wówczas regulamin.
Konduktor kontrolerem
Zasadą było wsiadanie tylnym pomostem, kupowanie biletu u konduktora posiadającego swoje „stanowisko pracy” tuż obok tylnych drzwi i następnie wysiadanie pomostem przednim. Podczas „oblężenia” wozów w godzinach szczytu stosowanie się do zasad było nierealne.
Straty ponoszone przez bydgoskie przedsiębiorstwo tramwajowe z tej przyczyny były znaczne. Kontrolerów biletów w tamtym czasie nie było. Rolę tę pełnili konduktorzy.
Obywatel Matczak postanowił „oderwać się” od stałego miejsca i poruszać się po całym wozie.
Sytuacja uległa zasadniczej zmianie w maju 1954 roku. W ramach modnego wówczas współzawodnictwa pracy obywatel Matczak, pracujący jako konduktor, postanowił zracjonalizować swoją pracę. Postanowił „oderwać się” od stałego miejsca i poruszać się po całym wozie, zwłaszcza podczas dłuższych odcinków jazdy. To pozwoliło mu znacząco podnieść liczbę przyłapanych gapowiczów, jak i podnieść sprzedaż biletów.
30 mandatów na miesiąc
Jak wyliczono, w ciągu dwóch pierwszych miesięcy takiej działalności, konduktor Matczak wypisał aż 60 mandatów za brak biletu, co było rekordem przedsiębiorstwa. Jego styl pracy w krótkim czasie zaczął obowiązywać wszystkich konduktorów, a po 1956 roku w tramwajach bydgoskich pojawili się specjalni kontrolerzy. Aż do lat 70. pracowali oni w umundurowaniu, dopiero później pojawili się kontrolerzy w cywilu.
Flash Info, odcinek 17 - najważniejsze informacje z Kujaw i Pomorza
